Była zakonnica przerywa milczenie. Praca od 5 rano do 22 wieczorem
Małgorzata Niedzielska miała 16 lat, gdy wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Krakowie. Po odejściu z zakonu zdecydowała się go pozwać z powodu utraty zdrowia. W marcu ruszył proces, w którym domaga się 1,5 tys. zł miesięcznej renty i 82 tys. odszkodowania. Była zakonnica opowiedziała o swoich wspomnieniach z klasztoru.
28.03.2017 | aktual.: 28.03.2017 15:15
Kiedy jako nastolataka wstąpiła do zakonu, czuła powołanie. Jak sama przyznaje, wcześniej bardzo dużo czasu spędzała przy kościele. Należała do oazy - tam czuła wsparcie i akceptację. Spodziewała się, że w zgromadzeniu będzie szczęśliwa. Rzeczywistość całkowicie ją zaskoczyła.
- Kiedy obserwałam siostry zakonne w swojej parafii, podobało mi się, że są takie spokojne, dobre, życzliwe i dużo się modlą - mówi Małgorzata Niedzielska. - W sumie to mnie pociągało. Natomiast już po pierwszych ślubach spotkałam się z trudnymi realiami.
Brakowało czasu na modlitwę, ponieważ większość dnia zajmowała jej ciężka praca.
- Zaraz po pierwszych ślubach skierowano mnie do najcięższego obowiązku - pracy w kuchni u ojców franciszkanów, gdzie gotowałyśmy codziennie dla 110-120 osób - wyznaje była zakonnica. - Głównie chodziło przełożonym, żeby mnie zahartować, ponieważ uważali, że jestem za delikatna. Już jako 16-latka musiałam dźwigać ciężkie 50-litrowe garnki, przenosić ziemniaki w workach i skrzyniach, co było ponad moje siły. Było też dużo tej pracy - od godziny 5 rano do 22, czasami nawet dłużej, z małymi przerwami na modlitwy.
Skończyło się poważnymi problemami z kręgosłupem. Po prześwietleniu Małgorzata Niedzielska dostała zgodę na jednorazowy masaż. Dopiero w ostatnich placówkach mogła korzystać z rehabilitacji, ale było już za późno - zaraz po wystąpieniu ze zgromadzenia musiała przejść operację kręgosłupa.
W takim niewolnictwie, jak określiła to prawniczka, która zajęła się jej sprawą, wytrzymała aż 13 lat. Długo skrywała swoje cierpienia.
- Chciałam za wszelką cenę być dobrą siostrą i przez długi czas nie skarżyłam się - tłumaczy była zakonnica - Dopiero w ostatniej placówce, kiedy już czułam, że nie wytrzymuję, kilku zaufanym osobom tak w skrócie powiedziałam, przez co przechodzę.
Czas po odejściu z zakonu też nie był łatwy. Dopiero niedawno zaczęła odczuwać motywację do życia. - Mam ogromne poczucie krzywdy, bo 12 lat zajęło mi dochodzenie do siebie. Cały czas korzystam z terapii, jestem na środkach antydepresyjnych.