Człowiek wychowany przez wilki. Żyło mu się z nimi lepiej, niż z ludźmi
Marcos Rodríguez po odnalezieniu przez ludzi stał się sensacją. Mówiły o nim największe media - w końcu nie na co dzień spotyka się - "syna wilków". Ale w jego historii fascynujące jest nie tylko to, jak zdołał przeżyć wśród zwierząt, ale także to, jak wyglądał jego powrót do społeczeństwa. Bo jak nauczyć człowieka bycia człowiekiem?
28.08.2018 | aktual.: 29.08.2018 18:11
Dziennikarz gazety "The Guardian" spotkał się z Rodríguezem, żeby przeprowadzić rozmowę o tym, jak wyglądał jego powrót do świata ludzi. "Byłem stale upokarzany. Wśród ludzi nauczyłem się nienawidzić i bycia zakłopotanym" - opowiada o wejściu do społeczeństwa "syn wilków". Musiał zmierzyć się z wieloma przeszkodami, zaczynając od ludzi, a kończąc na technologii.
"Gdy Rodríguez pierwszy raz usłyszał głosy w radiu, wpadł w panikę. 'K**a' - wspomina - 'ci ludzie są tam od dawna!' Był rok 1966, a Rodríguez obudził się z drzemki na dźwięk głosów. W pokoju nie było nikogo, ale z małej drewnianej skrzynki dobiegały odgłosy rozmowy. Rodríguez wstał z łóżka i podkradł się do urządzenia. Kiedy się zbliżył, nie widział drzwi, klapy ani nawet niewielkiego pęknięcia w powierzchni pudła. Nic. Ludzie byli uwięzieni" - pisze dziennikarz. Było to tuż po tym, jak Rodríguez został złapany i przywieziony z dziczy do miasta. Miał ledwo 20 lat.
Droga do świata ludzi była dla niego bardzo trudna. Społeczeństwo początkowo pogardziło jego historią. Wiele osób mu nie uwierzyło.
"Po prostu wzięli go za idiotę lub pijaka. Chciał być lubiany, być normalnym, mieć żonę i dzieci. Pragnął wszystkiego, czego nie mógł posiadać. Ale kiedy Rodríguez myśli o tym, co go najbardziej zraniło, to do czego wraca, to nie są codzienne upokorzenia, ale jedna wcześniejsza zdrada: kiedy jego ojciec sprzedał go w niewolę" - pisze "The Guardian".
Dziennikarz nie tłumaczy dokładnie w artykule, dlaczego zwierzęta nie zabiły młodego chłopaka - być może wilczyca wzięła go za jedno ze swoich młodych. Wspomina za to, jak doszło do tego, że zaczął żyć w lesie - jego ojciec sprzedał go, gdy był dzieckiem, żeby zajmował się w górach stadem kóz bogatego kupca. Jak twierdzi Julian Pitt-Rivers, brytyjska antropolżka, w latach 1950 dzieci opiekujące się zwierzętami to była całkiem popularna praktyka w biedniejszych regionach Hiszpanii. Chociaż, jak opowiada, sprzedaż dzieci w tym celu nie była już tak częsta.
"Następnego ranka mężczyzna zabrał go na koniu w góry, do małej jaskini w głębi Sierra Morena, słabo zaludnionego pasma górskiego pełnego wilków i dzików. Tam Rodriguez został oddany pod opiekę starszego pasterza" - kontynuuje opowieść dziennikarz - "Ale pewnego dnia, niedługo po przybyciu Rodrigueza, stary pasterz powiedział, że wyjeżdża, aby zastrzelić królika i nigdy nie wrócił". Rodríguez w obawie przed powrotem do domu chował się przed innymi ludźmi, którzy pojawiali się w okolicy. Jak wspomina, wolał zostać w górach, niż wrócić do rodziny. I udało mu się to aż do 20-tego roku życia, gdy został schwytany przez policję i przywieziony do miasta.
Początkowo nikt, z jego ojcem na czele, nie wyraził zainteresowania Rodríguezem. Pierwszą osobą, która się nim zaciekawiła, był syn miejscowego lekarza, wikary Juan Luis Galvez. Było to rok od czasu odnalezienia, gdy Rodríguez wciąż nie umiał mówić.
"Galvez powiedział Gabrielowi Janerowi Manili, antropologowi, że na początku był całkowicie 'nieprzystosowany do norm społecznych', pozornie odporny na przeziębienie, chodził ze zgarbionym, łukowatym krokiem małpy" - pisze dziennikarz - "Galvez przeniósł młodego człowieka do swojego domu rodzinnego w Lopera, gdzie nauczył go, jak się ubierać, jak prawidłowo jeść i jak wymawiać słowa. Zaaranżował nawet mecze piłkarskie, aby Rodríguez mógł grać z innymi lokalnymi dziećmi. Ale Rodríguez się opierał. 'Próbowałem biec z powrotem w góry, kiedy tylko mogłem. Nie czułem się dobrze wśród ludzi' - opowiada".
Przez kolejne lata chłopak wykonywał wiele prac i imał się różnych zawodów. Przeżył też kilka szoków - m.in. gdy poszedł na swój pierwszy film do kina, z którego wybiegł z przerażeniem, bo konie biegły w stronę kamery czy gdy musiał po raz pierwszy zapłacić za posiłek w restauracji.
Ponieważ nie rozumiał do końca wartości pieniądza, często płacono mu za mało - został nawet wciągnięty w sprzedawanie marihuany pod przykrywką leku. "Przez jakiś czas sprzedawałem marihuanę, nie wiedząc co to. Mój szef powiedział mi, że to lek na żołądek. Ludzie przychodzili do baru i prosili o 'lekarstwo', a ja im to dawałem" - wspominał Rodríguez.
Według niego, czas spędzony wśród zwierząt był lepszy, niż czas spędzony wśród ludzi. Lepiej je rozumiał i umiał się z nimi dogadać - tak przynajmniej twierdzi. Przeskok z wczesnego dzieciństwa do dorosłości wśród ludzi był dla niego bardzo trudny.
W 2010 roku Gerardo Olivares wyreżyserował film na podstawie życia Rodrígueza, o hiszpańskim tytule "Entrelobos" ("Pomiędzy wilkami"). To po jego wypuszczeniu, Rodríguez stał się gwiazdą w swoim rodzimym kraju.
Jeśli macie historie, którymi chcielibyście się z nami podzielić, piszcie na dziejesie.wp.pl