"Dużo osób nie rozumie, że listonosz to tylko człowiek". Paula i Karolina opowiadają o tym, jak to jest być listonoszką
– Ale czy pani da radę? – zapytał naczelnik poczty, który przeprowadzał rozmowę kwalifikacyjną z Paulą. Chociaż od tamtego dnia minęły już 3 lata, Paula pamięta go, jakby to było wczoraj. Później udowodniła wszystkim, że nie tylko daje radę, ale radzi sobie lepiej niż wielu mężczyzn w tej branży. Karolina usłyszała to samo pytanie.
31.01.2020 | aktual.: 01.02.2020 14:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Paula opisuje siebie jako drobną, niską, o dziewczęcej posturze. Gdy poszła na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko listonoszki, miała zaledwie 19 lat i rozpoczynała studia prawnicze w nowym mieście. Zdecydowała się podjąć każdą pracę, która dałaby jej możliwość opłacenia mieszkania i zapewniłaby jej wystarczające środki na utrzymanie się.
Naczelnik zapytał na rozmowie kwalifikacyjnej, czy na pewno da sobie radę. Nie miała wątpliwości. – Prawda jest taka, że w obecnych czasach niektóre kobiety są silniejsze od mężczyzn. Coraz częściej podejmują się pracy fizycznej. I to takiej, która zawsze była "zarezerwowana" dla płci przeciwnej – mówi.
Choć rodzina odradzała Pauli podejmowania się tego zawodu ze względu na jej stan zdrowia, nie posłuchała ich. Mówili, że oszalała, że przecież nie może dźwigać, że może zasłabnąć, że "kobieta nie powinna być listonoszem". Od znajomych usłyszała, że nie da rady, bo jest zbyt "mała i drobna". Udowodniła wszystkim po kolei, że da radę.
Proponowali jej herbatę
Pracę zaczęła w grudniu. Pierwszego dnia stawiła się na poczcie o 8. Wszyscy obchodzili się z nią delikatnie. Zakładali, że sobie nie poradzi. Otrzymała mapę miasta z zaznaczonymi ulicami, na które musi dostarczyć korespondencję. Później wręczono jej skrzynki wypełnione białymi kopertami. Nie pamięta, ile listów dokładnie w nich było.
Paula jeździła ulicami Gdańska samochodem. Nie znała topografii miasta, domki nie miały numerów, więc trudno jej było się odnaleźć. Jednak pomimo tego listy szybko się rozeszły. Gdy wróciła do budynku poczty, nikt nie mógł uwierzyć, że udało jej się wykonać zadanie tak szybko. Inni listonosze nie wyrobili się w tak krótkim czasie. – Wszystkim chłopom w placówce szczęki opadły, gdy zobaczyli, jak noszę 6 skrzyń z listami. Na dodatek rozniosłam je w 5 godzin – śmieje się dziewczyna.
Później, choć powinno być coraz łatwiej, dostawała coraz więcej listów. Za każdym razem przydzielano jej inny rejon. – Przyjeżdżałam i właściwie podpisywałam tylko listę obecności, a później brałam skrzynki. Listy były już posegregowane, jednak nie ułatwiało to pracy – mówi Paula.
Po lewej stronie ulicy znajdowały się budynki o numerach nieparzystych, po prawej – parzystych. Chcąc wykonywać swoją pracę jak najsprawniej, Paula roznosiła listy stronami. Koperty dostawała posegregowane numerycznie, więc żeby zgadzały się z jej systemem dostarczania, musiała najpierw poświęcić półtorej godziny na ich ponowną segregację. Żeby było jej łatwiej, po swojemu. Za każdą godzinę pracy dostawała 13 zł. Jej miesięczna pensja wynosiła 2060 zł. Dziewczyna zaznacza, że nie jest to mało, jednak zbyt mało na trud, jaki wkłada się w tę pracę.
Paula wspomina, że zdarzało się, że ludzie nie chcieli wpuszczać jej do klatek, chociaż mówiła hasło "poczta". Brali ją za dziecko, które robi sobie żarty, albo za oszusta – bo przecież "nie czekali na żadną korespondencję". W zimę często była przemarznięta. Niektórzy zapraszali ją do siebie na herbatę, pocieszali ciepłymi słowami. Mimo tego, że byli bardzo mili, nigdy nie ryzykowała i nie przyjmowała zaproszeń.
Paula tłumaczy, że w blokach skrzynki są takie, jakie zamontuje właściciel budynku. Inaczej jest w przypadku domków jednorodzinnych – mieszkańcy wybierają je sami. Często patrzą na cenę, nie funkcjonalność. Jeśli ktoś zamawia katalogi, książki albo inne przesyłki, musi liczyć się z tym, że nie zmieści się ona w małej skrzynce. – A wtedy pojawia się problem i znane z internetu memy o listonoszach i awizach – wzdycha.
Zrezygnowała po 3 miesiącach. Uznała, że to zbyt męcząca i niewdzięczna praca.
Narzekali, gdy zostawiła awizo
– Ci, którzy widzą mnie pierwszy raz z samą pocztową sakiewką, długopisem i listem, nie do końca wiedzą, kto zmierza w ich kierunku. Wiele razy słyszałam coś w stylu: "Pani jest z poczty? Taka drobinka?" – śmieje się Karolina.
Karolina przez długi czas nie mogła znaleźć pracy. Mieszka w niewielkim miasteczku, w którym niełatwo jest dostać stałą posadę. Pewnego dnia zobaczyła ogłoszenie, że poszukiwani są listonosze. Wysłała CV. Nie udało jej się dostać za pierwszym podejściem. Stanowisko zostało już obsadzone. Po miesiącu jednak dostała telefon z pytaniem, czy nadal jest zainteresowana.
Podobnie jak w przypadku Pauli – pierwsze pytanie, które padło na rozmowie kwalifikacyjnej, to czy da sobie radę. Sama nie miała pewności. W końcu jest bardzo drobna. Po jej stronie stanął jeden z pracowników, późniejszy przełożony. Powiedział, że w jego placówce pracuje jedna kobieta i doskonale sobie radzi.
Pierwszy dzień nie był łatwy. – Czułam się bardzo zagubiona. Nikogo nie znałam – wspomina. Przydzielono jej "nauczyciela", czyli osobę z doświadczeniem, która pomogła jej wykonać pracę zgodnie z przyjętymi zasadami. Jak mówi Karolina, starszy kolega był bardzo sympatyczny i wyrozumiały.
– Gdy wyszliśmy "w rejon", zaczęło lać i była burza. Wróciłam do domu cała mokra, ale nie zniechęcona – mówi. Od tamtego dnia minęło już półtora roku, a ona nadal nie ma dosyć. Choć bywają momenty zwątpienia.
– Dużo osób nie rozumie, że listonosz to tylko człowiek – zaczyna. – Trzeba mieć siłę wewnętrzną, psychiczną. No i chęć. To nie jest łatwa praca – zaznacza. Największym kłopotem są... klienci. Nie rozumieją, że praca listonoszki wymaga skupienia, odpowiedzialności i cierpliwości do drugiego człowieka.
Bywało, że ludzie narzekali, że ktoś był w domu, a ona zostawiła awizo lub nie zapukała z przesyłką do drzwi. Często sprawdzali ją przez okno, czy na pewno ich nie oszukuje, że przyniosła pocztę. Kiedyś jedna z kobiet zauważyła na jej nodze tatuaż. – Zaczęła wzywać Boga, żeby mnie nawrócił. To nie było przyjemne – wspomina Karolina.
Któregoś dnia, gdy roznosiła listy, potknęła się i upadła. Leżała przed wejściem do klatki ze zdartą ręką i nogą, leciała jej krew. Kobieta, która wychodziła akurat z budynku, nie zaoferowała jej pomocy. Zamiast tego podeszła i zapytała, czy spisuje prąd. Gdy Karolina odpowiedziała jej, że nie, odeszła bez słowa.
Mimo tych incydentów Karolina nadal wykonuje ten zawód. Mówi, że poczta nauczyła ją wiele, m.in. jak reagować na ludzi i jak sobie z nimi radzić. Usłyszała też dużo pochwał od ludzi ze swojego rejonu. Chwalili ją za bycie miłą, pracowitą i bystrą. Zawsze, gdy ma gorszy dzień, przypomina sobie ich słowa.
Nowi listonosze to kobiety
Według danych z 2019 roku opublikowanych przez Pocztę Polską spośród 26 tys. listonoszy 26 proc. to kobiety. W województwach opolskim i śląskim kobiety stanowią nawet połowę zatrudnionych listonoszy, natomiast w Warszawie – tylko 9 proc. Mimo to wśród nowych pracowników przeważają właśnie kobiety. "Ubiegłoroczne dane pokazują, że nowi listonosze to głównie kobiety" – możemy przeczytać na stronie Poczty Polskiej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl