Blisko ludziChciała mieć dziecko, ale nie miała partnera. Wykorzystała chłopaka z portalu randkowego

Chciała mieć dziecko, ale nie miała partnera. Wykorzystała chłopaka z portalu randkowego

Chciała mieć dziecko, ale nie miała partnera. Wykorzystała chłopaka z portalu randkowego
Źródło zdjęć: © 123RF
10.02.2019 11:40, aktualizacja: 10.02.2019 13:17

Martyna, 33-letnia menagerka w firmie transportowej z Warszawy, marzyła o mężu, dzieciach, szczęśliwej rodzinie. Nie udało się jej jednak znaleźć odpowiedniego partnera. Mimo to uparła się, że będzie mieć dziecko. Padło na faceta z portalu randkowego. Nie spodziewał się, że może być wrobiony w ojcostwo.

Martyna to kobieta jakich w stolicy wiele. Zadbana, wykształcona, błyskotliwa. Błyskawiczna kariera, zagraniczne wojaże, pokaźne grono znajomych i przyjaciół, w których towarzystwie przetańczyła w najlepszych stołecznych klubach niejedną noc. Wszyscy o niej mówią: w czepku urodzona. Mimo to nie udało się jej stworzyć trwałego związku z żadnym mężczyzną.

- Romanse tak, czasem z żonatymi, czasem z niebieskimi ptakami. Nie trafiłam jednak nigdy na nikogo, z kim by mi się udało - opowiada kobieta. Dlaczego? Bo jest zbyt przebojowa, jak sądzi. Poza tym - dodaje - mężczyźni takich kobiet, jak ona nie lubią: zbyt samodzielnych, w wielu aspektach życia samowystarczalnych, otwartych.

- Mogło być też tak, że miała za wysokie oczekiwania i nikt nie był ich w stanie spełnić - mówi psycholożka i psychoterapeutka Agnieszka Paczkowska. - Często tak jest, że szukamy idealnego partnera, rycerza na białym koniu, który w rzeczywistości nie istnieje - dodaje.

Projekt dziecko

Martyna, która sama ma czworo rodzeństwa oraz ponad 20 kuzynek i kuzynów (jej mama jest najmłodsza z sześciu sióstr) marzyła o dużej rodzinie. Dała sobie czas do trzydziestki. - Większość moich przyjaciółek z rodzinnej miejscowości stanęła już na ślubnym kobiercu - przekonuje Martyna. - Nie chciałam być w tyle.

Kobieta podeszła do małżeństwa i macierzyństwa jak do projektu, który trzeba zrealizować. Miała motywację, znała narzędzia. - Skoro nie udało mi się poznać żadnego faceta w realu, postanowiłam poszukać go w Internecie - opowiada Martyna. - Na trzech portalach randkowych założyłam profile, dobrałam zdjęcia, wycyzelowałam opisy i propozycje się posypały. Jednak co kolejna, to jak kulą w płot. Większość facetów na takich portalach szuka seksu. I nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie oszukiwali w opisach, że czekają na miłość swojego życia - mówi rozgoryczona Martyna.

Wytrzymała półtora roku. Aż podjęła decyzję. Skoro nie może mieć faceta, to przynajmniej będzie mieć dziecko. - Bardzo chciałam mieć kogoś do kochania. Moje siostry, kuzynki, przyjaciółki rodziły jedna po drugiej. Ich świat wypełniały soczki, śpioszki, pieluszki, nieprzespane noce, kłopoty z karmieniem - opowiada Martyna. - A co ja miałam? Samotne wieczory, picie w barze do drugiej w nocy i nic do powiedzenia w sprawach dzieci. Nawet nie miałam o czym z nimi gadać. A bardzo chciałam mieć. Rozważałam metodę in vitro i kupienie spermy w banku nasienia, ale nie było mnie na to stać.

Jak w „Casablance”

Dawid napisał do niej, gdy już położyła krzyżyk na portalach randkowych. Zlikwidowała dwa konta i właśnie zamierzała usunąć trzecie, gdy machinalnie kliknęła w ikonkę z wiadomością. Pisał po angielsku, bo - jak zaznaczył - jest Marokańczykiem, który pracuje w Warszawie jako inżynier dla francuskiej firmy budowlanej. Zaproponował spotkanie, Martyna się zgodziła.

- Był przystojny, bardzo miły, nienachalny - wspomina kobieta. - Najpierw wypiliśmy kawę, zjedliśmy po ciastku, miło nam się rozmawiało. Potem poszliśmy na spacer, włóczyliśmy się po mieście i gdy sądziłam, że to już koniec randki, on zaproponował kolację. Tego samego dnia. Poszliśmy do francuskiej knajpki przy pl. Zbawiciela, jedliśmy mule i popijaliśmy białym winem. Było tak miło, że byłam gotowa się w nim zakochać. Czułam się jak w filmie "Casablanca”. I zaprosiłam go do siebie. Co było dalej? Wspaniały, długi i czuły seks. Zapytał mnie w łóżku, czy się zabezpieczam. Powiedziałam, że tak, choć tego nie zrobiłam, ale było mi wszystko jedno. Pomyślałam, że jak zajdę w ciąże, to chociaż będę mieć po tym cudownym wieczorze piękne dziecko. A tak naprawdę nie wierzyłam, że ciąża jest w ogóle możliwa.

Martyna z Dawidem spotkała się jeszcze dwa razy. Już nie włóczyli się po knajpach, przyjeżdżał bezpośrednio do niej. Kochali się znowu bez zabezpieczenia. - Zostaliśmy znajomymi na Facebooku. I tyle, bo po trzeciej wizycie on powiedział, że teraz wyjeżdża na kilka miesięcy do Francji, potem do Maroka, gdzie ma nowy kontrakt, ale jak wpadnie do Polski, to chętnie się ze mną spotka - wspomina kobieta. Niecałe cztery tygodnie później zrobiła test ciążowy. Wynik był pozytywny.

Albo ślub, albo nic z tego

Po tym, gdy Martyna ciążę potwierdziła sześcioma testami z apteki, wizytą u lekarza i badaniami laboratoryjnymi, postanowiła powiedzieć Dawidowi, że będzie ojcem. Zrobiła to przez portal społecznościowy, bo nie miała nawet jego numeru telefonu. Przyjechał po miesiącu. - Już nie było romantycznie - wspomina Martyna. - Wycedził przez zęby, że uzna dziecko pod warunkiem, że wyjdę za niego za mąż, przyjmę kulturę, religię i wyjadę do Maroka. Roześmiałam mu się w twarz. Powiedział, że w takim razie nie poczuwa się do ojcostwa. Dodał, że go okłamałam, że się zabezpieczam, tymczasem chciałam go złapać na dziecko. - Dostałam szału, bo zabezpieczenie to nie tylko moja sprawa, ale też jego! Mógł założyć prezerwatywę - denerwuje się Martyna. Wtedy widziała go ostatni raz.

Kobieta urodziła zdrowego synka Rysia, którego wychowuje samotnie. Nie pracuje w swojej dawnej firmie, bo umowa skończyła jej się w szóstym miesiącu ciąży. Pracodawca ją przedłużył, ale tylko do zakończenia urlopu macierzyńskiego. Została zwolniona niedługo po powrocie do pracy. - Znalezienie firmy, w której nie trzeba siedzieć po 10 godzin, graniczy z cudem - opowiada kobieta. - Tam, gdzie są elastyczne godziny pracy, płacą grosze. Chałturzę, prowadzę jakieś projekty z doskoku, żeby móc nas utrzymać. Ledwo wiążę koniec z końcem. Gdyby nie pomoc rodziców, rodzeństwa, nie przeżylibyśmy. Kocham mojego synka ponad życie, jest moim szczęściem i największym skarbem, ale bardzo mi ciężko w pojedynkę. Dlatego rozważam wystąpienie do sądu z pozwem o ustalenie ojcostwa i alimenty.

Oszustwo czy brak odpowiedzialności?

- Jeżeli ktoś postanawia sam, bez podejmowania wspólnej decyzji z partnerem, że będzie miał dziecko, to trudno oczekiwać od tego drugiego człowieka, że weźmie za to odpowiedzialność - uważa psychoterapeutka i psycholożka Agnieszka Paczkowska. - Bo przecież mężczyzna, o którym mówimy, nie został rodzicem po świadomym podjęciu decyzji. Za to został zaskoczony sytuacją, postawiony przed faktem dokonanym. Zupełnie inaczej to wygląda, gdy dwoje ludzi jest w związku, rok, dwa, trzy i nagle, mimo braku planowania, pojawia się ciąża. Jeśli w takiej sytuacje facet nie zgadza się na dziecko, to można uznać, że rzeczywiście nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny. W historii pani Martyny mężczyzna został ojcem mimo woli, na skutek kłamstwa.

Zdaniem terapeutki, jeśli kobieta wchodzi z mężczyzną w relację bez zobowiązań, która opiera się głównie na seksie, to wiara, że zechce on wziąć odpowiedzialność za ich wspólne dziecko, na dodatek spłodzone bez jego wiedzy, świadczy o naiwności kobiety, jej dziecinnym podejściu do życia, braku dojrzałości. Martyna nie zgadza się z tą opinią. Jej zdaniem Dawid idąc z nią do łóżka ponosi taką samą odpowiedzialność za to, co z tego seksu może wyniknąć.

- Fakt, może nie powinnam była mu mówić, że się nie zabezpieczam - przyznaje. - Ale to nie jest tylko moja sprawa. Facet wiedział, skąd się biorą dzieci i powinien był o antykoncepcję zadbać, tak samo jak ja, skoro nie chciał mieć dzieci.

Współczesny konsumpcjonizm?

Innego zdania jest psycholożka Agnieszka Paczkowska. - Trudno oprzeć mi się wrażeniu, że to historia o współczesnej odmianie konsumpcjonizmu - mówi. - Chcę mieć samochód, stać mnie, to sobie kupię, chcę mieć mieszkanie, nie stać mnie, to wezmę na nie kredyt. Chcę mieć dziecko, to je sobie zrobię za wszelką cenę. Z jednej strony jest instynkt macierzyński i ta potrzeba bycia matką, a z drugiej strony brak stałego związku, brak partnera, poczucie samotności. I choć dziecka kupić nie można, to można zastosować różne, nie do końca uczciwe metody, by to dziecko mieć - wyjaśnia.

- I pojawia się pytanie: czy to dziecko ma być odpowiedzią na instynkt macierzyński, czy raczej zapełnić pustkę i stać się substytutem partnera, wypełniaczem samotności? - zastanawia się psychoterapeutka. I dodaje: - Często w takiej sytuacji dochodzi do rozczarowania. Po urodzeniu dziecka okazuje się, że ono nie spełnia tej roli, bo dziecko, jeśli chodzi o emocjonalne potrzeby, jest biorcą, a nie dawcą. A jeśli ma odpowiadać na nasze deficyty, takie jak niskie poczucie własnej wartości, samotność, pustkę, to okazuje się, że nie jest absolutnie w stanie tego zrobić.

Znasz podobne historie? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (447)
Zobacz także