Czy wyszaleć się przed ślubem?
Oto jest pytanie! Kiedyś prawo to mieli tylko mężczyźni. Teraz kobiety korzystają z niego często z jeszcze większym zapałem. Są jednak i takie, które wolą poczekać z seksem, aż powiedzą „tak”. Jak jest najlepiej? Dziewiczy wianek czy szał ciał? A może tylko trochę seksu zamiast panieńskiej wstrzemięźliwości? – zastanawia się Katarzyna Miller, psychoterapeutka.
Oto jest pytanie! Kiedyś prawo to mieli tylko mężczyźni. Teraz kobiety korzystają z niego często z jeszcze większym zapałem. Są jednak i takie, które wolą poczekać z seksem, aż powiedzą „tak”. Jak jest najlepiej? Dziewiczy wianek czy szał ciał? A może tylko trochę seksu zamiast panieńskiej wstrzemięźliwości? – zastanawia się Katarzyna Miller, psychoterapeutka.
- Widziałam kilka filmów dokumentalnych i reportaży o tym, jak młode kobiety zabierają się do wyszumienia przed ślubem. Według mnie ocierało się to o porno… Czy po czymś takim można potem zwyczajnie żyć z partnerem i mieć z tego radość?
- A ja myślę, że ważniejsze niż wyszumienie się jest sprawdzenie się przed ślubem. I taki oto przykład przychodzi mi do głowy: para spotykała się kilka lat, nie sypiając ze sobą. Tak ustalili – do łóżka pójdą dopiero po ślubie. No ale dziewczynę w końcu zmogło, a poza tym pomyślała: „Kogo ja sobie właściwie biorę na męża?”. I zmusiła go, żeby się z nią przespał. A wtedy okazało się, że on po prostu jest nielibidalny, bez temperamentu i apetytu na seks. Dlatego przez kilka lat żył bez seksu i mu to nie przeszkadzało. Dla niej miał górnolotne słowa o szacunku i uczciwości, a tak naprawdę chciał uniknąć zbliżeń, potem się ożenić, zrobić dziecko i mieć to z głowy, jednocześnie zatrzymując ją przy sobie. Ona jednak pomyślała, że nie chce życia z kimś takim, i się rozstali. O takie sprawdzenie siebie mi chodzi. Trzeba się dowiedzieć, czy mi i drugiej osobie zależy na seksie. Jeżeli zależy, to przed ślubem warto sprawdzić, czy pasujemy do siebie temperamentem.
-Inaczej czeka nas frustrujący post seksualny rozciągnięty na całe lata.
- Właśnie. Może też być inaczej. Znajoma poznała eleganckiego pana. Spolegliwego i opiekuńczego. No coś pięknego! Na szczęście dla niej chciał iść do łóżka przed ślubem. Na szczęście, bo w tym łóżku na nią warknął: nie ruszaj się! Była zdziwiona, że tak się do niej odnosi, i to za pierwszym razem. Przespała się z nim jeszcze dwa razy i już była pewna, że on po prostu w łóżku jest chamem. A skoro tak się zachowuje teraz, to co będzie dalej? Pewnie jeszcze gorzej, będzie ją lał albo wiązał, albo robił jeszcze jakieś inne świństwa. Więc mu podziękowała. I dobrze, bo jej obawy były uzasadnione. Jeszcze inna historia z życia. Dziewczyna miała już kilku chłopaków, ale ten nowy tak ją podniecił, że gdy doszło do zbliżenia, usłyszała od niego, że się w niej topi. Próbowała wyjaśnić, że najbardziej ją podniecił z tych chłopaków, z którymi spała, i to dlatego. Ale on najwidoczniej miał kompleks małego członka i jak mu było za luźno, nie dał rady.
- Lepiej się więc sprawdzić przed ślubem, żeby potem uniknąć problemów?
- Właśnie. Wiesz jak to jest w związkach, ona chce wieczorem, bo lubi, jak jest nastrój i cisza. On woli o 6 rano, kiedy czuje podniecenie i ma wzwód. Mało znam osób, które uznałyby: „będzie jak będzie. Albo tak często jak ja lubię, albo rzadziej, jak on lubi. Ja się na to godzę. Jeśli mi będzie mało, to może sobie poszukam kogoś do seksu na boku”. Za to znam wielu takich, którzy uznają, że po ślubie będzie po prostu cudownie! Dziewczyny w tym optymizmie przodują. Ja wtedy mówię: „Posłuchaj, kochanie, przez chwilę będzie cudownie, a potem już nie będzie. Jak myślisz, w czym cudownie nie będzie?”. Słyszę wtedy oburzone: „A o co ci chodzi?”. Odpowiadam cierpliwie: „To tobie powinno chodzić i powinnaś wiedzieć, że pewne rzeczy będą miłe, a pewne na pewno nie. Co ty jesteś w stanie znieść w seksie, a czego nie?”. A ona wtedy mówi: „Ale on mnie teraz tak pragnie, że wszystko będzie wspaniale!”. A ja na to: „Ale po dwóch, trzech latach razem to się zmieni. Nad czym więc warto popracować, by i po dziesięciu latach
było fajnie?”. Kobiety nie chcą nad tym myśleć, nie chcą tego zauważać.
Bo wtedy czar miłości by prysł.
Okazałoby się, że miłość nie jest romantyczna. Że potrzebne są plany, celowe działania, czyli myślenie. A zakochane kobiety nie życzą sobie myśleć.
Miało być o seksie, a nie o myśleniu!
Ale seks i myślenie mają ze sobą dużo wspólnego. Moja znajoma, podobnie jak ta kobieta, o której opowiadałam na początku, odkryła, że jej mężczyzna nie jest libidalny. Ale miała już różne doświadczenia i to okazało się plusem, bo pomyślała: „Czego ja właściwie chcę? Kochanka czy męża?”. On na męża się bardzo nadawał: porządny facet, który na dodatek z tym libido nie poleci do innej baby, bo mu go ledwo na nią starcza. I podjęła decyzję dobrą dla siebie: są razem długo i szczęśliwie. Zresztą, kiedyś ludzie się tak pobierali. Ważne było, że mężczyzna zapewni byt, że jest z dobrej rodziny, że lubi dzieci. A teraz kobietom się w głowach pomieszało i chcą mieć wszystko w jednym facecie.
Czyli mamy nie tylko wyszumieć się i wypróbować, ale i pomyśleć przed wejściem w związek. Znałam jeszcze taką ciekawa historię: pewien pan czuł się świetnie sam, miał wiele kobiet i nie zamierzał się żenić. Ale raz przespał się z dziewczyną, która okazała się dziewicą. I dostał na jej punkcie bzika. Powiedział, że nie odda jej nikomu. Pierwszy raz mu się zdarzyło, że jest pierwszy. Oczywiście możemy powiedzieć, że to takie staroświeckie i patriarchalne. Ale co z tego? Zakochał się po uszy, a ona była szczęśliwa, bo ją tak cenił, tak ją ukochał, że starał się, żeby jej się nie zechciało do innych. Poznałam wiele kobiet, które martwiło to, że mają już tyle lat i nadal są dziewicami. Zawsze im mówię: Nic się nie bój, kochana! Nie ma powodu!
- Tak a propos przesady z wyszumieniem się, moja znajoma usłyszała, że on się z nią nie ożeni, bo zna zbyt wielu jej byłych…
To mógł powiedzieć facet motylek, który fruwa z kwiatka na kwiatek i szuka pretekstu, by polecieć dalej. Albo pan i władca, który łaskawie daje. Być może ta twoja znajoma ustawiła się w roli poddanej dziewczynki, która nie może zażądać, tylko dziękuje pokornie za to, co on jej łaskawie da. Nie wszystkim kobietom zależy dziś na małżeństwie i dobrze, ale na to też trzeba uważać. Znam dziewczynę, która mieszka z facetem, ma z nim troje dzieci, ale nie jest ani jego żoną, ani nawet nie ma w jego domu meldunku. On ją całkiem trzyma pod butem.
Wyszumiała się z nim przed ślubem, że hej! I on uznał, że się na żonę nie nadaje, ale na matkę jego dzieci, tak.
A teraz takie pytanie: czy lepiej wyjść za prawiczka, który po kilku latach może zapragnąć doświadczyć tego, czego jeszcze w łóżku nie doświadczył, czy lepiej za faceta, który wyszumiał się i twierdzi, że ma już dość? Czy to nie ryzykowne, bo: „czym skorupka za młodu nasiąknie….”?
Ten, który się wyszumiał, może być dobrym kandydatem na męża. Ludzie po coś gromadzą doświadczenia i umieją wyciągać z nich wnioski. I jeśli chcieli się wyhulać i się wyhulali, to potem już nie będą biegać za spódniczkami czy spodniami. Sama tego doświadczyłam. Był taki czas w moim życiu, kiedy to kolejny i kolejny pan wzbudzał w moim sercu iluzje. Aż w końcu to minęło i zrozumiałam, że jeden mężczyzna to wszyscy mężczyźni. I już nie szukałam realizacji tej iluzji, że znajdzie się ten wyjątkowy i spełni nareszcie wszystkie moje uświadomione i nieuświadomione marzenia i potrzeby. I właśnie to dla mnie znaczy wyszumieć się. Owszem, ludzie różnią się charakterami i osobowościami, stylem bycia, seksualnością, tym, jak traktują partnera czy partnerkę w łóżku. Pomimo to, kiedy wybierasz człowieka, wiedząc, że idea romantycznej miłości (która da ci wszystko) to mit, zaczynasz rozumieć, że chodzi o to, żeby się nauczyć żyć realnie z tym konkretnym człowiekiem. A więc kochać to tyle, co znosić to, czego właśnie nie
znosimy, i cieszyć się z tego, że on ma też cechy, które bardzo lubimy. Bo też one uzasadniają bycie z nim. Ma to bycie z nim sens, jeśli tych plusów jest trochę więcej niż minusów, czyli kiedy pakiet kontrolny jest choćby 51-procentowy, a najlepiej gdy 60- czy 70-procentowy. Nigdy jednak nie będzie 100-procentowy.
- Ale przecież można nabrać w tym szumieniu upodobania, uzależnić się od niego i wciąż chcieć szumieć i szumieć...
Ma to miejsce wtedy, gdy się kompletnie nie rozwijamy, a inteligencji używamy tylko do robienia pieniędzy. Ale każdemu wolno żyć, jak chce. My musimy wiedzieć, jak chcemy żyć, i tego się trzymać. A wyszumienie nie ma nic wspólnego z uzależnieniem. Uzależnienie to przymus. Namiastka tego, czego naprawdę pragnę. I jeśli wciąż sięgam po tę namiastkę, to nie jest wyszumienie się. Jeśli się zorientujesz, że twój parter jest zajęty nie tylko tobą, ale wszystkimi kobietami, kelnerką i kucharką, i biegaczką w parku, która mu przemknęła przed nosem, to masz seksoholika. Więc albo mówisz mu żegnaj, albo godzisz się na to, bo on ma zameczek nad Loarą, a ty chcesz mieć taki zameczek, więc ci to jego latanie nie przeszkadza. Ale jeśli cię to obchodzi, to wiedz, że będzie nieustannie bolało. Nawet jak on ci powie, że tylko ciebie kocha, a tamte tylko musi przelecieć...
Kobieta też może przecież wpaść w tym wyszumieniu się w seksnałóg.
Znam takie, które chciały poznać wielu mężczyzn. Ponieważ w domu były niedocenione, pragnęły też dostać od tych mężczyzn uwagę, zachwyt itp. Zdawały sobie sprawę, że z jednej strony uczą się seksualności swojej i męskiej. Z drugiej jednak w jakiś sposób karmią się uwagą tych kochanków. Ale na szczęście w pewnym momencie mówiły „wystarczy”. A wtedy albo decydowały się na jednego faceta, albo przez jakiś czas żadnego nie chciały.
- Z badań wynika jednak, że dzięki hormonom kobiety po seksie mają większe niż mężczyźni poczucie, iż się zakochały. A więc zamiast się wyszumieć, można sobie wmówić miłość, myśleć, że to ten jedyny…
Nie wiem, czy to hormony, ale na pewno nakaz kulturowy, który wmawia nam, że uprawiamy seks tylko z tymi, których kochamy. Ale to już dziś mija. Za to pojawia się nowe zagrożenie i to dla całej populacji. Jak kobieta pozna wielu mężczyzn, to nie bardzo jej się chce wychodzić za mąż. Podobnie z mężczyznami, którzy poznali wiele kobiet. Mało co już wtedy ich zaskakuje. W intymnej, bliskiej relacji chcemy, żeby było ciekawie, a nie trudno [nudno?]. Wybieramy więc samotność i to wcale nie jest powodem nieszczęścia. Mamy wtedy poczucie, że dzięki temu, że nie jesteśmy związane z jedną osoba, cały świat jest przed nami otwarty.
- Wyszumienie nie jest więc najlepszym pomysłem, bo wtedy czar pryska i razem z nim ochota na małżeństwo, na budowanie domu….
Ale jak wtedy spotkasz kogoś, z kim naprawdę lubisz być, gadać, czyj dotyk powoduje, że drżysz, to wiesz, że to cud. I starasz się, dbasz, szanujesz i ważne słowo – nie nadużywasz tego związku. A mam poczucie, że ludzie dziś nadużywają. Strasznie dużo chcą od partnera, przodują w tym kobiety. Jak mają jedno, już chcą drugie, trzecie, piąte… Im bardziej żyjemy w harmonii ze światem i im bardziej nasze potrzeby są zaspokajane przez innych ludzi, tym bardziej nasz partner dla nas, a my dla niego jesteśmy atrakcyjni. Nie wisimy na sobie, ale siebie chcemy. Dobranie się to dla mnie cel wyszumienia czy sprawdzenia.
- Gdybyś miała poprowadzić dla kobiet warsztaty dobrego wyszumienia się, to na czym by one polegały? Czy do wyszumienia można się sensownie przygotować?
- Po pierwsze, ważne, by poznać wszystkie swoje skojarzenia z seksem, przypomnieć sobie, co się w rodzinie na ten temat mówiło. To podstawa. A ona jest potrzebna, żebyśmy wiedziały, czy robimy coś z przymusu, czy dlatego, że chcemy. Może wciąż jak te głupie się puszczamy, gdzie i z kim popadnie, z tej złości, że mamusia była taką dewotką, że nam seks obrzydzała. Ale też nie dawała miłości czy czułości. Najlepiej, gdy widziałyśmy, że nasi rodzice mieli udane życie seksualne, bo wtedy też tak chcemy i bardzo uważnie szukamy faceta, z którym takie życie mieć będziemy.
- A po drugie?
Własny poziom libido. Trzeba się w nim rozeznać. Jakie masz fantazje seksualne, czy je w ogóle masz, czy je realizujesz? Czy się masturbujesz? Kiedy to odkryłaś? W jaki sposób słuchasz dowcipów seksualnych? Czy je opowiadasz? Wstydzisz się, rumienisz, czy się nimi bawisz? Czy się dobrze czujesz, jak robotnik na ulicy za tobą gwiżdże? Czy lubisz wejść do salonu, robiąc wrażenie na mężczyznach? A jak je zrobisz, to czy ci to wystarczy. Czy chcesz coś dalej? To pokazuje, czy jesteś erotomanką gawędziarką, czy naprawdę masz wysokie libido.
- A jak już wiem, jak się ma moje libido, to co dalej?
To czas zrobić ćwiczenia. Na przykład wychodzisz na ulicę na dwie godziny i masz poderwać mężczyznę. Jakimikolwiek metodami byś się nie posługiwała – masz to zrobić. Jak się uda, da ci to poczucie skuteczności, wartości i nauczy że działasz na mężczyzn. Możesz więc decydować, nie musisz brać, co leci, albo łaskawie być brana. Bo wiesz już, że gdzie nie rzuci cię los, znajdziesz to, co jest ci potrzebne. Nie jesteś więc zależna od żadnego mężczyzny.
- No i teraz trzecia zasada dobrego wyszumienia się.
Dowiedz się, na co masz ochotę, po co ci to wyszumienie. Może po to, by poznać, czym jest seks? Bo czujesz, że jest dla ciebie ważny, że masz wysoki współczynnik libido i nie wyobrażasz sobie życia bez udanej fizycznej miłości? A więc chcesz ćwiczyć i szukasz. I nic w tym dziwnego, bo seks to energia życiowa. Kiedy jest satysfakcjonujący, mamy poczucie sprawczości i żywotności. Życie jest atrakcyjniejsze. Możesz też chcieć dowiedzieć się, jaka naprawdę jesteś? Celem wyszumienia się, czy jak wolałabym o tym mówić: „sprawdzenia siebie”, jest to, by zastanowić się, ile miejsca w moim życiu zajmuje moja naturalna seksualność. Nie ta, do której się przymuszam, ani ta, od której się powstrzymuję. Ale naturalnie moja. Nie jest to łatwe, dlatego potrzebne jest nam myślenie, znajomość kontekstu i wzmocnienie poczucia wartości. Widzisz, aż tyle ważnych spraw wymaga coś tak pozornie lekkiego, jak wyszumienie się… Ale też dzięki niemu nie popełnimy bolesnych pomyłek.
Rozmawia Beata Pawłowicz/zwierciadło.pl