Blisko ludziBogumiła jest instruktorką prawa jazdy. Ta praca była dla niej nowym początkiem

Bogumiła jest instruktorką prawa jazdy. Ta praca była dla niej nowym początkiem

Gdy ja chodziłam na kurs prawa jazdy, mój instruktor lubił powtarzać, że "kobiety powinny zdawać dwa egzaminy, bo pierwszy to może być tylko łut szczęścia". Z zupełnie innego założenia wychodzi pani Bogumiła, która sama prowadzi kursy. Praca instruktorki była jej marzeniem, które spełniła w wieku 56 lat.

Bogumiła jest instruktorką prawa jazdy. Ta praca była dla niej nowym początkiem
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

17.02.2020 | aktual.: 17.02.2020 20:08

Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Miałaś męża, dom, firmę. Skąd pomysł, żeby zmienić swoje życie i zacząć pracę instruktorki?
Bogumiła Jachowicz, instruktorka prawa jazdy: Wcześniej pracowałam w firmie z mężem. Po rozwodzie postanowiłam, że teraz czas na moje pasje i marzenia. Zawsze chciałam nauczać, jestem też dobrym kierowcą, lubię jeździć. To wszystko złożyło się na tę decyzję i teraz jestem tu, gdzie jestem.

Nie miałaś myśli, że to już za późno?
Zaczęłam kurs instruktora prawa jazdy w wieku 56 lat. Byłam tam jedną z najstarszych osób, ale zauważyłam, że ci młodzi często nie kończyli kursu albo po jego ukończeniu nie pracują w zawodzie. Nie lubię pracy za biurkiem, potrzebowałam zmiany. Na to nigdy nie jest za późno.

Nie kończyli kursu?
To nie jest prosta sprawa. Część teoretyczna trwa pół roku, a potem odbywają się praktyki, które kończy egzamin. Jest wiele testów, podobnych do tych, jakie mają kursanci, tylko u nas dochodzi jeszcze metodyka nauczania i psychologia. Następnie są konspekty, czyli prowadzenie wykładów, a na koniec część praktyczna. Wyjeżdżamy w miasto i robimy taką symulację jazdy z kursantem. Nie jest łatwo zdać. Zdawalność jest bardzo niska.

Kobiety też pojawiały się na kursie?
Wtedy niewiele, ale teraz widzę, że coraz więcej kobiet decyduje się na ten zawód. To bardzo motywujące i miłe. Jeszcze milej jest, jak na kurs zapisują się na przykład kobiety po 50. Bardzo się cieszę, że chcą się rozwijać. Nauka idzie im trochę wolniej, bo wiadomo, mają swoje przyzwyczajenia, ale najważniejsze, że chcą.

Twoi znajomi byli zaskoczeni decyzją o zostaniu instruktorką?
Słyszałam, że zwariowałam. Odradzali mi to, śmiali się, że sobie coś wymyśliłam na starość.

Co sprawia ci największą radość w twojej pracy?
Uwielbiam kontakt z młodzieżą. Lubię przekazywać swoją wiedzę i doświadczenie. Często przywiązuje się do swoich kursantów, utrzymujemy kontakt nawet po zakończeniu kursu.

Co najczęściej od nich słyszysz, już po skończonym kursie?
Nieskromnie powiem, że cieszę się dużą sympatią. Kursanci często mi dziękują, wysyłają życzenia na święta czy pozdrawiają mnie na mieście. Czasem nawet dostaję jakieś bombonierki w ramach podziękowania. Polecają mnie swoim znajomym, więc to jest bardzo miłe.

Zdradzają się niebezpieczne sytuacje?
Bardzo rzadko. Czasem kursanci mylą pedały czy kierunki, ale jako instruktorzy jesteśmy bardzo wyczuleni. Na początku kursu, wiadomo, wybieramy mniej ruchliwe ulice, jakieś osiedla, żeby oswoić nowicjusza. Staramy się minimalizować zagrożenie najbardziej, jak się da.

Czy któryś kurs wspominasz najlepiej?
Miałam kiedyś takiego ucznia – osiemnastolatek, pewny siebie. Robił kurs w zimie, więc popołudniami było już ciemno. Uprzedziłam, że będziemy jeździć po zmroku, wtedy jest gorsza widoczność i może być trudniej, ale on oczywiście mówił, że niczego się nie boi. Skończyło się tak, że gdy wyjechaliśmy, prosił, żebym pomagała mu na skrzyżowaniach, bo on nie widzi, gdzie jechać. Ta historia jest już moją anegdotką, często ją opowiadam. Trochę dla śmiechu, trochę ku przestrodze.

Łączysz pracę mediatora sądowego i instruktora. Czy z samej szkoły jazdy byłabyś w stanie utrzymać rodzinę?
Wszystko zależy od tego, ile godzin wyjeżdżę. Moja średnia pensja ze szkoły jazdy to około 2 tys. zł. To się bardzo różni między miesiącami, bo wiadomo, że na przykład zimą jest mniej chętnych.

Często zdarzają się uczniowie, który już wcześniej zasiadali przed kierownicą?
Bardzo wielu nastolatków, którzy do mnie przychodzą na kurs, trochę już jeździ. Zazwyczaj "podszkalają" ich mama, tata, wujek czy ciocia. Nie jest to czasami dobre, bo rodzice uczą jeździć tak, jak jeżdżą kierowcy. A jazda egzaminacyjna się niestety trochę różni od tej realistycznej, więc muszę oduczyć ich tych nawyków. Wpoić im zasady ruchu drogowego i nauczyć jazdy takiej, która pozwoli im zdać egzamin.

Masz dla swoich podopiecznych jakąś radę?
Zawsze powtarzam, że człowiek uczy się jazdy, dopiero kiedy dostaje prawo jazdy, po ukończonym kursie. Wtedy to inni kierowcy bardzo szybko weryfikują umiejętności. Najważniejsze dla mnie jest, żeby moi kursanci jeździli przede wszystkim bezpiecznie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (122)