Domowe kraksy i wpadki
Powinien być ostoją, wygodną przystanią, do której wraca się zawsze jak do ciepłej pościeli. Dom. Dla rodziców jest nieszkodliwy i nie ma w nim tajemnic. Dla dziecka to niebezpieczna autostrada, na której zawsze może wydarzyć się jakaś kraksa.
Powinien być ostoją, wygodną przystanią, do której wraca się zawsze jak do ciepłej pościeli. Dom. Dla rodziców jest nieszkodliwy i nie ma w nim tajemnic. Dla dziecka to niebezpieczna autostrada, na której zawsze może wydarzyć się jakaś kraksa.
Szczególnie, gdy dziecko samo tę kraksę sprowokuje. Bo, na przykład, jak inaczej nazwać próbę zafajdania wszystkiego słodkim sokiem? Niby niewinny produkt spożywczy, a może nasze życie zamienić w krótkotrwały koszmar. Wszystko lepkie, kanapa czerwona, nogi ślizgają się po podłodze jak na miejskim lodowisku, a Jadźka zadowolona wciera to jeszcze w szczeliny podłogi. A miała się tylko napić z kubka, kiedy Głowa Rodziny poszedł ogolić trzydniowy zarost.
Nagle wydaje się, że Jadźka z wszystkiego może zrobić obosieczną broń. Nieszkodliwy słoik może wciągnąć rękę niczym trąba słonia i puścić ją dopiero po posmarowaniu masłem i wyciągnięciu przy pomocy dwóch par pomocnych, rodzicielskich dłoni. A wszystko w tracie trwania wyjącej arii córki.
Zagrożenia czyhają wszędzie. Zostawić dziecko na chwilę same w pokoju, znaczy być rodzicem, który lubi ryzyko. Ale też takim, który daje dziecku swobodę do samodzielnego działania i eksplorowania świata. Swobodę, która jest czasem bardzo, ale to bardzo twórcza.
Doskonałymi narzędziami do nauki życia są sprzęty domowe oraz inne akcesoria, na przykład papier toaletowy. Można go rozwijać, rozwijać w nieskończoność. A potem drzeć na małe kawałki i porozrzucać po całym mieszkaniu. Można też wrzucić go do toalety, a potem wyjąć i ulepić z niego kuleczki. Osobiście nie polecam, ale czasem nie ma się na to większego wpływu. W końcu łazienka jest miejscem ogólnodostępnym dla każdego domownika, w tym pełnoprawnej Jadźki.
Cudowną rzeczą jest też zbijanie wszystkiego, co zrobione jest ze szkła lub porcelany. Och, jak te wszystkie filiżanki i spodeczki pięknie lecą na podłogę i rozbryzgują się na miliony kawałeczków, które ktoś kiedyś musi pozbierać. Ale to nie problem dziecka. Skądże znowu. Stawia się go w kącie i każe nie ruszać się z miejsca, dopóki całe pomieszczenie nie zostanie wyczyszczone z odłamków. Ale dziecko w tym czasie może wpaść na inny, zacny pomysł. Na przykład? Na przykład, w ramach przeprosin i kajania się względem rozwścieczonej (w duchu) matki, może wpaść na pomysł zerwania jej długo hodowanych kwiatów z doniczki. Kwiaty mają w zamyśle matkę udobruchać, w efekcie mamita westchnie tylko ciężko i załamie ręce: „Żeby już ojciec wrócił z roboty. On już się tobą zajmie, łobuzie.”
Ojciec ma, niestety, miękkie serce. Z radością wita wszelkie newsy na temat wojennych zbrojeń córki, która całe dnie i noce przygotowuje chyba dywersyjne plany napadu na wykończoną matkę. Jak dziecko się starzeje, ma być lepiej, nie gorzej! – mówię sobie w myślach, ale moje myśli nijak mają się do realnych przesłanek. Każdy wiek dziecka ma swoje plusy i minusy. Zależność jest prosta: kiedy śpi – ma same plusy. Kiedy nie śpi… Na czoło peletonu wybijają się minusy.