Na ulicy słyszą: "Idą księżniczki". Ada, Kamila i Iga opowiadają o lolita fashion
– Kokardki, koronki, falbanki, perełki, a wszystko dobrej jakości. Lolita fashion to styl elegancki, nie pozwala na krótkie spódniczki czy duże dekolty – wyjaśnia Ada, która zaczęła interesować się lolita fashion 10 lat temu. Choć wielu mylnie kojarzy jej nazwę z powieścią Nabokova, ta moda nie ma z nią nic wspólnego.
– Bardzo często ludzie ze zwykłej niewiedzy nazywają nas "lolitkami" czy "loli". Lolitka to młoda, rozbudzona erotycznie dziewczyna, która budzi zainteresowanie starszych mężczyzn. Loli to dziewczyna przed okresem dorastania lub dorosła kobieta, ukazywana w ciele dziecka. Jest powiązana z loliconem, czyli gatunkiem mangi/anime seksualizującym dziecięce ciało. Nie chcemy być kojarzone z tymi terminami – zaznacza Iga.
Ada natomiast tłumaczy, że Japończycy użyli tej nazwy, ponieważ kojarzyła im się z dziewczęcością i niewinnością. Pominęli zupełnie jej etymologię.
– W języku japońskim odróżnia się jednak określenie mody poprzez inną pisownię. Jest to "loliita", a nie "lolita". W naszym kręgu kulturowym jest z tym rzeczywiście problem, dlatego wyjaśniając komuś obcemu, często pomijamy nazwę. Dużo osób myśli, że to taki fetysz, co zupełnie nie jest prawdą. To moda, którą świadomie wybieramy, ponieważ w niej czujemy się dobrze – mówi.
Styl "lolita fashion" narodził się w latach 70. w Japonii. Jest skomplikowany i wielowarstwowy. Dla wielu kobiet oznacza on niezależną od dojrzałości płciowej wersję kobiecości. Kamila, Iga i Ada wyjaśniają, że ten styl charakteryzuje się przede wszystkim skromnością. Pomimo tego, że w stylizacjach bardzo często jest wiele zdobień i przepychu. Obowiązkowym elementem ubioru jest spódnica za lub lekko przed kolano, której objętości nadaje halka w kształcie dzwonu lub litery A. Dodatkowo zasłania się ramiona przy pomocy koszuli włożonej pod sukienkę lub okrycia wierzchniego.
Lolita fashion to nie Nabokov
Kamila w tym roku skończy 20 lat. Modą lolicią zaczęła interesować się już w gimnazjum, kiedy wśród jej rówieśników narastała fascynacja Japonią. Nie spodziewała się wtedy, że kilka lat później będzie zdobić swoje włosy różowymi kokardkami i nosić kolorowe sukienki.
– Jest to ubiór elegancki nawet w swojej najprostszej formie. Znakiem rozpoznawczym na pewno jest rozkloszowana halką sukienka lub spódnica, koszula pod sukienką na ramiączkach lub ogólnie zakryte ramiona, a także ozdobiona głowa – tłumaczy.
Kamila mówi, że są podzielone zdania, jeśli chodzi o rozdzielenie loliciej mody i stylu życia. – Często z dziewczynami śmiejemy się, że damie nie przystoi iść do baru i się napić albo przeklinać. Staramy się być uprzejme wobec wszystkich – wyznaje.
20-latka ubrania kupuje głównie poprzez azjatyckich pośredników. Chińskie, japońskie oraz koreańskie marki oferują mnogość dodatków, kolorów i wzorów. Ceny ubrań są bardzo zróżnicowane, jednak Kamila zdradza, że nowe kreacje kosztują co najmniej 700 zł. Przy odrobinie szczęścia można jednak znaleźć używaną sukienkę za ok. 100 zł.
W 2012 roku pojawiła się na polskim rynku pierwsza marka w tym stylu – Lady Sloth – która prowadzi swój sklep internetowy. Choć w Polsce moda lolicia nadal pozostaje niszą, Kamila często spotyka się z pozytywnymi reakcjami na swój wygląd.
Gdy kiedyś spacerowała z koleżanką, jedna z dziewczynek przechodzących obok powiedziała mamie, że "idą księżniczki". Do tej pory wywołuje to uśmiech na twarzy Kamili. Jednak o ile w przypadku dziecka taka reakcja jest zrozumiała, o tyle w przypadku dorosłych jest inaczej. Kamilę najbardziej irytuje, kiedy ludzie robią jej zdjęcia z ukrycia, zamiast podejść i zapytać, czy mogą. Zdarzyło się kilka razy, że zwróciła takim osobom uwagę.
– Może te pozytywne reakcje związane są z tym, że ubieram się w sweecie lub classicu (nurty w modzie loliciej – przyp. red.), gdzie wygląda to bardzo przyjaźnie. Słyszałam, że przy moich gotyckich koleżankach niektórzy robili znak krzyża. Chyba najbardziej negatywne komentarze otrzymałam kiedyś od młodzieży, ale teraz to już się nie zdarza – mówi.
– W tych ubraniach czuję się bardzo kobieco, ale bez żadnego podtekstu seksualnego. Lolita fashion sprawia, że mogę się czuć piękna i zadbana. Robię to tylko dla siebie – dodaje.
Wszystko zaczęło się, gdy zbierała lalki kolekcjonerskie
Iga miała zaledwie 11 lat, kiedy zaczęła interesować się Lolita fashion. – Zbierałam lalki kolekcjonerskie firm, które współpracowały z japońskim markami odzieżowymi. Mieli akurat kolaboracje z Angelic Pretty, Innocent World oraz z magazynem "Gothic Lolita Bible". Dzięki temu zakochałam się po uszy w tym stylu – wspomina.
Tłumaczy, że stylizacje w większości wyglądają jak współczesne wersje historycznych kreacji z epoki wiktoriańskiej, baroku, lat 50 czy okresu renesansu. Inspiracje można jednak czerpać ze wszystkiego. Sama kupuje ubrania przeważnie z drugiej ręki od innych członkiń społeczności, międzynarodowego loliciego odpowiednika serwisu Vinted czy japońskich aukcji.
– W większości ludzie reagują na mój ubiór bardzo pozytywnie. Zagadują, pytają, czy nie jestem w zespole ludowym lub czy może występuję na deskach teatru. Czasem nawet proszą o zdjęcia. Zdarzają się też nieprzyjemne sytuacje, gdzie traktują mnie jak atrakcję turystyczną lub zwierzę w zoo, robiąc zdjęcia z ukrycia – wzdycha.
Podobnie jak Kamila, Iga uważa, że same zdjęcia nie są złe, ale lepiej czułaby się, gdyby ktoś zapytał ją o pozwolenie. Uwielbia to, że może bawić się modą i na wiele sposobów łączyć swój codzienny ubiór z lolicimi dodatkami. Dzięki temu czuje się piękniej i pewniej we własnym ciele, ale też poznaje wiele osób o tych samych zainteresowaniach.
Ubrania zamawiała z japońskich second-handów przez pośrednika
Ada ma 24 lata, studiuje grafikę komputerową i od kilku lat pracuje w zawodzie. Lolita fashion interesuje się od 10 lat i przyznaje, że to zainteresowanie całkowicie zmieniło jej życie.
– Wszystko zaczęło się, kiedy miałam operację kręgosłupa i musiałam przez miesiąc leżeć w łóżku. Z nudów przeglądałam różne strony w sieci, a że od dawna fascynowała mnie kultura Japonii, natknęłam się na tę modę. Dawna chłopczyca zaczęła ewoluować – wspomina.
Ada wyjaśnia, że niektóre dziewczyny w tej modzie czują się inaczej, inaczej mówią czy chodzą, jednak dla wielu to po prostu sposób, żeby wyrazić siebie. I choć w samym stylu jest wiele ograniczeń, to wbrew pozorom dają one dużo wolności.
– Dla niektórych to odskocznia, na co dzień wyglądają zupełnie inaczej. Są też tacy, którzy przenoszą estetykę lolita na co dzień, zwracają większą uwagę na detale, jakość, zagłębiają się w sztuce, wyciszają się, wracają do dawnych czasów. Ale lolita fashion to dla mnie przede wszystkim społeczność. To pozwoliło mi poznać dużo ciekawych osób, z którymi spotykam się także "w cywilu" – mówi.
Największym wyzwaniem był dla niej początek przygody z modą lolicią. Ubrania, które teraz dostępne są online, jeszcze 10 lat temu było trudniej pozyskać. – Rynek "z drugiej ręki" poza Japonią był bardzo mały. Przede wszystkim były to japońskie second-handy, z których zamawiało się ubrania przez pośrednika – tłumaczy.
Teraz też pojawiło się wiele chińskich marek, które, jak podkreśla Ada, wyszły naprzeciw klientom i zaczęły wprowadzać do swojej oferty różne rozmiary, podczas gdy w Japonii większość modeli dostępnych jest w wersji "one size".
24-latka dodatki robi samodzielnie lub znajduje je lokalnie. – Idealnie do tego nadają się rzeczy vintage. Oczywiście nie mam na myśli ortalionów z lat 80. Rajem dla kreatywnej przedstawicielki lolita fashion są także lumpeksy – zaznacza.
Ada podkreśla, że ten styl to nie tylko moda, ale i organizowane na całym świecie eventy, dlatego w pewnym sensie można nazwać tę społeczność subkulturą. – Nie mamy jednak jednego poglądu na świat. Stylów lolicich jest tak bardzo dużo, że każdy coś dla siebie znajdzie. Nieważne, czy podobają ci się mocno przesłodzone stylizacje, eleganckie i wyrafinowane, a może bardzo mroczne. Wśród nich jest też dużo wariacji. Kiedy zdobędziemy już doświadczenie z tą modą, możemy zacząć eksperymentować – zachęca.
Sama wymyśliła pin-up lolita. – Oba style mają bardzo podobna sylwetkę, jednak zrezygnowałam z przesadnej seksualności. Podoba mi się możliwość poznania bardzo otwartych na świat osób, które nie boją się być sobą. Lubię też fakt, że nie ma nas dużo, ale jesteśmy na całym świecie. Jadąc za granicę, można dowiedzieć się o lokalnych spotkaniach i udać się tam, aby poszerzyć krąg znajomych i swoje horyzonty – mówi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl