Blisko ludzi"Córka jest zdrowa, a nie może nawet wyjść na spacer". Rodzice narzekają na ciągłe kwarantanny

"Córka jest zdrowa, a nie może nawet wyjść na spacer". Rodzice narzekają na ciągłe kwarantanny

Z dnia na dzień wzrasta liczba dzieci kierowanych na kwarantanny, które nawet w pełni zdrowia są zmuszone kontynuować naukę przez internet. I choć w świetle przepisów w takim przypadku trzeba zachować wszystkie obostrzenia, to zaszczepiony opiekun chorego dziecka jest zwolniony z kwarantanny. "Gdzie tu logika?" - pytają rodzice.

Rodzice mają dość ciągłej kwarantanny
Rodzice mają dość ciągłej kwarantanny
Źródło zdjęć: © PAP | Utrecht Robin/ABACA

19.11.2021 12:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Sylwia Środa z Poznania, mama dwójki uczących się dzieci, nie pozostawia suchej nitki na systemie rozwiązań, które obecnie wprowadza w polskich szkołach sanepid.

- Mam 13-letnią córkę i syna w czwartej klasie podstawówki. O ile wrzesień przyniósł nam nadzieję na powrót do normalności, to teraz ponownie mamy do czynienia z zamykaniem dzieci w domach. W ciągu czterech tygodni moje dzieci odbyły kwarantannę po dwa razy każde. Najpierw córka poszła na 5 dni, a kiedy tylko wróciła do szkoły, do domu odesłano mi syna. Od tego tygodnia znowu kolejna kwarantanna i tak co chwila. Żyjemy w ciągłym stresie i niepewności - opowiada kobieta, która jako pracująca mama nie ma możliwości zapewnienia małoletnim nadzoru podczas zdalnych zajęć.

- Młodzież znowu musi ślęczeć godzinami przed komputerem, bez żywej duszy obok, bo przeważnie nikt nie ma nad nimi kontroli w czasie nauki zdalnej. Nie dość, że są zamknięci bez możliwości wychodzenia z domu, to znowu muszą przechodzić przez piekło nauki zdalnej. Taki system serwuje naszym dzieciom istną huśtawkę: tydzień normalnej szkoły, tydzień zdalnej - dzieci nie mogą się w tym kompletnie odnaleźć i mają sparaliżowane całe życie społeczne. A to dopiero listopad i początek koszmaru - dodaje pani Sylwia.

Kwarantanna jak wyrok

Chociaż szkolne statystyki nie biją jeszcze na alarm, to trzeba podkreślić, że sytuacja epidemiologiczna w kraju dynamicznie się zmienia. Na chwilę obecną większość, bo 84 proc. uczniów szkół podstawowych nadal uczy się stacjonarnie (12 092 placówek szkolnych), a 2214 pracuje w trybie mieszanym. Na tryb zdalny przeszły 82 placówki w skali całego kraju. W trybie stacjonarnym najlepiej wypadają przedszkola (96,6 proc.), a najsłabiej szkoły ponadpodstawowe (85,4 proc.). Chociaż liczby nie zwiastują na razie paraliżu, rodzice dzieci dotkniętych pierwszą lub kolejną kwarantanną w tym roku, nie mogą patrzeć w przyszłość optymistycznie.

- Moje dzieci kompletnie straciły motywację i chęć do nauki. Nie chce im się już ani zdalnego nauczania, ani powrotu do stacjonarnego trybu, bo przecież zaraz znów mogą wrócić do domu. Pytają: jaki w tym sens? Widzę apatię wśród niegdyś pełnych życia i głodnych doświadczeń dzieciaków. Uczniowie nie są ślepi, widzą, że są zdrowi, a i tak odgórne decyzje odbierają im normalność. I najgorsze, że nie ma sposobu, aby zdrowe dziecko uniknęło kwarantanny - twierdzi Sylwia Środa, dodając, że obecne prawo nie jest sprawiedliwe wobec wszystkich.

- Słyszę od znajomych rodziców, że nawet jeśli ich dzieci mają COVID, oni jako zaszczepieni nadal mogą w pełni funkcjonować. A przecież według aktualnego stanu wiedzy również potencjalnie zarażają. Tak więc mamy sytuację, w której zaszczepieni w każdym przypadku unikają kwarantanny, a zdrowe dzieci siedzą w domu. Nie mogą nawet wyjść na spacer się przewietrzyć. To nic innego jak areszt domowy, podczas gdy my dorośli chodzimy do teatru, kina, restauracji czy na mecz na stadionie i nie jesteśmy później weryfikowani pod kątem kontaktów, które mieliśmy w tym czasie - kwituje.

Renata Grochowska, której 10-letnia córka również jest na kwarantannie, ponieważ jedna z koleżanek z klasy zachorowała na COVID, w bardzo ostrych słowach ocenia działania zapobiegawcze, które są obecnie wprowadzane w szkołach.

- Żyjemy w czasach absurdu, a koronawirus obnażył niekompetencje państwowych organizacji. Jak ktoś mieszka w bloku, kwarantanna jest jak wyrok. Moja córka jest zdrowa, ale siedzi jak za karę w mieszkaniu. Za to mama chorej koleżanki, której oczywiście bardzo współczuję, jako osoba zaszczepiona zgodnie z przepisami uczęszcza do pracy. I kto udowodni, że ta pani, mająca ciągły kontakt z chorym, nie zaraża, a moja zdrowa córka tak? - pyta retorycznie kobieta, podkreślając, że na nic zdały się próby odwołania się od przymusowej kwarantanny.

- Testów na przeciwciała się nie respektuje, a testy PCR są wykonywane po 7 dniach od momentu kontaktu z zarażonym, co jest bezsensem, bo kwarantanna trwa 10 dni - wyjaśnia.

Pani Renata wystosowała prośby do dyrekcji o uznanie negatywnego wyniku testu na przeciwciała i umożliwienie córce stacjonarnej nauki w równoległej klasie. Jak się okazało, bezskutecznie, ponieważ jedynym sposobem na obejście kwarantanny jest szczepionka, której nie zatwierdzono przecież dla najmłodszych uczniów.

Potrzebne rozwiązanie

- Dyrektorka wie, że to wszystko jest bez sensu, ale ma związane ręce przez chore procedury. Na cito potrzebujemy rozwiązania, które chociaż trochę przywróci uczniom normalne życie i nie będzie karać zbiorowo zdrowej młodzieży, bo zaistniało tylko podejrzenie bezpośredniego kontaktu z chorym - mówi.

Pani Renata podkreśla, że jej zdaniem winę za obecną dezorganizację ponosi rząd, który nie uporządkował szkolnych spraw, kiedy był na to czas.

- Tak trudno było przewidzieć, że z kolejną falą trzeba będzie zaplanować sensowne rozwiązania? To trzeba było zrobić jeszcze przed wakacjami. Wystarczyłyby jasne przepisy i izolowanie chorych, a nie zdrowych dzieci, do czasu powrotu do zdrowia - sugeruje.

Jak przyznaje Irena Jaczewska z Poradni Psycholodzy24.pl, wraz z rosnącym napięciem w szkołach, pojawiają się kolejne nieporozumienia pomiędzy rodzicami a placówkami odpowiedzialnymi za utrzymanie bezpieczeństwa sanitarnego.

- Jak wiemy, wiele przypadków kwarantanny jest związanych wyłącznie z podejrzeniem zachorowania. Wprowadza to zamieszanie zarówno w rozpowszechnianych wśród dzieci i rodziców informacjach, jak i powoduje niezrozumienie logiki działań stacji sanitarno-epidemiologicznych. Może to powodować u dzieci bunt i próby wyłamywania z kwarantanny, za co niestety rodzicom grożą wysokie kary pieniężne - wyjaśnia psycholożka, dodając, że w takiej sytuacji warto spróbować wyjaśnić dzieciom przyjęte rozwiązania, by nie powielać plotek i nie zwiększać i tak już dużej frustracji.

- W działaniach państwa jest czasami pewien okres "bezwładności" wynikający z opóźnienia reakcji na najnowsze badania. Ale czy teoria o tym, że zaszczepione osoby zarażają wirusem, pochodzi z wiarygodnych źródeł, czy z plotki? I czy dodaje się przy tej informacji wyniki badań mówiące np., że transmisja wirusa przez osoby zaszczepione i zarażone jest możliwa, ale ryzyko zarażenia kogoś jest niemal o połowę mniejsze niż w przypadku osób nieszczepionych? Warto czytać wiarygodnie źródła i nie karmić siebie i dzieci niesprawdzonymi pomówieniami i teoriami - podsumowuje specjalistka.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
szkołapandemiakwarantanna
Komentarze (428)