Bawełniana maska za ponad 200 złotych. "Pandemia wymaga poczucia wspólnoty bardziej niż szpanowania"
W sklepach internetowych pojawiły się maseczki z bawełny, bez filtra, za ponad 200 złotych. Nie różnią się od tych wykonanych chałupniczo niczym oprócz logo firmy i wysokiej ceny. – Wydaje mi się to trochę groteskowe, a trochę niemoralne – komentuje Janusz Noniewicz, kierownik katedry mody w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
21.04.2020 | aktual.: 21.04.2020 18:18
O 16 kwietnia zakrywanie ust i nosa w przestrzeni publicznej jest obowiązkowe. Twarz można zasłonić szalikiem, apaszką czy maską ochronną. W sklepach już pojawiły się maski z bawełny za ponad 200 złotych. Towar szybko został wyprzedany, ale pozostało pytanie, czy ta potrzeba posiadania stylowej maski ma oswajać z pandemią, czy to po prostu potrzeba wyróżnienia się z tłumu.
Zobacz także
"Maseczka znakiem wspólnoty i odpowiedzialności za innych"
– Istnieją na pewno konsumenci, którzy mają takie potrzeby, i których na to stać. Natomiast wydaje mi się, że strojenia się w "maskę fashion" to ekstremalna przesada. Jako kierownik katedry mody i jako człowiek, myślę sobie, że maseczki dzisiaj są znakiem tego, że wszyscy znajdujemy się w szczególnej sytuacji. Podkreślanie swojego bogactwa, odmienności, rozróżniania się od innych maską bawełnianą za 200 złotych, wydaje mi się trochę groteskowe, a trochę niemoralne z punktu widzenia społecznej jedności. Myślę, że pandemia teraz wymaga poczucia wspólnoty bardziej niż szpanowania – ocenia Janusz Noniewicz.
Jednocześnie dodaje, że żyjemy w czasie totalnych nierówności. – Moda zawsze była tego znakiem i symbolem. Moda nigdy nie była demokratyczna, wywodzi się z wyższych warstw społecznych i do nich apelowała – mówi kierownik katedry mody Akademii Sztuk Pięknych.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Tłumaczy również, że świat mody zawsze interesowało to, co zrobić z twarzą, jak ją "zagarnąć". I choć na wybiegach pojawiały się już motywy masek, to nie były one elementem ochrony, ale elementem show. – W obliczu pandemii maseczka powinna pozostać znakiem wspólnoty i odpowiedzialności za innych – podsumowuje Noniewicz.
Ślub w maseczce
Maseczka ochronna może pozostać z nami na dłużej. Ślub można przełożyć, ale nie ma gwarancji, że pandemia minie i za kilka miesięcy będzie można przebywać w przestrzeni publicznej bez zakrytej twarzy. – Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ta maska staje się elementem stroju ceremonialnego. Świat mody powinien zastanowić się, jak na tę potrzebę zareagować. Jak człowiek inwestuje w sukienkę, to dobrze jest fajnie wyglądać i tę maskę wpisać w ten strój – ocenia kierownik katedry mody.
Małgorzata Orkisz z firmy Szycie Meggi potwierdza, że klientki już proszą ją o uszycie maski ślubnej, ponieważ nie chcą iść do ołtarza w tej chirurgicznej. – Zgłasza się do nas coraz więcej panien młodych, nawet na terminy październikowe. Chcą być zabezpieczone, aby nie zostawiać zakupu na ostatnią chwilę – mówi Orkisz.
Wykonane przez nią maseczki mają dwie warstwy – jedną bawełnianą, drugą jedwabną. Zdobienia są robione ręcznie. Cena takiej maseczki ślubnej to około 50 złotych. Firma szyje również zwykłe, bawełniane maski za 15 złotych. I tutaj też wymagania z każdym dniem rosną.
– Na początku zamawiano zwykłe wzory, teraz klientki szukają czegoś wyjątkowego. Widać, że zapotrzebowanie się zmienia. Ważne są wzór i fason. Oczywiście nasze maski są z filtrami z flizeliny. Produkt jest i ładny i bezpieczny – tłumaczy krawcowa.
I choć rozumie zapotrzebowanie konsumenta, w jej odczuciu kilkadziesiąt złotych za kawałek materiału to przesada. – Widziałam na stronach projektantów bawełniane maski po kilkadziesiąt złotych. To nieadekwatne do całej sytuacji. Trzeba być człowiekiem i mieć na uwadze, że ludzie tracą pracę – komentuje Małgorzata Orkisz.
Funkcja maseczki bawełnianej i maseczki z filtrami
Podczas wyboru maseczki powinno się kierować czymś więcej niż designem. Mikrobiolog dr Tomasz Wołkowicz tłumaczy, że nawet najlepsze maski nie stanowią 100-procentowej ochrony przed wirusem, ale niewątpliwie zmniejszają ryzyko jego przeniesienia na inną osobę. Niemniej nie są nimi maski bawełniane, bez specjalnych filtrów.
– Nakaz noszenia maseczek jest po to, abyśmy chronili innych przed nami. Maski mają ograniczyć rozsiewanie wirusa przez osoby nieświadome zakażenia. Chcąc to uczynić, wystarczające jest noszenie maseczek bawełnianych, wielorazowych. Usta i nos można równie dobrze zakryć szalikiem czy apaszką – mówi dr Wołkowicz w rozmowie z WP Kobieta.
W cenie kilkudziesięciu złotych są natomiast sprzedawane m.in. maski klasy FFP2 czy FFP3, często występujące z zaworkiem wydechowym. Dobrze założone chronią przed aerozolami będącymi nośnikami wirusa. – Maseczki z zaworkiem mają sens jedynie w przypadku, gdy to my chcemy ochronić się przed światem. Chodzi o to, że zaciągamy powietrze całą powierzchnią maseczki i wtedy jest ono filtrowane, natomiast całe wydychane powietrze wydostaje się przez zaworek. Jeśli jesteśmy zakażeni, to ta maseczka świata nie ochroni – podsumowuje ekspert.
Relatywnie najlepiej zabezpieczającymi półmaskami chroniącymi nas i otoczenie – przy założeniu ich prawidłowego użytkowania i utylizacji – są typy FFP2 i FFP3, ale bez zaworka. W nich gorzej się oddycha, ale taka maseczka działa w dwie strony. Obecnie te maski można kupić za około 100 złotych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl