Nie wpuści nikogo bez butów. "Nogi brzydko pachną"
- To włoskie małżeństwo (...). Dzień bez kłótni nie istnieje. Może teraz już mi się mniej chce kłócić, ale zawsze mówię swojemu mężowi, że jak już nie będę taka ekspresyjna, to, śmieję się, że by mi nie zależało - mówi Mariola Bojarska-Ferenc.
Mariola Bojarska-Ferenc w rozmowie z Pomponikiem wyznała, że najbliżej jej do mentalności Włoszki. Jak podkreśliła, nawet w jej małżeństwie da się wyczuć powiew południa. Gimnastyczka i dziennikarka wyjawiła, że często kłóci się z mężem, choć darzy go ogromną miłością - z wzajemnością.
O co najczęściej kłóci się z mężem? - O marchewkę - odpowiedziała ze śmiechem celebrytka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mariola Bojarska-Fernec szykuje sie na ślub syna. Tak mówi o pustych kopertach: "TO BEZCZELNOŚĆ"
Niedługo świętują 34. rocznicę ślubu. Tak wspomina pierwszy ugotowany mężowi obiad
Dziennikarka wyjawiła, że z mężem potrafi się kłócić o drobiazgi - te same od... kilkudziesięciu lat! - Na przykład podobno wieszam ścierkę w kuchni w miejscu takim, który uniemożliwia otwieranie szuflady, i robię to 20 lat. Mój mąż przez 20 lat przesuwa ją piętro niżej, a ja piętro wyżej. A ja odwrotnie: że ręcznik nie jest złożony tak, jak ja lubię - opowiadała ze śmiechem Pomponikowi.
Mariola Bojarska-Ferenc wspomniała też sytuację, która miała miejsce 37 lat temu, kiedy poznała przyszłego męża. Pierwszy ugotowany przez dziennikarkę obiad zakończył się... kłótnią.
- Podobno (...) ja nie potrafię kroić tak bardzo cieniutko (...). Mój mąż jest architektem, więc on jest bardzo precyzyjny, mógłby być chirurgiem. I jak go poznałam, w sobotę (21 czerwca - przyp. red.) obchodzimy 34. rocznicę ślubu. Jak go poznałam i chciałam mu ugotować pierwszy obiadek (...) to ponoć mój strogonow wyglądał jak kotlety schabowe namoczone w tym sosie (...). I była kłótnia "no jak to wygląda", że nie do zjedzenia - wyjawiła.
"Rzuciłam w tłum, do tej pory się nie znalazł"
Celebrytka przyznała, że kiedy była młodsza, potrafiła być bardziej wybuchowa i zdarzało się jej nie przemyśleć najpierw swojego zachowania. Przywołała przy tym historię z pierścionkiem zaręczynowym.
- Rzuciłam w tłum, do tej pory się nie znalazł. Do tej pory nie mam pierścionka, ciągle liczę na kolejną rocznicę, że mi Ryś kupi, ale mi do tej pory nie kupił, tu 34. rocznica, Rysiek, słyszysz mnie? - dodała, śmiejąc się.
Jakim cudem pierścionek znalazł się w tłumie? Mariola Bojarska-Ferenc przyznała, że wyrzuciła symboliczną biżuterię z zazdrości.
- Byłam zazdrosna, że gadał z moją koleżanką. Taka byłam zazdrosna, to było tydzień po ślubie, że się zdenerwowałam, wyrzuciłam w tłum (pierścionek - przyp. red.) i wyszłam. (Mąż - przyp. red.) pobiegł za mną, ale pierścionek się już nie znalazł - wspomniała.
"Zakaz ściągania butów"
Bojarska podzieliła się też nietypowym zakazem, który funkcjonuje w jej domu. - Zakaz ściągania butów. Nie wpuszczam nikogo bez butów. (...) Jeśli mówimy o dorosłych ludziach, (...) jest absolutny zakaz. Słuchajcie, nogi jakoś tam brzydko u każdego z nas różnie pachną. Poza tym, buty są elementem stroju. No jak sobie wyobrażasz, że ja tutaj teraz przychodzę boso? Boso to ja mogę przyjść na przyjęcie na plaży i wtedy byłoby to fajne - oznajmiła.
- Przychodzimy do domu, w jakiejś pięknej sukience (...). Ja się na przykład wystroiłam, pięknie nakryłam strój i widzę te męskie skarpetki... I co, mówię: ściągaj buty, a tam na przykład dziura w skarpetce? No ja to bym na przykład w ogóle nie zjadła kolacji, gdybym zobaczyła jakieś obce stopy - dodała.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.