Blisko ludziLewica chce zmian w sprawie definicji gwałtu. Chodzi o tzw. "świadomą zgodę"

Lewica chce zmian w sprawie definicji gwałtu. Chodzi o tzw. "świadomą zgodę"

"Musi nastąpić zmiana, by to nie ofiara gwałtu musiała udowadniać, że się broniła; każdy, kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny ma ponosić odpowiedzialność karną" - mówi posłanka Anna Maria Żukowska. Jak zaproponowane zmiany należy rozumieć i z czym ewentualna zmiana może się wiązać - wyjaśnia mec. Maciej Rakowski.

Lewica chce zmian w sprawie definicji gwałtu. Chodzi o tzw. "świadomą zgodę"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aneta Malinowska

Aneta Malinowska, WP Kobieta: Nie ma wątpliwości, że gwałt jest jednym z najcięższych przestępstw. Dziś jednak, w przypadku zgwałcenia kwalifikowanego, grozi kara od 2 do 12 lat pozbawienia wolności, a przy gwałcie ze szczególnym okrucieństwem od 5 do 15 lat. Zmiana zapisów prawnych jest w Polsce potrzebna?  

Maciej Rakowski, adwokat zajmujący się m.in. przestępstwami na tle seksualnym: Aktualna definicja zgwałcenia jest jasna i szeroka. Doprowadzenie do współżycia przemocą, podstępem lub za pomocą bezprawnej groźby, obejmuje te przypadki, które powinny być ścigane. Jeżeli ktoś współżyje z osobą, od której nie uzyskał zgody, dlatego, że taka osoba jest nieporadna, odurzona, nieprzytomna, to podlega on odpowiedzialności karnej, gdyż wykorzystał bezbronność, albo podstępem doprowadził drugą osobę do takiego stanu. I w praktyce nie ma wątpliwości kwalifikacyjnych. 

Co w takim razie z tą "świadomą zgodą"? Jak powinniśmy rozumieć zaproponowany zapis? 

Moim zdaniem problem "świadomej" czy "wyraźnej zgody" zdaje się abstrahować od rzeczywistości społecznej, bo w praktyce jest tak, że nie pyta się o wyraźną zgodę, tylko do współżycia dochodzi w na podstawie zgody dorozumianej. Obie strony na podstawie zachowań partnerów, wiedzą, co się odbywa i swoimi zachowaniami potwierdzają, że wyrażają na to zgodę.

Należy pamiętać, że odpowiedzialność karna w Polsce opiera się na zasadzie domniemania niewinności. I to oskarżonemu trzeba udowodnić, że dopuścił się przestępstwa. W zgłoszonej przez Lewicę propozycji widzę taki problem, że każda ze stron stosunku, kobieta lub mężczyzna, będzie potencjalnie podejrzana i w ewentualnym postępowaniu musi walczyć o to, żeby wykazać swoją niewinność, czyli wskazać dowód na to, że druga strona wyraziła zgodę na współżycie. A przecież prawo karne nie opiera się na zasadzie domniemania winy. 

W momencie, kiedy podejrzany musiałby wykazać, że była ta dobrowolna i świadoma zgoda, to zaprzeczyłoby to filozofii prawa karnego. Dziś oskarżonemu trzeba udowodnić, że współżycie było bez zgody drugiej osoby. Nie może być tak, że jeśli nie udowodnisz zgody, to będziesz podejrzany o gwałt. 

A gdyby do zmiany przepisów doszło, to jak podejrzany lub podejrzana miałby wykazać, że miał zgodę partnera?   

W naszym kręgu kulturowym potencjalni partnerzy nie omawiają najpierw, co dokładnie będą robić i w jakiej kolejności, a po prostu krok po kroku zbliżają się do siebie. W 99% przypadków zgoda na współżycie nie jest wyrażana wyraźnie, wprost i werbalnie. Najczęściej w przebiegu spotkania wynika, że obie osoby są zainteresowane zbliżeniem i nie da sformalizować.  

Czym zatem mogłaby być tzw. "wyraźna zgoda" i jak ją udokumentować?  

Byłoby to niestety trudne. Oznaczałoby, że taką zgodę należałoby nagrać, albo uzyskać oświadczenie na piśmie, że ktoś się zgadza. W skrajnych przypadkach można by wskazywać, że powinien powstać specjalny formularz, w którym ktoś, kto chce współżyć, musiałby zaznaczyć, na co wyraża zgodę, a na co nie i w jakim konkretnie czasie.

Zdaje się jednak, że autorzy pomysłu w ogóle nie zauważają, że zgwałceniem jest też taka sytuacja, w której ktoś wyraził zgodę na współżycie, a potem zmienił zdanie i nie chce dalszych pieszczot. W tym przypadku życie jest bogatsze, niż pomysły legislatorów, bowiem zgwałceniem też będzie sytuacja, w której była wyraźna zgoda na współżycie, ale tylko w określony sposób. Jeśli dojdzie do wymuszenia innych zachowań, to też będzie to zgwałceniem, zatem koncepcja posłanki Żukowskiej, że jeśli jest wyraźna zgoda, to nie ma zgwałcenia, byłaby niezwykle korzystna dla tych gwałcicieli, którzy dopiero w czasie współżycia stają się brutalni i nie szanują zgody partnera.

Jak Pan zatem ocenia zaproponowaną zmianę w przepisach?  

Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z jednym z wielu przypadków, w których ktoś się łudzi, że zmieniając samo brzmienie przepisów, zmieni coś w rzeczywistości społecznej. A trzeba pamiętać, że ludzie gwałcą nie dlatego, że przepis wygląda tak, a nie inaczej, tylko dlatego, że w naganny sposób próbują zaspokoić swoje potrzeby. Niestety zmienianie przepisów nie wyeliminuje takich zachowań. 

Co w takim razie należy zrobić, na co położyć nacisk?  

Oczywiście tu trzeba mówić o większej pomocy dla ofiar gwałtów. O pomocy psychologicznej, o wykrywalności – na to bym położył nacisk przy wprowadzaniu jakichkolwiek zmian w przepisach, ale nie na pisaniu nowej definicji. 

Jakie widzi Pan zagrożenia, gdyby takie zapisy zostały wprowadzone ?  

Jak już mówiłem autorzy projektu zapominają, że zgodę na współżycie można cofnąć w trakcie … i zmuszanie kogokolwiek do dalszych czynności wtedy też będzie zgwałceniem. Fetyszyzowanie wyraźniej zgody może przynieść odwrotny skutek, bo ktoś uzna, że jak dostał zgodę to mu wszystko wolno. A to wcale tak nie jest. To jest bardzo delikatna materia.  

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (11)