Do trzech razy sztuka. Drugie wesele jest zazwyczaj lepsze niż pierwsze
Powiedzenie mówi: pierwszy dom dla wroga, drugi dla przyjaciela, trzeci dla siebie. Czy podobnie działa to w wypadku wesel? Pary, które odnalazły się po latach – i nieudanych związkach – są do tego przekonane.
11.07.2019 | aktual.: 12.07.2019 16:23
– A co, kiedy prawdziwa miłość to jest właśnie ta druga? – rzuciła retoryczne pytanie Anna Matusiak, wedding plannerka z firmy Ann&Kate. Według zestawień statystycznych, na każde trzy zawarte dziś śluby przypada jeden rozwód. Często mówimy w tym kontekście o kryzysie małżeństwa, rzadziej – o tym, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Nie każdy – by nie rzec, że mało kto – decyduje się po rozwodzie na samotne życie. Dużo częściej wiążemy się kolejny – lub kolejne – razy. I nierzadko w pewnym momencie decydujemy się na powtórkę ze ślubno-weselnej rozrywki.
Do trzech razy sztuka
Dla Zbyszka tegoroczny majowy ślub był już trzecim. Jest spełnionym zawodowo inżynierem, z powodzeniem prowadzi firmę, a odkąd w Polsce nastał wolny rynek, nigdy nie narzekał na brak pieniędzy. Jeśli chodzi o stosunki z kobietami – przeciwnie, było na co narzekać. Z pierwszą żoną ma już dorosłe dzieci. Trzecia – ta, którą ma od tego roku – jest w wieku jego córki. – Pierwsze wesele mieliśmy w latach 70., w okresie tzw. małej stabilizacji. Była to stabilizacja, ale była mała – opowiada Zbyszek. – Jadło się i piło to, co dało się załatwić, świniaka i alkohol mieliśmy od rodziny ze wsi. Dopiero moje trzecie wesele było takie, jak bym chciał.
To znaczy jakie? – To było takie piękne wesele jak z filmów. Z Bogną kupiliśmy dom na Mazurach, a żeby pomieścić gości, na polach wystawiliśmy namiot. To pod tym namiotem ślubowaliśmy sobie przed urzędniczką stanu cywilnego. Na naszą prośbę goście byli ubrani letnio i nieoficjalnie, kobiety pięknie wyglądały w wiankach na głowach. Wymyśliła je Bogna, dziewczyna z prawdziwie artystyczną duszą. Było pięknie – zapala się Zbyszek.
Biała sukienka musi być
Darek ze swoim drugim weselem nie miał tak łatwo. – Pierwszy raz był taki, jak musi być zawsze pierwszy raz: wszystko klasycznie. To było jeszcze w czasach, kiedy cywilny i kościelny trzeba było brać osobno, w 1991 roku. Po dwóch ceremoniach i sesji fotograficznej mieliśmy wesele w restauracji, z barszczykiem o północy, wódką i zespołem. Nasze małżeństwo wytrzymało dziesięć lat – opowiada.
Na drugi ślub czas przyszedł po kolejnych kilku. – Z Małgosią spotykaliśmy się już cztery lata. Jest ode mnie młodsza o piętnaście, była nawet raz zaręczona, ale to ja miałem być jej pierwszym mężem. I kiedy zaczęliśmy rozmawiać o ślubie i zasugerowałem, że nie chcę wesela, nasz związek prawie się rozpadł – opowiada. Jego nowej dziewczynie nie mieściło się w głowie, że cokolwiek miałoby być inaczej niż w "normalnych" ślubach jej koleżanek. Nie było żadnej dyskusji, żadnych negocjacji. Choć Darek nieśmiało przebąkiwał, że on już raz przez to przechodził i po czterdziestce nie chce mu się brać udziału "w tej szopce" po raz drugi.
– W końcu się zgodziłem. Przez to, że na ślub wydaliśmy kilkadziesiąt tysięcy, musieliśmy odsunąć w czasie zakup większego mieszkania. Ale kocham Małgosię i z perspektywy czasu cieszę się, że była zadowolona z tego, jak wyglądał nasz ślub.
Anna Matusiak, dla której drugie wesele rozwodników nie jest niczym niecodziennym, zna podobne przypadki. – Kiedy zaczynałam pracę w tej branży, byłam w ogóle zdziwiona, że zdarzają nam się pary, w których kontaktujemy się z mężczyznami. Tymczasem zdarzyło się już kilka takich przypadków. Ale nie zmienia to faktu, że piękny ślub to w dużej mierze marzenie panien młodych – podsumowuje. – Widzi pan, my od dzieciństwa marzymy o białej sukni. A później to już nawet nie wiemy, czy to jest nasze marzenie, czy tylko tak nam zostało, ale ta biała suknia musi być.
Krawat dla każdego
Krystyna po rozwodzie w wieku czterdziestu lat długo nie miała nikogo. Było jej z tym dobrze. Drugie małżeństwo zamarzyło jej się, kiedy po latach na czterdziestolecie matury spotkała Krzysztofa, kolegę z liceum. Na ich ślubie było pięcioro ich dzieci – troje jego, dwoje jej. Łącznie mieli też już pięcioro wnucząt.
Dziś oboje wspominają ślub z wielkim zadowoleniem. Wszystko udało się zorganizować dzięki znajomościom, ale w zupełnie innym stylu, niż opisuje to Zbyszek z jego weselem z czasów małej stabilizacji. – Krzysztof jest importerem wina. Do obiadu i tańców mieliśmy naprawdę doskonałe trunki. Ja pracuję w branży nieruchomości i dzięki znajomościom mieliśmy na wyłączność naprawdę doskonały lokal w centrum Warszawy. Inny znajomy zaproponował, że w ramach prezentu ślubnego zrobi wszystkim mężczyznom z rodziny – synowi Krzysztofa i moim oraz samemu panu młodemu – krawaty z wybranej tkaniny. To dodało osobistego rysu przyjęciu – opowiada Krystyna.
Ale najważniejszy był dla niej luz. – Nic nie musieliśmy. Nikogo nie pytaliśmy o zdanie. Mieliśmy swoje pieniądze na ceremonię, która wyglądała tak, jak byśmy chcieli. Miałam skromną, elegancką sukienkę i szpilki przywiezione z Paryża. Wcale nie tęskniłam za białą bezą, która jest obowiązkowa, kiedy panny młode są rzeczywiście młode – dodaje.
– Kiedy bierzemy ślub po raz drugi, bardzo często jesteśmy już na innym etapie życia. Kobiety z różnych powodów decydują się, by ta ceremonia była inna niż poprzednie. W grę wchodzi swego rodzaju przesąd: za pierwszym razem się nie udało, więc teraz zrobimy inaczej. Czasem chcą uniknąć powrotu do złych wspomnień z początku nieudanego przecież związku - tłumaczy Anna Matusiak.
Mężczyźni często myślą o weselu jak o czymś, co mają już za sobą i nie muszą tego powtarzać. Jesteśmy starsi i wiemy, co się w życiu liczy. Nie ma więc natrętnego odhaczania w głowie kolejnych elementów ślubno-weselnego planu.
Nigdzie się nie spieszy
– Podczas jednego z niedawnych "drugich" wesel powiedziałam do młodego: "już czas na tort". A on na to spokojnie: "nie będzie teraz, to będzie za godzinę, nigdzie się nam nie spieszy". I o to nam chodzi! To ceremonia dla nowożeńców i świetnie, że oni wiedzą, czego chcą – opowiada wedding plannerka.
Kulturoznawcy twierdzą, że ślub jest rodzajem obrzędu przejścia: panna młoda staje się mężatką, z grona dziewcząt przechodzi do grona kobiet, a jej życie zmienia się stosownie do tego przejścia. Stąd wszystkie zabawy weselne, symbolizujące wyłączenie z jednej grupy i włączenie do kolejnej.
Ale takie przejście, logicznie rzecz biorąc, możliwe jest tylko raz. Anna Matusiak obserwuje, że państwo młodzi często – intuicyjnie – rozumieją tę symbolikę. – Panie biorące ślub po raz drugi rezygnują z wianka, oczepin, białej sukienki, której kolor symbolizuje czystość. Z drugiej strony nie muszą i nie zawsze chcą. No bo co jeśli prawdziwa miłość to jest właśnie ta druga?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl