Blisko ludziByła więziona przez 30 lat. Sekta odebrała jej wszystko. Naszego świata nie znała

Była więziona przez 30 lat. Sekta odebrała jej wszystko. Naszego świata nie znała

- Byłam nikim - opowiada Katy Morgan-Davies. Urodziła się w sekcie. Przez całe życie nie miała kontaktu z rzeczywistością. Nie mogła oglądać telewizji, chodzić do szkoły i do lekarza. Guru wmawiał wszystkim, że jest bóstwem, któremu wszystko podlega. To nie historia z końca świata, a z przedmieść Londynu.

Była więziona przez 30 lat. Sekta odebrała jej wszystko. Naszego świata nie znała
Źródło zdjęć: © BBC - stopklatki
Magdalena Drozdek

Trudno uwierzyć, że coś takiego mogło stać się w dobie mediów społecznościowych, wszechobecnego monitoringu, uczulonych na patologie sąsiadów i tak dalej, i tak dalej. A jednak. Katy miała 33 lata, gdy uciekła z sekty założonej przez Aravinadana Balakrishnana. Mówili na niego Towarzysz B albo Bala. Był dla takich jak Katy całym światem. Zniewolił swoich współpracowników do tego stopnia, że popełniali dla niego samobójstwa.

Katy już jako mała dziewczynka wiedziała, że nie można wychodzić z domu. Bala powtarzał, że jeśli ktoś to zrobi bez opieki innego członka społeczności, boska siła go ukarze. Wierzyli w Jackie - akronim angielskich nazw Jehowy, Allaha, Chrystusa, Kryszny i Nieśmiertelnego Easwarana. Któregoś dnia Bala wystawił Katy za karę przed drzwi domu - zaczęła histerycznie krzyczeć, bała się, że umrze. Jackie postanowił ją wtedy oszczędzić.

Wierzyła, że Jackie ma wielką moc, która może zablokować nawet wszystkie krany w mieszkaniu. - Łazienka zawsze była moim schronieniem. Wiedziałam, że w kranie nie będzie wody, bo tak karze nas bóg. Czasem woda płynęła, wtedy całowałam kran, byłam przekonana, że jest po mojej stronie - opowiada Katy w opublikowanej niedawno rozmowie z BBC. Dopiero teraz odważyła się opowiedzieć o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami „kolektywu”, jak nazywał to jego założyciel.

W komunie, której kilkudziesięciu członków mieszkało przy Peckford Place w południowej części Londynu, dzień zaczynał się wyjątkowo wcześnie. Towarzysze przez większą część dnia usługiwali guru, rywalizowali o jego uwagę. Największym honorem była możliwość włączenia mu prysznica albo otworzenia drzwi do toalety. Balakrishnan nigdy nie pracował. Na całą społeczność zarabiało tylko kilka wyznaczonych osób, oni też jako nieliczni mieli kontakt ze światem zewnętrznym. Jedna z kobiet pracowała w aptece, jedna w pralni, była też pielęgniarka i położna. To właśnie kobiety stanowiły większość sekty. Jak okazało się po latach, były wielokrotnie wykorzystywane seksualnie przez guru.

Wierny żołnierz

Katy urodziła się w 1983 roku. Jej mama, Sian Davies, dołączyła do kolektywu jako wolontariuszka pod koniec lat 70. Niedługo później wdała się w romans z przywódcą. Zaszła w ciążę, a dziecku nadano imię Prem Maopinduzi. W hindi Prem znaczy miłość, drugi człon można tłumaczyć jako rewolucję. - Nienawidziłam tego. Było tak, jakby szkolił mnie na swojego wiernego żołnierza - wspomina Katy.

Nikt nie wiedział, kto jest ojcem dziewczynki. Mała wychowywana była przez pozostałych członków kultu. Katy stała się częścią Projektu Perm - wizji nowego człowieka, który miał budować nowe społeczeństwo po tym, jak Bala zdobędzie władzę w kraju. Towarzyszka Prem, jak nazywał ją od dzieciństwa, nie mogła nosić kolorowych, dziewczęcych ubrań, nie mogła chodzić do szkoły, ani poznawać nowych ludzi. Nie bawiła się z dziećmi, nie miała normalnego życia. Prowadziła za to pamiętnik - opisywała w nim, jak wiele zakazów wprowadzał Bala, a większość z nich dotyczyła jej samej. Nikt nie mógł jej przytulać, nie mogła nikogo dotykać, nie można było okazywać jej uczuć - włączając w to jej matkę.

Sian była wykształconą kobietą - skończyła London School of Economics. Pod koniec studiów poznała członków Robotniczego Instytutu Myśli Marksistowsko-Leninowsko-Maoistycznej, skrajnie lewicowej organizacji politycznej, którą na początku lat 70. założył Bala. Wierzyli w państwo wolne od konsumpcjonizmu, studiowali Marksa, Lenina i dzieła Mao, brytyjskich urzędników uważali za faszystów, którzy niszczą świat. Organizacja bardzo szybko przerodziła się w sektę. W marcu 1978 roku ściągnęli na siebie uwagę policji. Funkcjonariusze szukali w ich domu narkotyków. Nie znaleźli nic, ale kilku działaczy trafiło do więzienia za napaść na policjantów. Wtedy przed sądem krzyczeli: „Niech żyje przywódca Mao!”, „Niech żyje Partia Komunistyczna Chin!”, „Śmierć faszystowskiej Anglii!”.

Po rozprawie, która odbiła się szerokim echem w Wielkiej Brytanii, Bala postanowił przenieść życie sekty do podziemia. Sian rzuciła pracę i zamieszkała w domu przywódcy, podobnie jak kilkudziesięciu innych członków. Izolowali się od reszty społeczeństwa, wierzyli we wszystko, co mówił im guru. Balakrishnan znęcał się nad nimi psychicznie i fizycznie. Nad Sian też. W Boże Narodzenie 1996 roku była w takim stanie, że postanowiła popełnić samobójstwo. Rzuciła się z okna.

- Zachowywała się dziwnie przez kilka dni. Cały czas powtarzała, że jest diabłem - wspomina Katy. - W środku nocy usłyszałam krzyk, okazało się, że najpierw próbowała się dźgnąć. Chciała uciec z domu, ale nie było jak. Skoczyła z drugiego piętra. Rano zeszłam na korytarz. Sian leżała na podłodze. Związali jej ręce i nogi, w buzi miała kawałek materiału - dodaje.

Kobieta trafiła do szpitala, gdzie zapadła w śpiączkę. Po kilku dniach zmarła. Bala powiedział reszcie, że Sian wyjechała w podróż duchową do Indii. - Dobrze, że odeszła. Była najgorszym wyznawcą, grzeszyła - opowiadała jedna z członkiń społeczności.

Obraz
© BBC - stopklatki

Nauczyć się życia od nowa

- B powiedział, że jego nauki pomagają żyć ludziom. Jeśli ktoś umiera, to znaczy, że nie brał do siebie jego słów. To mnie przeraziło. Wiedziałam, że ja będę następna. A ja nie chciałam umierać - wspomina dziś Katy.

W 2005 roku Katy wpadła w głęboką depresję. Obserwując życie, jakie toczyło się za oknem jej ciasnego pokoju, powątpiewała w to, co wmawiał im Bala. Miała 22 lata, gdy pierwszy raz spróbowała uciec. Spakowała rzeczy do plecaka i wymknęła się tylnymi drzwiami. Pierwszą spotkaną na ulicy osobę poprosiła o pomoc. Ktoś zaprowadził ją na posterunek. Była pierwszy raz tak daleko od domu, nie potrafiła opowiedzieć, co działo się w sekcie. Policjantowi powiedziała tylko, że uciekła z domu. Niedługo później Balakrishnan przyjechał po nią i odwiózł z powrotem. Mieszkańcom powiedział, że oto złapał niewierną.

Spędziła 8 kolejnych lat w niewoli. W 2013 roku drastycznie schudła. Jej przyjaciółka bała się, że Katy tego nie przeżyje. Josie mogła opuszczać dom. Któregoś dnia udało się jej przemycić telefon komórkowy. Pod nieobecność Balakrishnana zadzwoniły po pomoc do organizacji Palm Cove Society, wspierającej ofiary handlu ludźmi. Tam działają od lat Yvonne i Gerard Hall - starsze małżeństwo, które widziało już w swoim życiu wiele pokręconych historii, ale nie taką.

- Nie mogłam żyć dłużej jak zwierzę - mówi Katy.

25 października 2013 roku, dokładnie o godzinie 11.05 małżeństwo stawiło się w uliczce oddalonej nieco od domu sekty. Dziesięć minut później miały pojawić się dwie dziewczyny z walizkami. I tak się stało. Katy i jej przyjaciółka trafiły pod opiekę działaczy, którzy niedługo później zawiadomili policję.

W rozmowie z „Guardianem” jeden z funkcjonariuszy przyznał, że widział już osoby, które przetrzymywane były przez 13, 15 lat, ale nigdy przez 30. Bala został aresztowany.

Dziewczyny zamieszkały w Leeds, gdzie uczyły się życia od nowa. Miały po 30-kilka lat i nie miały pojęcia o podstawowych rzeczach. - Katy była przytłoczona wszystkim, co działo się wokół niej. Nie potrafiła przejść przez ulicę, nie miała w rękach nigdy pieniędzy, bała się spoglądać ludziom w twarz.

Balakrishnan trafił przed sąd w 2015 roku. Został skazany za wykorzystywanie seksualne członkiń sekty, gwałty, okrucieństwo wobec dzieci i przetrzymywanie nieletnich. Spędzi w więzieniu 23 lata. Katy uczy się teraz w college'u, uczy się od nowa angielskiego i matematyki. Niedawno przeniosła się do własnego mieszkania. Z przeprowadzonych testów DNA dowiedziała się, że Bala jest jej biologicznym ojcem.

- Nienawidziłam go, ale dałam sobie już spokój. Nelson Mandela mówił, że wciąż jesteś w więzieniu, jeśli trzymasz w sobie gniew z przeszłości. Na to nie ma miejsca w moim życiu. Mogłabym się z nim spotkać w przyszłości, jeśli będzie tego chciał - przyznaje.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (182)