UrodaDziennikarstwo na czerwonym dywanie

Dziennikarstwo na czerwonym dywanie

Aktorki mają dość banalnych pytań, jakie są im zadawane na czerwonym dywanie. Nie chcą mówić w kółko o tym samym. Z pomocą przychodzi im L’Oreal, który uruchomił kampanię zachęcającą, by kobiety odważnie mówiły o rzeczach, które są tego warte. Czy to początek końca „dziennikarstwa bankietowego” jakie znamy?

Dziennikarstwo na czerwonym dywanie
Źródło zdjęć: © Eastnews
Aleksandra Kisiel

08.01.2016 | aktual.: 08.01.2016 15:29

Aktorki mają dość banalnych pytań, jakie są im zadawane na czerwonym dywanie. Nie chcą mówić w kółko o tym samym. Z pomocą przychodzi im L’Oreal, który uruchomił kampanię zachęcającą, by kobiety odważnie mówiły o rzeczach, które są tego warte. Czy to początek końca „dziennikarstwa bankietowego” jakie znamy?

„Kogo masz na sobie?” „Obróć się i pokaż jaka piękna jest ta sukienka!” „Bielizna obciskająca: tak czy nie?” Co mają ze sobą wspólnego te pytania? Wszystkie są kierowane do kobiet – aktorek, piosenkarek, celebrytek, które pojawiają się na czerwonym dywanie. Zadają je dziennikarze specjalizujący się w relacjonowaniu na żywo z wszelkiego rodzaju gal, imprez i rautów. Podczas króciutkich wywiadów nie mają czasu porozmawiać z gwiazdami o rzeczach innych, niż moda. Tak przynajmniej wygląda to w przypadku kobiet. Mężczyźni rzadko muszą odpowiadać na pytanie o projektanta, stylistę czy to ile czasu zajęło im przygotowanie się do imprezy. I ten jawny i powszechny seksizm na czerwonym dywanie zaczyna mocno uwierać największe gwiazdy Hollywood. Od kilku lat próbują z nim walczyć na różny sposób. Teraz do batalii o bardziej ambitne wywiady przyłącza się ważny gracz – marka L’Oreal, która jest jednym z głównych sponsorów tegorocznych Złotych Globów.

10 stycznia w Los Angeles zostaną rozdane Złote Globy. Gala ta otwiera dwumiesięczny sezon imprez filmowych, którego kulminacją jest wręczenie Oscarów (28 lutego 2016). W tym czasie gwiazdy niemal co tydzień będą przechadzać się po czerwonym dywanie. Aktorki za każdym razem pytane będą o projektanta, którego kreację wybrały. Tak przynajmniej było do tej pory. Ale jest szansa, że akcja #WorthSaying (ang. warte powiedzenia, nawiązuje do sloganu „jesteś tego warta”) organizowana przez L’Oreal zmieni tematykę poruszaną na czerwonym dywanie. Koncern chce bowiem przekierować dyskusję na zupełnie inne tory. 10 stycznia w mediach społecznościowych L’Oreal będzie zachęcał kobiety, by mówiły o rzeczach dla nich ważnych, ideach, które je poruszają, problemach, z którymi chciałyby walczyć. Jednocześnie na Twitterze firmy pojawiać się będą zdjęcia i wypowiedzi aktorek, które wpisują się w myśl przewodnią kampanii. Kosmetyczny giganat prosi kobiety, nie tylko te z pierwszych stron gazet, aby wykorzystując hasztag
#worthsaying podzieliły się na Twitterze kwestiami, które ich zdaniem są warte powiedzenia. Organizatorzy akcji oraz ambasadorki marki: Julianne Moore, Karlie Kloss, Eva Longoria, Frieda Pinto, czy Liya Kebede liczą, że 10 stycznia będzie dniem, w którym siła mediów nadających na żywo z czerwonego dywanu zostanie wykorzystana, aby promować ważne dla świata sprawy, nie zaś tylko wychwalać kunszt i talent projektantów mody czy makijażystów.

To nie pierwsza tego typu akcja. W 2015 roku Julianne Moore, Patricia Arquette i Reese Witherspoon promowały na czerwonym dywanie kampanię #AskHerMore, której pomysłodawczynią była Jennifer Siebel Newsom, CEO Representation Project. Podczas wywiadów z dziennikarzami popularnych amerykańskich stacji i programów jak Extra czy E! podkreślały, że jako aktorki mają do powiedzenia o niebo więcej niż tylko, kto zaprojektował ich sukienkę i ile czasu malowały się przed wyjściem. Witherspoon przyznała, że oczywiście suknie są piękne. Cała oprawa filmowej gali to szalenie ważny aspekt, ale dodała też, że odpowiadanie non stop na te same pytania jest zwyczajnie nudne, a obowiązkiem gwiazd jest wykorzystać siłę przebicia i rozgłos, by promować najróżniejsze inicjatywy.

„Wyobraź sobie świat, w którym celebryci są ambasadorami najróżniejszych kwestii na czerwonym dywanie. Wyobrażasz sobie taką siłę rażenia?” przekonywała Newsom w rozmowie z „The Hollywood Reporter”. „Przekaz celebrytów błyskawicznie rozprzestrzeniałby się po świecie jako inspiracja do działania dla innych. To doskonała okazja dla mediów, by naprawić krzywdy jakie sami wyrządzili, ograniczając kobiety do wyglądu i seksualności".

Ze zdaniem aktywistki z pewnością zgadza się Cate Blanchett. Australijka w 2014 roku, na gali SAG, rozmawiała z Giulianą Rancic, dziennikarką E! Podczas krótkiego wywiadu operator kamery pokazywał kreację aktorki, filmując ją od stóp do głów. Patrząc prosto w obiektyw Blanchett zapytała: „Co robisz? Facetów też tak filmujesz?”. Słynna kamera 360 stopni, z jaką przez pewien czas pojawiała się na czerwonym dywanie stacja E! była dość często bojkotowana przez gwiazdy, podobnie jak kamera, a właściwie – ministudio stworzone tylko po to, by pokazać widzom manikiur (sic!) gwiazd. Udziału w tej zabawie odmówiły Jennifer Aniston, Julianne Moore czy Reese Witherspoon. Z kolei Jennifer Lawrence z właściwym sobie wdziękiem i bezpretensjonalnością rozłożyła na łopatki reporterkę agencji Associated Press. Gdy ta zapytała gwiazdę „Igrzysk śmierci” co ma na sobie, Lawrence wskazała na swoją sukienkę i rezolutnie odpowiedziała: „Co mam na sobie? Górę i dół.”

Przypadków podobnych sytuacji jest na pęczki. Gwiazdy są zwyczajnie zmęczone seksizmem panującym na czerwonym dywanie. Uważają, że zrównanie czerwonego dywanu z wybiegiem jest krzywdzące dla kobiet. Z drugiej strony zaś dziennikarze wychodzą z założenia, że mając tylko kilka minut na przeprowadzenie rozmowy, nie mogą zagłębiać się w poważniejsze kwestie. W końcu nie są to programy Diane Sawyer, a krótkie, kręcone na żywo rozmowy. Legendarna komiczka i dziennikarka, Joan Rivers mówiła wręcz, że gwiazdy nie chcą mówić o ograniczeniach w dostępie do broni, wyborach prezydenckich czy kryzysie imigracyjnym. „Aktorki nie chcą mówić o poważnych rzeczach! Są zdenerwowane. Nie jadły nic od trzech dni. Starają się tylko zapamiętać nazwisko cholernego projektanta, który je ubrał. Ich włosy trzymają się tylko dzięki doczepom. Nie możesz im zadawać trudnych pytań!” przekonywała.

To właśnie Rivers uważa się za twórczynię “dziennikarstwa z czerwonego dywanu”. W 1995 roku podczas jednej z imprez jako pierwsza zadała pytanie „Kogo masz na sobie?” Wówczas wytykano jej błędy gramatyczne tej struktury, a szefowie stacji telewizyjnych uważali, że rozmawianie o modzie i fryzurach na takich imprezach, nigdy się nie przyjmie. Jak widać Rivers, której cięty język i fantastyczny zmysł obserwacji sprawiły, że program „Fashion Police”, który prowadziła aż do śmierci, stał się gigantycznym hitem. Niestety, gdy zabrakło Rivers, formuła programu zupełnie straciła sens. I choć stacja E! zapowiada, że szósty sezon będzie jeszcze lepszy niż kiedykolwiek, raczej są to płonne nadzieje.

Z pomocą takich kampanii jak #WorthSaying czy #AskHerMore dziennikarstwo na czerwonym dywanie powoli zaczyna odchodzić od seksistowskich formułek i wytartych frazesów. Z tej zmiany byłaby zadowolona nawet Joan Rivers, która nigdy nie starała się ukryć, że jest feministką z krwi i kości.

Aleksandra Kisiel/ Kobieta WP

Źródło artykułu:WP Kobieta
Zobacz także
Komentarze (13)