Blisko ludzi"Dzieci śpią na gołym betonie i pożyczają sobie światło". Wtedy pojawiają się Piękne Anioły

"Dzieci śpią na gołym betonie i pożyczają sobie światło". Wtedy pojawiają się Piękne Anioły

"Dzieci śpią na gołym betonie i pożyczają sobie światło". Wtedy pojawiają się Piękne Anioły
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Anna Moczydłowska
09.05.2017 13:01, aktualizacja: 09.05.2017 16:03

Raz trafili do domu, gdzie na starej wersalce spało troje dzieci. Sprężyny przebiły już nawet materiał. Choć rodzice zabezpieczyli je szarą taśmą, boleśnie wbijały się w plecy. Innym razem zgłoszenie prowadziło do budynku w stanie surowym, gdzie matka uciekła z dziećmi przed ojcem, który stosował przemoc. Nie było prądu ani ogrzewania. Za łóżka maluchom służyła pocięta gąbka budowlana, rozłożona na gołym betonie. Wolontariusze ze stowarzyszenia Piękne Anioły widzą sceny, które teoretycznie nie powinny wydarzyć się w XXI wieku. Na szczęście oni mają ten przywilej, że mogą i potrafią pomóc.

Mała wioska przy czeskiej granicy, a na jej obrzeżach rozpadająca się chata. W środku mieszka bardzo uboga rodzina. Pomieszczenie "dziecięce" przedzielone jest tu na pół meblościanką, która wyznacza część dla dziewczynek i dla chłopców. Światło świeci się tylko w części chłopięcej. Dziewczęta czekają na swoją kolej – żarówkę dostaną, kiedy chłopcy skończą odrabiać lekcje.

– Ludziom z dużych miast nie mieści się to w głowie, ale na terenach wiejskich niezaradność ludzka sięga zenitu – tłumaczy Katarzyna Konewecka-Hołój, prezes stowarzyszenia Piękne Anioły, które pomaga rodzinom w potrzebie, remontując dziecięce pokoje. – Trafiamy do domów, gdzie jest lodowato, bo ogrzewa go jeden jedyny piecyk. Na podłodze i ścianach jest wszechobecna pleśń. Nie ma bieżącej wody, a czasami nawet prądu. Jeśli jest, zawsze patrzę na lampy. Owszem, bywają żyrandole sześcio czy nawet ośmioramienne. Standardem jest jednak, że działa tylko jedna żarówka.

Innym razem pomogli ojcu z chorującą na serce córeczką Niną, którzy zostali bez dachu nad głową, po tym jak matce odebrano prawa rodzicielskie. Miasto przydzieliło im socjalną kawalerkę o powierzchni 24 metrów. Niestety, mieszkanie wymagało remontu i wyposażenia.

– My nie działamy w sferze dziecięcych marzeń – zaznacza pomysłodawczyni stowarzyszenia. – Jesteśmy wszędzie tam, gdzie dziecko nie ma warunków, by się prawidłowo rozwijać. W pokoju dziecka musi być miejsce do wyspania się, do nauki i do zabawy. Jeśli te warunki nie są spełnione, wkraczamy.

Obraz
© Archiwum prywatne

Pięknym Aniołom przychodzi pracować w różnych warunkach. Na zdjęciu widać dom po pożarze, który spowodował ojciec

Ściągnąć gumiaki i wsiąść w PKS? Nie, dziękuję

Rodzice dzieci, którym pomaga stowarzyszenie to osoby w wieku około 40 lat. W czasie, gdy mogli zdobywać edukację, ta nie była im potrzebna. W latach 80. we wsiach żyło się dobrze. Rodziny utrzymywały się z rodzinnego rolnictwa, były samowystarczalne – także finansowo. Później przyszły trudniejsze czasy i małe gospodarstwa upadły.

– Niestety, obecny 40-latek nie wyobraża sobie teraz ściągnąć gumiaki, wsiąść w PKS i jeździć do dużego miasta, by się szkolić. To nie jest tylko słabość charakteru, ale efekt tego, że w promieniu 50 kilometrów nie ma niczego, poza jednym słabo zaopatrzonym sklepikiem. Rodziny nie mają samochodu, więc kupno zwykłej żarówki urasta do rangi wyczynu – uważa Katarzyna Konewecka-Hołój.

W rodzinach, którym pomagają Piękne Anioły czasami zdarzają się problemy alkoholowe. Jak zaznaczają, pomoc 5-latkowi, którego rodzice nadużywają alkoholu jest tym ważniejsza, że inaczej – gdy dorośnie – prawdopodobnie powieli schemat wyniesiony z domu. Ale żelazna zasada organizacji brzmi: winy rodziców nie piętnują dzieci. W umowach, które podpisują rodziny, figuruje nawet zapis, mówiący o tym, że jeśli opiekun usiałowałby sprzedać sprzęty podarowane przez stowarzyszenie, będzie ściagany za kradzież.

Czasami rodzina wymaga większego nakładu pomocy w postaci np. remontu łazienki. Wtedy też pomagają. Jednak trzonem "anielskiej" działalności są remonty pokojów dziecięcych. Nie raz jest tak, że remont u dzieciaków motywuje rodziców do zmiany pozostałej części domu.

Obraz
© Archiwum prywatne

Radość dzieci cieszy najbardziej.

– Pokój dziecięcy staje się wtedy taką jasną plamą na ponurym tle. Raz rodzina odmalowała kuchnię farbą, którą sami zrobili ze skruszonej kredy, bo nie mieli możliwości kupienia prawdziwej. Rozczuliło mnie to – opowiada prezes stowarzyszenia. – To jest właśnie problem większości tych rodzin – beznadzieja nie motywuje ich do zmiany, a wręcz przeciwnie. Tkwią w potrzasku stagnacji, codziennie walcząc z egzystencją i brakiem nadziei. Czasami jeden bodziec wystarczy by to zmienić. My im go dajemy.

Remonty, które prowadzą Anioły, nie należą do łatwych. Nie raz ściany trzeba kuć do gołej cegły, bo pokój jest tak zagrzybiony. Zerwać spleśniałą podłogę. Dorobić całe centralne ogrzewanie. Kasia śmieje się, że są jak duża firma budowlana. Do jej zadań, jako prezes, należy koordynowanie remontu, szukanie wykonawców, zlecanie prac budowlanych. Stowarzyszenie nie ma środków finansowych na remonty, więc liczyć musi na ludzkie dobro… albo pomysłowość swojej prezes.

Więźniowie na robocie

Przed świętami Bożego Narodzenia cztery lata temu znalazł się sponsor, który chciał siódemce dzieci odnowić pokój. Brakowało tylko ekipy remontowej, wszyscy byli już zajęci. Kasia zaczęła więc gorączkowo myśleć, kto przed świętami ma czas…

– Niedaleko tego miejsca był zakład karny. Pomyślałam sobie, że jest tam tylu facetów, którzy siedzą i nic nie robią, że może w jakiś sposób da się ich wykorzystać! Zadzwoniłam do dyrektora placówki i z marszu umówiłam się na spotkanie – wspomina ze śmiechem.

Dyrektor speszył ją, bo z początku kompletnie się nie uśmiechał. Opowiedziała mu jednak o co chodzi, że dzieci, że remont, że może pomogliby osadzeni, a on… zgodził się. "Dam pani tych więźniów. To kiedy pani po nich przyjedzie?" – zapytał, a do niej dotarło, że mówi poważnie. Tak zaczęła się ich współpraca, a dyrektor okazał się cudownym człowiekiem, z którym do dziś są w przyjacielskich stosunkach.

Z samego rana Kasia stawiła się pod zakładem, odbyła szkolenie z najbardziej nieprawdopodobnych scenariuszy zdarzeń i tak do jej auta co rano wsiadało trzech osadzonych.

– Bliscy na początku twierdzili, że kompletnie mi odbiło – śmieje się – Ale z czasem rutyną stało się, że odwoziłam dzieci do szkoły, a osadzonych do pracy. To byli mężczyźni w czasie resocjalizacji, tuż przed wyjściem na wolność. Mieliby wiele do stracenia, gdyby wywinęli jakiś numer. U nas naprawdę się resocjalizują. Kiedy idą kopać rowy albo sprzątać ulice, idą tam z łatką więźnia, czyli tego gorszego. Kiedy ja przywożę ich na remont, dzieci nie na mnie patrzą jak na kogoś, kto im pomaga, ale na nich – osadzeni są dla maluchów bohaterami. Skutek uboczny jest taki, że pomagamy tym, którzy pomagają nam – tłumaczy prezes Pięknych Aniołów.

Obraz
© Archiwum prywatne

Katarzyna Konewecka-Hołój założyła stowarzyszenie Piękne Anioły w 2013 roku

Obecnie stowarzyszenie ma podpisane umowy z kilkoma zakładami karnymi. Może liczyć też na ogromną pomoc i wsparcie ze strony pracujących tam funkcjonariuszy. Dodatkowo, jeśli każde z więzień liczy 300 osadzonych, zawsze znajdą się wśród nich jacyś budowlańcy.

– Najczęściej kierownicy zakładu wskazują takie perełki. Oni bardzo chętnie współpracują, bo wiedzą, że robią coś ważnego. Nie raz już widzieliśmy łzy w oczach więźniów, kiedy przypatrywali się zachwytowi dzieci – opowiada Kasia.

Krzyś dla Krzysia

Pomagają nie tylko zatwardziali przestępcy, ale również "lokatorzy" zakładów poprawczych, którzy dzięki pomocy przy remontach uczą się i zdobywają budowlany fach. Często to dla nich bardzo emocjonalne przeżycia. Bo kiedy 19-letni Krzysiek, remontuje pokój 5-letniego Krzysia, widzi w nim siebie. Z tą różnicą, że temu starszemu nikt nie pomógł. Starszy Krzysiu nie lubił przebywać w domu, spędzał czas na ulicy, bo w domu było zimno, brudno i wszystkiego brakowało. Teraz on może młodszemu Krzysiowi pomóc i to go wzrusza.

– Chcemy, by dzieci z radością wracały do domu i miały gdzie zapraszać rówieśników. To dla dzieci i nastolatków bardzo ważne, bo przeciwdziała wykluczeniu społecznemu, a te z kolei prowadzić może nawet do depresji i samobójstwa – wyjaśnia Konewecka-Hołój.

Tym większa jest radość, gdy dostają informację, że ponad 90% dzieci, który wyremontowali pokój, znacznie poprawiało swoje wyniki w nauce.

Bez efektu "wow"

Dzieci nie mają wygórowanych marzeń. Kiedy wolontariusze pytają, co chciałyby mieć w swoim pokoju, słyszą: "półkę na ścianę, ale żeby była tylko moja" albo "krzesło obrotowe". Nie wybiegają wyobraźnią do kolorów ścian, plakatów czy ozdóbek, bo zwyczajnie nigdy takich nie widziały.

– Takie dzieci potrafią docenić zmianę, choć u nas nie ma efektu "wow" jak w programach telewizyjnych. Nie wysyłamy rodziców na wakacje, w czasie których my remontujemy ich dom. Jeśli tylko są zdrowi, to wraz z dziećmi biorą udział w remoncie i śledzą zmiany. Niespodzianką jest tylko ostateczny efekt, który pojawia się po przywiezieniu dodatków: lampek, kolorowej pościeli, poduszek, plakatów. Wtedy radość jest nie do opisania. Nagle okazuje się, że dzieciaki mają umiejętności i zainteresowania – opowiada Kasia.

Obraz
© Archiwum prywatne

Rodzice Patryka i Kacpra nie żyją. Teraz chłopcy są pod opieką babci

Gdy Piękne Anioły działają na terenie danej miejscowości, stowarzyszenie zaczyna od kontaktu się z tamtejszymi wójtami czy burmistrzami. Mówią, że ich mieszkańcy potrzebują pomocy, proszą o zorganizowanie na przykład osoby do skucia posadzki. Wspólnymi siłami Zazwyczaj urzędnicy są niezwykle pomocni i bardzo chętnie dokładają swoją cegiełkę. Ktoś coś kupi, ktoś inny pomoże przy sprzątaniu, a koło gospodyń wiejskich ugotuje posiłki dla więźniów. Wspólne siły sprawiają, że dzięki dobrej chęci lokalnych samorządów, wszystko działa w synergii i uwrażliwia lokalną społeczność na sąsiedzkie problemy.

Piękne Anioły działają od 2013 roku, dotąd wyremontowały około 160 pokojów i innych pomieszczeń, ale zajmują się też remontami różnych sal dla dzieci. Wśród nich był najsmutniejszy pokój, bo pożegnań w jednym z podkarpackich hospicjów. Tam rodzice spędzają z dzieckiem ostatnie chwile, kiedy wiadomo, że nadchodzi koniec. Było dużo kolorów, a na niebie gwiazdki.

Rodem z horroru

15 lat po ślubie Kasia z rodziną wyprowadziła się na podkrakowską wieś i to tam, przez przypadek zrodził się pomysł na Piękne Anioły. Pamięta wyjątkowo mroźny dzień, gdy nawet w radiu ostrzegano dzieci i osoby starsze przed wychodzeniem z domu. Wracała wtedy samochodem do domu, gdy na przystanku dostrzegła dwójkę zarzniętych dzieci. Prawdopodobnie uciekł im PKS, więc zaproponowała, że podwiezie je do domu.

– Nigdy nie brałam ze sobą nawet autostopowiczów, ale tym razem coś mnie tknęło. Kierowały mnie w boczne drogi. Dojechaliśmy na miejsce, a ja… nie wierzyłam oczom. Drewniana chata, popękane i pozaklejane szarą taśmą okna, drzwi zamknięte na rygiel, zero dymu z komina. Byłam zdruzgotana. Wzięłam dzieci z przystanku, by chronić je przed mrozem, a zawiozłam w miejsce rodem z horroru – wspomina.

Szybki wywiad w miasteczku wykazał, że matka dzieci rozstała się z partnerem stosującym przemoc i zamieszkała w domu przeznaczonym do rozbiórki. Razem ze szkolną społecznością Katarzyna zorganizowała pomoc dla rodziny. Była to jednak tylko pomoc doraźna.

– Co z tego, że dzieci mają zeszyty, skoro nie mają się gdzie uczyć? Co z tego, że dostaną ubrania, skoro nie mają ich gdzie trzymać, bo w domu nie ma szafy? Razem z koleżankami pomyślałyśmy że trzeba stworzyć im miejsce do życia. I to był pierwszy remont – opowiada szefowa Aniołów.

Obraz
© Archiwum prywatne

_ Jeden z pokojów dziecięcych wyremontowany przez Piękne Anioły_

Po sukcesie akcji, bliscy szybko zaczęli przekonywać ją, by założyła fundację. Ona jednak miała wątpliwości. Wszystkie fundacje mają pieniądze, własne biura, gwiazdy – myślała. Ale na odczepnego, postanowiła kupić w kiosku pierwszy lepszy tabloid, a wyszukiwane nazwiska odnajdywała na facebooku. Przygotowała wiadomość, wyjaśniła w czym rzecz. Gwiazdy, na co dzień odległe i niedostępne, poodpisywały od razu! Jedną z tych osób była aktorka Anna Czartoryska-Niemczycka, która do dziś wspiera Piękne Anioły.

– Założenia stowarzyszenia są niezwykle mądre i wspaniałe. Wierzę, że warunki w jakich rozwijają się dzieci, ma ogromny wpływ na ich przyszłość. Uważam, że taka praca u podstaw jest najskuteczniejszą formą pomocy. Moi bliscy wiedzą, że na wszelkie okazje nie przynoszą nam prezentów, tylko wspierają stowarzyszenie. Łącznie zebraliśmy już ponad 20 tysięcy złotych – zdradza w rozmowie w WP artystka.

Więcej o stowarzyszeniu przeczytasz tutaj.

_Jeśli chcesz zgłosić rodzinę lub wesprzeć stowarzyszenie możesz skontaktować się przez facebooka (tutaj)
lub pod adresem mailowym stowarzyszenie@piekne-anioly.pl. Piękne Anioły proszą o wpłaty pieniężne, ale poszukują także do współpracy sponsorów, firm i producentów budowlanych itp. _

*Wpłat dokonywać można pod numerem konta: *
Bank PEKAO S.A.
94 1240 4605 1111 0010 5095 4747

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (116)
Zobacz także