Do ślubu poszły w sukience z lumpeksu. "Gdybym zobaczyła ją w salonie, także byłaby moja"
Suknia ślubna to często najdroższa kreacja w życiu. Zazwyczaj kosztuje kilka tysięcy złotych, a po weselu zostaje powieszona w szafie lub oddana do komisu. Przybywa jednak panien młodych, które za swoje wymarzone sukienki zapłaciły grosze. Jak to możliwe? W poszukiwaniu "tej jedynej" ruszyły do lumpeksu.
03.09.2021 15:26
Ceny nowych sukien ślubnych wahają się od dwóch do nawet dziesięciu tysięcy złotych. Alternatywą są sieciówki, ale większość z nich kreacje na ślub sprzedaje wyłącznie przez internet, a to wiąże się z ryzykiem wydania kilkuset złotych na nietrafiony produkt. Z raportu ślubnego "Lyst" na rok 2020 wynika jednak, że aż o 38 proc. wzrosło zainteresowanie hasłami "vintage", "second-hand" i "pre-owned". O ile przyszłe panny młode w Stanach Zjednoczonych najczęściej wybierają zakupy w sieci, o tyle Polki za suknią ślubną rozglądają się podczas wizyt w second-handach. Historie naszych rozmówczyń pokazują, że niektóre z nich są w stanie upolować kreację godną najlepszego domu mody.
"Miłość od pierwszego wyciągnięcia ręki"
Paulina Straszewska brała ślub sześć lat temu. Jak podkreśla w rozmowie z WP Kobieta, second-handy cieszyły się wówczas zdecydowanie mniejszą popularnością niż dziś, zwłaszcza w małym mieście, z którego pochodzi. Dlatego nie przyszło jej do głowy, że suknię ślubną znajdzie właśnie w sklepie z używaną odzieżą. Stało się jednak inaczej.
- Podczas wcześniejszych wizyt w moim ulubionym lumpeksie nie widziałam tam w ogóle sukni ślubnych. Pewnego dnia pojawił się jednak cały wieszak pełen takich kreacji. Od razu sięgnęłam po suknię w kolorze szampana. Gdy zobaczyłam ją w pełnej okazałości, zakochałam się. Gorset cały był pokryty kryształkami, duże wycięcie na plechach robiło wrażenie. Wiedziałam, że to ona - moja wymarzona suknia i w niej właśnie pójdę do ołtarza. Nie zastanawiałam się, czy będzie pasować, ale kiedy ją włożyłam… była idealna! Taka miłość od pierwszego wyciągnięcia ręki – relacjonuje nie kryjąc emocji.
Suknia Pauliny pierwotnie kosztowała 100 złotych, ale nasza rozmówczyni trafiła na wyprzedaż i finalnie zapłaciła zaledwie 30 złotych. – Powiem szczerze: gdybym zobaczyła ją w salonie sukien ślubnych, także byłaby moja – zapewnia. I dodaje, że jedyną poprawką było zwężenie sukni w udach tuż przed ślubem, bo w międzyczasie trochę schudła. Pralnia chemiczna kosztowała ją zaledwie 30 złotych, ponieważ obsłudze powiedziała, że to nie prawdziwa suknia ślubna, a… strój na bal przebierańców.
- Teściowa myślała, że odkupiłam od kogoś sukienkę. Moja mama wiedziała, ale nie była zadowolona – do końca myślała, że żartuję. Przyszły mąż uważał natomiast, że to moja sprawa i ważne, że suknia mi się podoba. Gościom pewnie nawet nie przyszło do głowy, że na własnym ślubie można mieć suknię nie z salonu. Oczywiście gdy pytali, czy mam na sobie coś starego, z dumą odpowiadałam, że tak. Jednak nikt nie umiał wskazać tej rzeczy – śmieje się Paulina.
Suknia ślubna za mniej niż 50 złotych
W sukni ślubnej z second-handu "tak" powiedziała również Joanna. Od początku zakładała, że kupi używaną kreację, jednak poszukiwania rozpoczęła od popularnych internetowych portali sprzedażowych. Równolegle buszowała w "ciuchach", ponieważ robi to od dłuższego czasu. Nie przypuszczała jednak, że właśnie tam będzie czekała na nią wymarzona suknia.
- Kiedy natrafiłam na tę suknię, wiedziałam, że muszę ją mieć. Kosztowała 27 złotych. Łącznie z przeróbkami krawieckimi za kreację ślubną, w której czułam się znakomicie, zapłaciłam nie cztery tysiące, a 227 złotych, z czego jestem zresztą dumna. Dlatego też nie kryłam przed gośćmi, że sukienka została kupiona w second-handzie.
Na swój wielki dzień czeka kupiona miesiąc temu suknia ślubna Magdy. Kosztowała tylko 40 złotych, więc bez przymierzania trafiła do koszyka w lumpeksie. W domu okazało się, że leży idealnie. - Gdy tylko ją ujrzałam, wiedziałam, że to ta jedyna i… postanowiłam zacząć planować wesele. Tym bardziej, że kilka tygodni przed jej znalezieniem usłyszeliśmy z narzeczonym piosenkę, którą od razu i jednogłośnie wybraliśmy na nasz pierwszy taniec. W efekcie zaczęliśmy już szukać sali – mówi nasza rozmówczyni. Dodaje także, że w second-handach znalazła do tej pory sporo ciekawych rzeczy, ale akurat idealnej sukni ślubnej się nie spodziewała.
Kreatywnym podejściem wykazała się natomiast Anna Surówka, która przed swoim ślubem kupiła kilka sukien ślubnych. Wszystkie pochodzą z lumpeksu, są utrzymane w różnych stylach (od lat 60., przez kreację z lat 80. przypominającą sukienkę Lady Di aż po bardziej nowoczesne). Jedną z nich kupiła jeszcze przed zaręczynami i, jak mówi, "już samo poleciało". Na początku było jej po prostu żal zostawić takie perełki za kilka złotych w sklepie, z czasem jednak pojawił się pomysł, by własnoręcznie (Anna jest krawcową) połączyć wszystkie w spektakularną całość.
- Na dzień dzisiejszy koszt mojej sukni wyceniam na nie więcej niż 500 złotych i to już będzie tak "na bogato". Nie widzę przeciwwskazań, by mówić głośno, w jaki sposób powstanie. Jestem artystką z bardzo wrażliwą duszą i lubię wyrażać siebie – podsumowuje przyszła panna młoda.
Oszczędność: co najmniej kilka tysięcy złotych
W facebookowej grupie "Szmaciarze" furorę zrobiła romantyczna suknia vintage kupiona w lumpeksie za 12 złotych przez fotografkę Malwinę Cichosz.
– Od początku szukałam właśnie w second-handach: nowoczesne suknie nie sprawdzają się na mojej sylwetce, są wykonane z gorszych materiałów. Zależało mi na czymś romantycznym, w artystycznym wydaniu. Suknia nie ma metki, ale pięknie leży, a to jest dla mnie najważniejsze. Gdy tylko pokazałam jej zdjęcie w sieci, zaczęły zgłaszać się do mnie panie, które chciałyby ją odkupić. Po uroczystości chcę ją zresztą puścić w świat, żeby się nie marnowała. Pasującą biżuterię również kupiłam z drugiej ręki za grosze – przyznaje.
Kolejnym hitem okazały się natomiast… oryginalne szpilki Jimmy Choo ze ślubnej kolekcji, model "Cinderella", znalezione "na ciuchach" przez Sylwię Kołakowską. Ich szczęśliwa posiadaczka idealnie trafiła z rozmiarem, a za pokryte kryształkami Swarovskiego buty warte 16 tys. złotych zapłaciła tylko 200. - Podreptam w nich niczym Kopciuszek do mego ślubnego, gdy go w końcu znajdę... – powiedziała ze śmiechem w rozmowie z WP Kobieta.
O tym, że lumpeksy są świetnym miejscem na poszukiwanie sukni ślubnej przekonuje również Gabriela Kuta prowadząca w mediach społecznościowych profil @chanel.z.lumpeksu. Sama upolowała co najmniej kilkanaście takich kreacji, a w pamięć zapadła jej najbardziej sukienka vintage z bufiastymi rękawami.
- Skojarzyła mi się z Lady Dianą i klimatem tamtych lat. Jakość wykonania była niesamowita, a oprócz tego, mimo upływu lat, suknia była w idealnym stanie. Nikt jej nie kupił i została do dnia wyprzedaży "pięć złotych za sztukę".
Gabriela podkreśla jednak, że w second-handach można znaleźć także dużo nowsze modele i na dowód podsyła kilka zdjęć robiących wrażenie kreacji. – Na jednym z nich jest suknia marki Pronovias, która "na ciuchach" kosztowała pięć złotych. Tymczasem pierwotnie przyszła panna młoda musiałaby za nią zapłacić kilka tysięcy złotych - zauważa.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl