Blisko ludziChazan chce karać nawet taksówkarzy. Tyle że lista "zamachowców" jest znacznie dłuższa

Chazan chce karać nawet taksówkarzy. Tyle że lista "zamachowców" jest znacznie dłuższa

Chazan chce karać nawet taksówkarzy. Tyle że lista "zamachowców" jest znacznie dłuższa
Źródło zdjęć: © PAP
Magdalena Drozdek
15.01.2018 15:49, aktualizacja: 08.06.2018 14:50

Alternatywna rzeczywistość. Poranek. Pani X łapie taksówkę. – Pani, przepraszam, to na aborcję dziś czy tylko do pracy? – pyta zachowawczo kierowca. Brzmi absurdalnie i to do kwadratu. Cóż, taki scenariusz można sobie łatwo wyobrazić, szczególnie po tym, jak prof. Chazan postanowił po raz kolejny zabrać głos w sprawie dokonywania aborcji przez Polki.

Nie od dziś wiemy, że prof. Bogdan Chazan jest przeciwnikiem aborcji. Podkreśla to w wielu wywiadach, a do mediów co rusz trafiają kolejne cytaty ginekologa odnośnie prawa aborcyjnego w Polsce. W programie #RZECZoPOLITYCE lekarz postanowił dołożyć swoją opinię a propos odrzucenia projektu "Ratujmy Kobiety" i skierowania do dalszych prac projektu "Zatrzymaj Aborcję". Za którym wstawia się profesor, pewnie nie trzeba tłumaczyć.

Chazan w wywiadzie przyznał, że aborcja to zamach na życie. – Jeżeli ktoś przekracza obowiązujące prawo powinien być karany, nieważne czy jest to lekarz wykonujący niedozwoloną procedurę aborcji, położna czy taksówkach, który dowozi matkę na zabieg zabicia dziecka – podkreślił. Zdaniem ginekologa, medycyna nie ma wątpliwości, że życie zaczyna się od połączenia komórki jajowej i plemnika i od tego momentu płodowi należy się szacunek jako człowiekowi.

Idąc tym tropem łatwo wyobrazić sobie paranoiczny obrazek rodem z filmu science-fiction. No bo jak niby taksówkarz mógłby być obarczony odpowiedzialnością za to, co za kilkadziesiąt minut po opuszczeniu samochodu zrobi kobieta? Miałby pytać o cel podróży? Miałby zapytać wprost, dokąd jedzie, a jeśli jakiś cudem przyznałaby się: "panie, na aborcję", wyciągnął zza pazuchy ofoliowaną klauzulę sumienia? Patrząc na to, że wiele klinik dokonuje aborcji jednak nie na poza miastem, a w centrum, to panie jednak dojeżdżałyby autobusem. Kierowca autobusu zamachu na życie dziecka raczej się nie spodziewa, więc bilet by sprzedał, a i podwiózłby pod szpital. Ma zapytać, w jakim celu? Obłęd. Pomóc w zamachu może też przecież sprzedawca bułek za rogiem, woźna, która odebrała kurtkę i wpuściła do przybytku zła, jakim jest szpital czy klinika, ochroniarz, bo jednak ten to powinien stać na straży prawa. Wielki krąg osób, które świadomie lub nie przyczyniają się do tego, że pani X jednak dojedzie na wizytę u lekarza i dziecko usunie.

W ten łańcuch zdarzeń można iść głębiej. Bo czy za to, że pani X dokonała aborcji, nie powinna odpowiadać połowa jej rodziny, sąsiadka, pracodawca, który dał zwolnienie? Wie przecież tyle, co rzeczony taksówkarz. Ukarany nie zostałby w tym zestawie praktycznie tylko prof. Chazan. Sprytnie. Prawo nie działa wstecz, a przecież ginekolog już przyznał, że żałuje przeprowadzania zabiegów przed lat i nigdy więcej czegoś podobnego nie zrobi.

Do więzienia wsadźmy więc połowę i tak dość okrojonego politycznymi rozgrywkami personelu medycznego w tym kraju. A jeśli odpowiadać mają za zamach na życie wszyscy zaangażowani nawet w kilku procentach, to wsadźmy cały ten kraj za kraty.

Można sobie żartować, ale to paranoiczne gonienie za karaniem kobiet za aborcję przykrywa jakiekolwiek logiczne argumenty, które mogłyby pomóc w dyskusji. Bo prawda jest taka, że aborcja to zabieg, który wykonuje się w Polsce i na świecie od lat. - Wiele osób myśli, że nie zna żadnej kobiety, która ma za sobą doświadczenie aborcji. A to jest po prostu niemożliwe. Aborcja jest powszechnym doświadczeniem, badania wskazują, że ma je 1 na 3 kobiety. W Polsce to doświadczenie wielu z nas - aborcję miało od 4,6 do 5,9 miliona kobiet! – przyznają autorki strony "Aborcyjny dream team on tour" na Facebooku.

Są przeciwnicy, są ci, którzy nigdy nie zabroniliby kobiecie dostępu do takiego zabiegu. Są też ci pośrodku. Te kobiety, które aborcji dokonały, ale tego żałują. I nie są po ani jednej stronie. Przyznają, że nie są w stanie zidentyfikować się ze skrajnie konserwatywnymi poglądami działaczy pro-life. Bo nie czują, żeby ich życie było dzięki nim ratowane. To tylko medialna wydmuszka, która ma pokazywać, że jest ktoś, kto o te nienarodzone dzieci jakoś zadba. Urodzą się, to fakt. Ale co dalej? Nic. To już przecież zadanie rodzica.

Wytykamy przez kilka dni hipokryzję polityków opozycji, którzy nie przyszli na głosowanie w sprawie "Ratujmy Kobiety", za to masowo uczestniczyli w czarnych protestach, robili sobie selfie z działaczkami, mówili o tym, jak to kobieta powinna mieć prawo wyboru, co zrobić. I zrównywano ich z ziemią, bo bez nich projekt liberalizujący prawo aborcyjne przepadł. Po słowach Chazana, który chcąc czy nie, jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy ruchu pro-life też powinniśmy wytknąć mu tę samą hipokryzję. Bo jeśli karać wszystkich odpowiedzialnych za to, że kobieta dokona aborcji i wsadzać ich do więzienia – dajmy na to – to gdzie tu jest obrona życia? Działacze pro-life sami strzelają sobie w kolano. Zamiast merytorycznej i rzetelnej dyskusji , serwują nam, kobietom, które może w przyszłości będą postawione w tak ciężkiej sytuacji, grożby karalne, wizje rzezi dzieci i zakrwawione płody na plakatach. Taka o obrona życia.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (682)
Zobacz także