Byłam Świadkiem Jehowy. Gdy odeszłam, odwrócili się ode mnie nie tylko rodzice
21.08.2017 10:30, aktual.: 21.08.2017 12:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Paulina wychowywała się wśród Świadków Jehowy. Tylko wśród nich miała przyjaciół i bliskich. Najpierw wątpliwości zaczął mieć mąż Pauliny. Potem ona sama zaczęła zastanawiać się, czy Jehowi mają rację. Napisała do rodziców list i porzuciła swoje dotychczasowe życie. Tego, co stało się później, nie mogła się spodziewać.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Dlaczego odeszłaś razem z mężem od Świadków Jehowy?
Paulina Kosno: Przede wszystkim nie zgadzała się nam doktryna, ich nauki. Bardzo dużo rzeczy zmieniają i są w tym niekonsekwentni. Ciało kierownicze, czyli zarząd, narzuca tok myślenia wśród wszystkich Świadków i nie można myśleć inaczej. Jeśli jest powiedziane, żeby jakieś proroctwo interpretować w taki i taki sposób, to jeśli ma się inne zdanie, wątpliwości, czy zadaje niewygodne pytania, jest się uznawanym za odstępcę. Takie osoby są uznawane za niebezpieczne, bo rujnują wiarę. Nie powinno się z taką osobą przebywać.
Okazało się, że wiele nauk, które tam poznaliśmy, nie zgadza się z tym, co napisane jest w Biblii. Trzeba zaznaczyć, że Biblia Świadków jest napisana nieco inaczej, wiele jest różnic, uproszczeń, które rzutują na ogólne zrozumienie. Zaskoczyło mnie to, że często chrześcijanie z różnych denominacji mają wspólne zdanie, a Świadkowie myślą inaczej. Odkryliśmy na przykład, że ciało kierownicze w swoich publikacjach podaje błędne definicje, np. Trójcy, piekła. Pomijają kluczowe słowa i zdania, które są niewygodne.
Dorastałaś w tym środowisku. Jak się rzuca swoje życie? Z dnia na dzień?
Ta decyzja dojrzewała w nas bardzo długo. Mąż zaczął interesować się bardziej Biblią, czytał inne przekłady. I to był chyba klucz do wybudzenia się. Zobaczył, jak wiele jest różnic w naszej religii. Na przykład to, kto może spożywać chleb i wino. Świadkowie Jehowy raz w roku spotykają się, by obchodzić pamiątkę śmierci Jezusa Chrystusa. Podczas tej uroczystości tłumaczone jest, że tylko wybrani mogą spożywać wieczerzę. To ci, którzy należą do grona 144 tys. osób. Jedynie oni wybierają się do nieba i tylko oni są nazwani dziećmi bożymi. Pozostali, którzy mają nadzieję żyć wiecznie na ziemi i nosić miano dziecka Boga, muszą sobie zasłużyć wiernym życiem. Mąż czytał Biblię i doszedł do wniosku, że jej rozumienie przez Świadków jest spaczone.
Któregoś dnia oświadczył mi, że podczas obchodów Pamiątki będzie pił wino i jadł chleb. Dla mnie to oznaczało jedno – że dużo się zmieni. Bałam się, że jest odstępcą. Tak nazywa się wszystkich tych, którzy sprzeciwiają się zasadom. Bałam się, że jeżeli rzeczywiście należy do tego grona wybranych, on pójdzie do nieba, a ja zostanę na ziemi. Dla mnie byłaby to życiowa tragedia. Wyobraziłam sobie, że w nowym świecie będę sama. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak wtedy się czułam. Nie chciałam, żeby mnie kiedyś zostawił. Chciałam mieć rodzinę, dom, dzieci... Świadkowie nie powinni tak myśleć. Krystian powiedział, żebym czytała Nowy Testament, ale bez żadnej doktryny i przede wszystkim inny przekład. Zrozumiałam, że do tej pory żyliśmy w błędzie i coś trzeba z tym zrobić. Dużo dowiedzieliśmy się o pochodzeniu Świadków Jehowy, o tym jak na przestrzeni lat wyznaczali często daty końca świata i żadna się nie sprawdziła. Te nowe informacje wstrząsnęły nami i czuliśmy, że robimy coś złego, zostając we wspólnocie. Nie moglibyśmy być biernymi Świadkami Jehowy. Dlatego odeszliśmy.
Jak zareagowała rodzina?
Pojechaliśmy do rodziców, by zadać im kilka pytań. Nie potrafili obronić żadnej nauki. Wtedy jeszcze nie powiedzieliśmy im wprost, że odchodzimy. To nie był ten etap. Chcieliśmy z nimi porozmawiać na te tematy, które wydawały się nam niejasne. Nie potrafili z nami rozmawiać. Mówili tylko, że trzeba czekać na niewolnika, czyli ciało kierownicze, który na pewno będzie potrafił wszystko wyjaśnić. Powtarzali, że jeśli czegoś nie rozumiemy teraz, to po jakimś czasie rozwiązania przyjdą same. Moja siostra Daria uważała, że jeśli wszystkie przekłady mówiłyby coś innego niż ten jeden przekład Świadków, to ona i tak będzie trwała w swojej wierze. To było przykre. Po kilku tygodniach wysłałam do rodziców list. List o odłączeniu. Wypisałam najważniejsze nauki, z którymi się nie zgadzamy i dlaczego postanowiliśmy odejść. Minęło kilka dni, gdy tata zadzwonił i powiedział, że zrywa ze mną kontakt, że są z mamą zawiedzeni, a mój mąż jest antychrystem i że on wie, że opętał nas szatan, ale zawsze możemy wrócić.
Szybko się od was odwrócili.
Bardzo szybko. Zbór też się odwrócił. Wychowywałam się wśród Świadków, więc wszystkich przyjaciół tam miałam. A gdy ktoś odchodził, to tracił wszystkich bliskich. I tak się stało z nami.
Są osoby, które przecież odchodzą w pojedynkę. Wy mieliście siebie nawzajem.
Tak, to prawda. Mąż po wyjściu z organizacji skończył szkołę, bo wcześniej miał inne sprawy na głowie. W sumie to zaczęliśmy nadrabiać życie. Zaczęliśmy robić rzeczy, które wcześniej były na dalszym planie – nie były zakazane wprost, ale mówiło się, że lepiej się od nich wstrzymać, bo armagedon jest blisko i trzeba wysilać się w służbie dla organizacji, a nie zajmować się sobą. Po wyjściu z mężem zdecydowaliśmy się na dziecko. Teraz jestem w ciąży.
To jak wygląda kwestia dzieci wśród Świadków?
Organizacja nie zabrania mieć dzieci, ale jednocześnie mówi o tym, że jeżeli jest to możliwe, to żeby zostawić takie decyzje na nowy świat. Armagedon jest blisko, więc żeby nie zajmować umysłu dziećmi, trzeba skupić się na głoszeniu nauk, służeniu i pozyskiwaniu nowych członków wspólnoty, żeby nie umarli podczas końca świata. Stosowaliśmy się do tego. Powiem nawet, że czuliśmy presję. Miałoby się pojawić dziecko, a tutaj zaraz będzie wielki ucisk, głód, ciężkie dni... Tak myśmy myśleli. Przy dziecku nie ma się tyle czasu na służenie.
To samo wtedy można powiedzieć chyba o małżeństwie.
Trochę tak jest, ale oczywiście nikt tego nie zakaże. Wiesz, jak się tam żyje, to inaczej się myśli. Człowiek uważa, że robi coś dobrego i że czeka go za takie życie nagroda. Znam ludzi, którzy świadomie rezygnują z małżeństwa, bo chcą lepiej służyć Bogu. Mogą być pionierami, wyrabiać 70 godzin służby w miesiącu, co jest bardzo wyczerpujące i czasochłonne. W małżeństwie zdobywanie się na takie poświęcenia jest znacznie utrudnione.
Ty zdecydowałaś się na małżeństwo.
Poznaliśmy się z Krystianem na zebraniu, na cotygodniowym spotkaniu. Poszliśmy kilka razy do służby. Raz, drugi… przypadliśmy sobie do gustu. Z postanowieniem, że nie będziemy mieć dzieci, zdecydowaliśmy, że będziemy razem. Zakochaliśmy się w sobie. Razem mieliśmy chodzić do służby, wspierać się, działać i tak dalej. Po jakimś czasie wzięliśmy ślub. Krystian zdawał sobie sprawę, że po ślubie nie będzie mógł brać udziału w różnych kursach, bo tylko osoby wolne mają większe szanse się na taki kurs dostać.
Skoro dzieci odciągają uwagę od służby, małżeństwo trochę też, to jaką rolę pełni w życiu Świadków seks?
Jeżeli chodzi o moralność, to bardzo przestrzega się zachowanie czystości do ślubu. Jeśli doszłoby wcześniej do zbliżenia, bylibyśmy wykluczeni z organizacji. Takie postępowanie się kara, bo jest to grzech. Seks istnieje tylko w obrębie małżeństwa.
My, osoby z zewnątrz, wiemy o Świadkach Jehowy tak naprawdę niewiele. Widzimy, jak stoją przed centrami handlowymi, gdzieś na ulicy ze stojakami z folderami, czasem ktoś zapuka do drzwi, by porozmawiać o Bogu. Często słyszy się też, że Świadkowie nie mogą przyjmować krwi.
Proszę sobie wyobrazić, że oni przez ostatnie kilkadziesiąt lat zastanawiali się, czy można przyjmować cztery podstawowe składniki krwi czy nie. Jakiś czas temu mówili, że można przeszczepiać osobowość przez krew, dlatego nie zgadzano się na przeszczepy.
Teraz krwi nie wolno przyjmować. A jeśli chodzi o cztery główne składniki krwi – tego również nie można. I jeśli niezbędna jest operacja, trzeba szukać odpowiedniego lekarza, który podejmie się innego leczenia. Choremu dziecku kategorycznie zabrania się przetoczenia krwi. Świadkowie są przekonani, że w ten sposób są lojalni wobec Boga. Oni robią to w dobrej wierze. Nie myślą o tym, jako o czymś złym.
Słyszałaś przez te lata o historiach rodzin, które przez zakaz straciły dziecko?
Nawet jeżeli coś takiego się stało, nie odbierało się tego jako tragedii. To był wyraz odwagi. Tak wpajane nam było, że taka strata będzie wynagrodzona później przez Boga. Mówiono, że przecież po armagedonie będzie zmartwychwstanie i będzie można zobaczyć się z tym dzieckiem. Ja osobiście nie znam takiej sytuacji, że dziecko umarło przez to, że nie podano mu krwi, ale ktoś mi o tym opowiadał. Ten zakaz jest bardzo pilnowany w społeczności. Jeśli ktoś go złamie, jest wykluczany, bo popełnił bardzo poważny grzech.
A co z innymi obowiązkami Świadków?
Jest ich bardzo dużo. I gdy ktoś nie chce być dłużej w organizacji, to nagle nie wie, co robić. Ale od początku. W czwartki i niedziele mieliśmy spotkania. Około dwugodzinne. W soboty była zbiórka do służby. Na każde zebranie trzeba było się przygotować. Mi to zajmowało około dwóch godzin. Każdy Świadek ma program czytania Biblii. Jest też tzw. tekst dzienny, czyli krótkie komentarze Strażnicy do wybranych fragmentów Biblii. Dobrze jest też codziennie chodzić do służby. Jak to wyglądało? Można było np. umówić się z innym Świadkiem na tzw. świadczenie wielkomiejskie, czyli stanie ze stojakiem, z tymi książeczkami w miejscach publicznych. Inną formą służby było chodzenie od domu do domu, albo dzwonienie do ludzi, których numery brało się z książki telefonicznej czy z jakiejś bazy kontaktów. Można też było wybrać się na tzw. studium biblijne, czyli omawianie książki wydanej przez ciało kierownicze z osobą zainteresowaną tymi naukami lub z dziećmi ochrzczonych Świadków Jehowy. Występowało się wtedy w roli nauczyciela, który objaśniał doktryny tej organizacji. To były główne obowiązki.
W filmie, który zamieściliście na Facebooku, opowiadacie, że byliście szkoleni do rozmawiania z ludźmi. Domyślam się, że nie wszyscy, którzy wam otwierali drzwi, byli chętni na rozmowę o Bogu.
Na tych cotygodniowych spotkaniach uczono nas, jak prowadzić rozmowę. Jest książka, która do tego przygotowuje – zawiera kilkadziesiąt lekcji tego, jak mówić wyraźnie i przekonywująco. Na spotkaniach dostawałam np. krótki temat, który musiałam w ciągu pięciu minut rozwinąć, często w formie scenki ze służby. To miało mnie przygotować do służby w terenie. No a rzeczywistość wyglądała różnie.
Były osoby, którym regularnie dostarczaliśmy gazetki. Byli też tacy, którzy od razu zamykali nam drzwi przed nosem. Niektórzy uważali, że próbujemy ich na siłę nagabywać. Ale zdarzali się i tacy, którzy chcieli z nami dyskutować o swojej wierze i często mieli większą wiedzę o Biblii od nas. Absurd, bo proszę sobie wyobrazić, że są zalecenia, że jeśli ktoś nie chce słuchać ciebie, a jedynie przedstawiać swoje argumenty, to z taką osobą nie powinno się rozmawiać. A to często były osoby, które mogłyby przekonać Świadka, że nie ma kompletnie racji.
*Dobre zabezpieczenie z góry. *
Właśnie tak. Myśmy parę razy spotkali takie osoby, które nas przekonywały do swoich poglądów. Nie za bardzo chcieliśmy rozmawiać. Chodziliśmy z kimś bardziej doświadczonym, a potem i tak darowaliśmy sobie takich ludzi, skoro nie chcieli słuchać naszych argumentów.
A co ty myślałaś o tych, którzy zamykali wam drzwi przed nosem? Co Świadkowie myślą o osobach innej wiary?
To jest trudny temat. Gdy wyszłam z organizacji, to zobaczyłam, że wokół mnie są ludzie, którzy też mogą kochać Boga na swój sposób. Żyją godnie, dobrze, są religijni. Ale będąc wśród Świadków, nie patrzyłam tak na ludzi. Myślałam, że jeśli nie posłuchają naszego orędzia, to zginą w armagedonie i nie ma dla nich ratunku. Jest takie powiedzenie wśród Świadków – nieoficjalnie i nie znajdzie się tego w Strażnicach – że najgorszy Świadek Jehowy jest lepszy niż jakikolwiek człowiek ze świata, bo ci ostatni idą na stracenie. Tak się patrzyło na tych ludzi, dlatego chodziłam do służby, żeby im pomóc. Poświęcało się ten czas w dobrej wierze. A gdy odmawiali, to myślało się, że te osoby mają nieodpowiednie serce. Trochę z góry patrzyliśmy na tych ludzi.
A w szkole? Bo jedno to jak wy patrzyliście na ludzi spoza organizacji, a drugie to to, co oni o was sobie myśleli. Czułaś wśród rówieśników, że jesteś "inna"?
Wszystko zależało od klasy. Z perspektywy czasu widzę, że w podstawówce czułam większy dyskomfort, bo często musiałam się tłumaczyć, dlaczego nie chciałam czegoś robić. Nie śpiewałam hymnu, nie uczestniczyłam w wigilii klasowej, nie chodziłam na bale karnawałowe, nie obchodziłam urodzin, imienin, Dnia Nauczyciela, Dnia Matki, Ojca, mikołajków klasowych, nie uczestniczyłam w wyborach do samorządu klasowego, co wzbudzało sporo emocji wśród rówieśników.
Młodzi Świadkowie są uczeni neutralności i przygotowywani do rozmów z rówieśnikami. Dzieci uczy się, że takie postępowanie jest właściwe i mają czuć się przez to dumne. Banalny przykład – cukierków od dzieci, które miały urodziny, nie brałam i rzeczywiście nie czułam się z tego tytułu pokrzywdzona, wręcz przeciwnie. Niektóre dzieci mnie przezywały, dokuczały mi. W liceum nie poszłam na studniówkę, bo obracanie się w takim złym towarzystwie było niewskazane. Grubo musiałam się w szkole z tego tłumaczyć. Nie tylko nauczycielom, ale i koleżankom. Przecież nie mogłam im powiedzieć wprost, że są dla mnie złym towarzystwem.
Jednego dnia słyszysz, że ci "ludzie ze świata" są skazani na zagładę, a drugiego bawisz się z koleżanką w szkole...
Wiesz, miałam kilka koleżanek, ale czułam, że nie mogę za blisko wchodzić z nimi w relacje. Rozmawianie na przerwach było okej, ale już wyjście gdzieś po szkole nie. Świadkowie mówią, że spędzanie czasu z niewiernymi ponad to, co konieczne, jest niewskazane. Do pewnych zażyłości nie mogłam dopuścić. I jak tu z kimś się zaprzyjaźnić? Były klasowe wyjścia, a ja stałam zawsze z boku.
W szkole, gdy opowiadano nam o sektach, to wśród nich zawsze pojawiali się także Świadkowie Jehowy. Czy ty byś powiedziała, że wychowałaś się w sekcie?
Świadkowie Jehowy nie są sektą, jeśli mówić o tym w kwestiach prawa. Ale ja myślę, że żyłam w sekcie. Organizacja nie jest tak nazwana, ale wywiera ogromny wpływ na ludzi. Powiem ci, kiedyś oglądałam film o sektach, o tym, jak je rozpoznać. Tam nikt nie wspomniał nawet o Świadkach. Za to podawano cechy, które wyróżniają sekty. To, że ktoś z góry mówi, jakie jest zrozumienie danych kwestii, że jest praktykowany ostracyzm, jeśli ktoś odłączy się od organizacji... szereg cech, które pasowały do Świadków. Żyłam w sekcie. Odwrócili się od nas moi rodzice, w organizacji nie ma wolności myślenia, nie można zadawać niewygodnych pytań.
Skoro wspomniałaś o ostracyzmie. Jakie są konsekwencje tego, że odeszliście?
Już z rodzicami dwa lata nie rozmawiam. A jestem w 7. miesiącu ciąży. Nie znają nawet płci. Napisałam mamie SMS-a, w którym poinformowałam ją o ciąży, że jeśli chcieliby się czegoś dowiedzieć, to mogą dzwonić, że nasze drzwi są otwarte i mogą nas odwiedzić, że czekam na kontakt. Rodzice napisali tylko tyle, że z dzieckiem będą chcieli utrzymywać kontakt, ale nie ze mną i moim mężem. Zapytałam jeszcze, jak wyobrażają sobie wtedy taki kontakt. Do tej pory nie uzyskałam odpowiedzi. Mama i tata liczą się z tym, że pewnie już nie będzie między nami żadnej relacji.
Teraz razem z mężem wspierasz dzięki stronie powyjsciu.pl inne osoby w podobnej sytuacji.
Otworzyliśmy grupę wsparcia, bo stwierdziliśmy, że jest dużo takich osób, które nie mogą na nikogo liczyć. Szczególnie, że we Wrocławiu nie było takiej grupy. Na forach internetowych można znaleźć listę miejsc, które skupiają byłych Świadków Jehowy. We Wrocławiu nie było nic. Po otwarciu naszej grupy odzew był ogromny. Teraz trochę musieliśmy zawiesić działalność ze względu na ciążę, ale widzimy, jak ogromne jest zapotrzebowanie na takie grupy. Mnóstwo jest osób, które są w takiej sytuacji jak my, a może i w gorszej, bo są sami. Od początku działalności dostawaliśmy dziesiątki maili. To był ogrom pracy, bo każdej wiadomości musieliśmy poświęcić trochę czasu. Niektórzy pisali nam maile na kilka stron, opisywali swoje życie i szukali pomocy. Dzwonili do nas też – rozmawialiśmy po 5-6 godzin dziennie i nie dawaliśmy już rady. Odzywały się do nas osoby nie tylko z Wrocławia, ale i z innych miast, a nawet z zagranicy.
Odzew jest pozytywny?
Tak, choć muszę przyznać, że baliśmy się hejtu. Na sto maili mogłabym policzyć na palcach wiadomości, w których ktoś nas obrażał. Nagraliśmy film na spontanie, ale ludzie odebrali nas tak bardzo pozytywnie. To nas utwierdziło w przekonaniu, że jest zapotrzebowanie na takie miejsca jak nasze. Coraz mniej jest Świadków w Polsce. Nie ma nas już w organizacji dwa lata i obserwujemy, że przybywa osób takich jak my – takich, które zaczynają myśleć inaczej.
Żałujecie, że odeszliście?
Nie, nie żałujemy, choć zapłaciliśmy wysoką cenę. Bardzo wysoką. Jednak jesteśmy szczęśliwi. Nie robimy niczego wbrew sobie. Nie grzeszymy. Żyjemy jak chrześcijanie. Nie uważamy, że zbawienie jest przez organizację, tak jak to twierdzą Świadkowie. Nie myślimy, że istnieje coś takiego jak religia prawdziwa. Uważamy, że postąpiliśmy dobrze. To była najlepsza decyzja w naszym życiu, ale bardzo trudna.