"Do dziś czuję ten ból". Kobiety, które były karane fizycznie, zabierają głos
– Kazała mi się położyć, odkrywała moje pośladki i mówiła: dostaniesz teraz 5 pasów za to, że jesteś nieposłuszna – opowiada 24-letnia Laura. Kobiety, które były karane klapsami przez rodziców, opowiedziały swoje historie po interwencji w sprawie książki, która zachęca do stosowania takich metod.
"Powiedz dziecku, ile klapsów otrzyma. (...) Usuń rzeczy, które mogą zneutralizować karę (pielucha, kalesony itp.). Zaraz po wykonaniu kary załóż odzież z powrotem" - takie rady dotyczące wymierzania kar dziecku pojawiają się w książce "Pasterz serca dziecka" Tedda Trippa, która ukazała nakładem wydawnictwa Kościoła Chrześcijan Baptystów "Słowo Prawdy".
Publikacja, której fragmenty pojawiły się w sieci, wywołała oburzenie nie tylko u Rzecznika Praw Dziecka, ale też internautów. Wiele kobiet przyznało się, że były karane klapsami w dzieciństwie i mówią stanowcze "nie" takim publikacjom.
Zaczyna się od "niewinnego" klapsa
– Nie mieści mi się w głowie, że ktoś mógł coś takiego napisać, a ktoś inny to wydać – mówi 24-letnia Laura. Gdy miała kilka lat, mama karała ją pasem. Argumentowała to tym, że córka była uparta, nieposłuszna albo kłamała. Jednak, jak podkreśla Laura, klaps zawsze był ostatecznością.
– Kazała mi się położyć, odkrywała moje pośladki i mówiła: dostaniesz teraz 5 pasów za to, że jesteś nieposłuszna. Wymierzała je, odliczając. Zawsze mówiła, że ostatni będzie najmocniejszy – wspomina 24-latka.
– Pamiętam też jedną sytuację, gdy byłyśmy u mojej babci i nie chciałam posprzątać zabawek. Musiałam położyć się na kanapie i mama wymierzyła karę, a później powiesiła pasek w widocznym miejscu. Schowałam się do innego pokoju i płakałam. Było mi przykro, że nikt nie zareagował, a była przy tym babcia. Potem z mamą wspominały, że jej ojciec, mój dziadek, też wymierzał karę pasem jej i rodzeństwu, i że nawet pasek miał jakieś imię i też wisiał w miejscu, w którym był widoczny – opowiada dziewczyna.
"Przecież sama była tak wychowana"
– Nigdy nie zrobiła mi tym fizycznej krzywdy, ale do tej pory pamiętam ból, jaki mi to sprawiało. Pamiętam, jak płakałam, wpadałam w furię i prosiłam, wręcz błagałam, żeby tego nie robiła – opowiada Laura. Jako dziecko często chowała wszystkie paski za łóżko, żeby nie było czym wymierzyć kary. Zwykle po klapsach jeszcze długo nie mogła się uspokoić, ale jak mówi, w końcu "pokorniała" i robiła to, co kazała jej matka.
Jako dorosła kobieta poszła na terapię i opowiedziała psycholog o bolesnych karach z dzieciństwa. Porozmawiała też ze swoją mamą. – Opowiedziałam jej o traumie, jaką mam do tej pory. Powiedziałam, że mam jej bardzo za złe, że to robiła i że do tej pory czuję upokorzenie – mówi Laura.
– Myślę, że dziś wie, że źle robiła, ale i tak powtarza, że sama była tak wychowywana i żadna krzywda jej się nie stała. Tłumaczy, że sobie ze mną nie radziła – stwierdza 24-latka.
Laura wyznaje, że po terapii wybaczyła mamie i ją rozumie. – Ale nigdy w życiu nie uderzę swojego dziecka. Bo nadal pamiętam ból i upokorzenie, jakie mi to sprawiało – zaznacza.
Skakanką w pośladki – za spóźnienie do domu
28-letnia Wiktoria Dave straciła mamę, gdy była dzieckiem. Mówi, że ojciec się nią nie interesował. Opieka nad nią spadła więc na jej babcię. A ta karała ją dosłownie za wszystko: za złe oceny, spóźnienia, nieposprzątany pokój. Metody, których używała, przerażają dziewczynę do dziś. – Były klapsy, zdarzało się też, że jak babcia się bardzo wściekła, to brała jakiś pas, kabel albo kapeć. Tłukła mnie do tego stopnia, że bałam się i uciekałam do szafy – wspomina Wiktoria.
– Z tego, co pamiętam, to to zaczęło się, gdy miałam 5 lat, a skończyło, gdy miałam 10. Przyjemniej raz na dwa tygodnie za coś oberwałam – mówi. Niektóre sytuacje na tyle utkwiły jej w pamięci, że po latach odtwarza je ze wszystkimi szczegółami. – U nas na osiedlu, 10 minut od bloku, odbywał się festyn. Wszystkie dzieci na niego poszły, byli tam też ich rodzice. Wiedziałam, że jestem spóźniona do domu, ale mimo wszystko zostałam tam i patrzyłam, jak się bawią. Moja babcia przyszła ze skakanką i tłukła mnie na tym festynie – opowiada.
Innym razem babcia ukarała Wiktorię za to, że spłuczka w toalecie przestała działać. – Była stara, nacisnęłam i zepsuła się akurat wtedy, kiedy ja jej używałam. Byłyśmy wtedy w toalecie z koleżanką, która u mnie nocowała. Babcia zlała mnie kapciem, bo miała go pod ręką – wyznaje.
"Babciu, nie bij mnie", "Dlaczego mnie bijesz?" – mówiła babci kilkuletnia Wiktoria. Dzisiaj jest przekonana, że jej babcia uważała, że jeśli w ten sposób ją ukaże, to dziewczyna wyciągnie jakieś wnioski i następnym razem zachowa się lepiej.
– Efekty były zupełnie inne. To budziło we mnie agresję i przełożyło się na moje dorosłe życie. Nie radziłam sobie z tym wszystkim, co się działo w przeszłości. Wyżywałam się na innych. Może nie biłam, ale wyżywałam się słownie, psychicznie – mówi.
Monika Rościszewska-Woźniak, psycholog i prezes Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego, w rozmowie z WP Kobieta podkreśla, że w zależności od tego, jak bardzo dziecko zostało zdominowane przez rodziców, karanie poprzez bicie może mieć dwojakie skutki. – To jest wychowywanie do bycia podległym i posłusznym. Ewentualnie do tego, żeby potem wymierzyć sprawiedliwość komuś innemu, czyli do zemsty. Jeśli dziecko jest całkowicie zdominowane, to zawsze będzie się czuło słabsze. Natomiast jeśli tak nie jest, to będzie szukało okazji do odpłaty na innym słabszym – tłumaczy.
Kończy się na biciu w twarz
Gdy 25-letnia Klaudia była dzieckiem, kara była zawsze jedna – klaps. – Nienawidziłam tego, jak i ojca, który to robił. Wcale mnie to nie odmieniło. Nie sprawiło, że byłam grzeczniejsza. Wręcz przeciwnie – stałam się zawzięta i mimo widma kary robiłam to, co chciałam – mówi.
Dla ojca Klaudii pretekstem do bicia było niepozmywanie naczyń, pyskowanie, "zła" ocena – nawet trójka. Potem klapsy już przestały wystarczać. Doszło policzkowanie i rzucanie przedmiotami w córkę.
Najgorzej wspomina, jak w 4 klasie nie mogła zrozumieć ułamków. – Ojciec próbował mi to wytłumaczyć, ale gdy już stracił cierpliwość, wziął mnie za włosy, wyprowadził na środek pokoju i rzucał we mnie czym popadnie, póki nie odpowiedziałam dobrze. A wtedy ja naprawdę nie myślałam o wyniku, tylko o tym, co jeszcze złego może mi zrobić – opowiada.
Po latach Klaudia porozmawiała ze swoim ojcem o jego zachowaniu w przeszłości. – Powiedział mi, że będę tak samo wychowywać swoje dzieci, bo on został tak samo wychowany i wyszedł na ludzi. Myślałam, że wybuchnę ze złości – wyznaje 25-latka.
– Teraz szkoda mi go i jego dzieciństwa. Może faktycznie myślał, że to coś pomoże i nie chciał źle. Zdecydowanie wolę myśleć w ten sposób, niż, że zrobił mi tyle przykrości – mówi.
Psycholog dziecięca Monika Rościszewska-Woźniak nie ma wątpliwości, że klapsy świadczą o bezradności rodzica i nigdy nie są dobrą metodą wychowawczą. – Wychowanie ma się odbywać w szacunku – do dziecka i jego potrzeb. Ale też ma polegać na tym, że uczymy dziecko, że na ten szacunek zasługuje, tak jak ludzie dookoła – tłumaczy.
Psycholog podkreśla, że każdy klaps jest przemocą, niszczy poczucie bezpieczeństwa dziecka i jest niedopuszczalny. – To, że czasami rodzicowi się ręka wyrwie, oznacza, że rodzic jest bezradny i że nie umie tego załatwić inaczej – wyjaśnia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl