Eva Minge: Nie przejmuję się tym, co o mnie piszą
Od zawsze wiedziała, kim pragnie być. Już w młodości wytyczyła sobie cel i starannie do niego dążyła. Marzy o tym, by moda była dla wszystkich, niezależnie od stanu portfela czy miejsca zamieszkania. Eva Minge zdradziła, jak powstają koncepcje jej nowych kolekcji, w jaki sposób radzi sobie ze stresem oraz gdzie najchętniej urządziłaby swoje wesele.
Od zawsze wiedziała, kim pragnie być. Już w młodości wytyczyła sobie cel i starannie do niego dążyła. Marzy o tym, by moda była dla wszystkich, niezależnie od stanu portfela czy miejsca zamieszkania. Eva Minge zdradziła, jak powstają koncepcje jej nowych kolekcji, w jaki sposób radzi sobie ze stresem oraz gdzie najchętniej urządziłaby swoje wesele.
Skąd czerpie Pani inspiracje i pomysły do kolejnych odsłon kolekcji?
Z głowy. Pomysłów mam mnóstwo, a kolejne kolekcje Femestage już się tworzą. Prezentowaliśmy się już także na zamkniętym pokazie w Mediolanie. W tym roku wracamy z główną marką na światowe wybiegi, m.in. na letnią edycję Paris Haute Couture w Paryżu. Myślimy też o Nowym Jorku.
Od ponad 20 lat prowadzi Pani dom mody Evy Minge. Jak wyglądały początki projektanckiej kariery i czy we wszystkich działaniach miała Pani wsparcie w rodzinie?
Zawsze chciałam być projektantką, ale rodzice woleli, bym została lekarzem. Próbowałam, byłam nawet na stażu w szpitalu, by mieć szansę dostać się na uczelnię. To wtedy doszłam do wniosku, że nigdy nie odnajdę się w polskiej służbie zdrowia. Myślę, że rodzice też tego nie żałują.
Wybrałam kulturoznawstwo i zaczęłam dorabiać, pracując w galerii sztuki. Równocześnie robiłam jedwabne bluzki, które własnoręcznie malowałam. I to chwyciło. Postanowiłam założyć działalność i tu bardzo wspierał mnie tata. Już w trakcie studiów zaczęłam zatrudniać pierwszych pracowników. Przeniosłam się z Poznania do Pszczewa, gdzie w piwnicy mojego domu rozkręcałam firmę.
Gdy ruszył eksport do USA, Niemiec, Rosji i Izraela, doszłam do wniosku, że czas na budowanie silnej, rozpoznawalnej marki. Najpierw w Polsce, później na świecie. Szybko okazało się, że w naszym kraju byłam krytykowana za odmienność, a dziennikarze modowi nie mogli mnie zaszufladkować. Moja indywidualność spodobała się jednak we Włoszech i na świecie. Pomimo trudnych początków, zawsze mogłam liczyć na moją rodzinę, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
Pokaz mody to wielki stres dla projektanta. Nakładają się na niego nie tylko sprawy organizacyjne, ale też niepewność, jak kolekcja zostanie przyjęta przez publiczność oraz media. Jak go Pani odreagowuje oraz jak radzi sobie z ewentualną krytyką?
Na krytykę jestem odporna, natomiast bardzo cenię sobie konstruktywne uwagi. Czas po pokazie spędzam w drodze lub z przyjaciółmi. To jest dla mnie najlepszy odpoczynek. Nie jestem celebrytką, imprez unikam, zawsze bardziej ceniłam sobie rodzinę i przyjaciół. Nie przejmuję się tym, co o mnie piszą, dopóki nie zacznie to dotykać dobrego imienia mojej rodziny. Wtedy reaguję.
Czy ma Pani jakieś cenne rady dla tych początkujących projektantów?
Zawsze deklarowałam, że chcę wspierać polskich projektantów. Nie musimy ze sobą rywalizować w podbijaniu świata. Powinniśmy się wspierać, by stworzyć rozpoznawalną, polską markę. Służę pomocą, jeśli tylko ktoś będzie chciał z niej skorzystać. Początkującym projektantom powiem tak: róbcie swoje, realizujcie marzenia, ale nie zapominajcie o tym, że to, co robicie, ma się nie tylko podobać. Musi mieć także sens ekonomiczny.
Ja zawsze podkreślałam, że jestem nie tylko projektantką, ale przede wszystkim przedsiębiorcą. Bardzo mnie cieszy, że moda w Polsce jest coraz popularniejsza, a młodzi ludzie się do niej garną. Cieszy mnie, że telewizja to promuje, że powstają takie programy jak Project Runway, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. To odciąga młodych ludzi od internetu czy gier i inspiruje ich do tworzenia.
Projektuje Pani również suknie ślubne. Jaka jest panna młoda według Evy Minge? Na co kobiety powinny zwracać uwagę przy zakupie kreacji na ten dzień?
Ślub, zakładając optymistycznie, ma się w życiu tylko jeden, dlatego powinniśmy realizować swoje marzenia. Nie warto zwracać uwagi na to, że modny jest np. minimalizm, podczas gdy nam marzy się pełna przepychu księżniczka. Powinniśmy realizować to, co nam w duszy gra. Ten jeden raz śmiało możemy oderwać się od realizmu.
Jakie jest według Pani najoryginalniejsze miejsce na ślub i wesele?
Podtrzymuję to, co mówiłam o realizacji marzeń. Jednak żyjemy w Polsce, a czasy nadal są trudne, więc niełatwo mi tu mówić o szaleństwach i oryginalności, bo te zawsze kosztują, a nie jestem zwolenniczką brania kredytów na wesele. Uważam, że oryginalnie może być, gdy – dla przykładu – dwoje sportowców pobiera się i urządza uroczystość pod dyscyplinę ulubionego sportu, np. na basenie. Jednak nadal najbardziej sensowne wydaje mi się szukanie wypośrodkowania między własnymi marzeniami a rozsądkiem. Kasprowy Wierch zimą i narty na nogach z zakończeniem w bacówce to byłaby moja osobista wersja.
MAGAZYN WESELE/ rozmawiała: Justyna Abdank-Kozubska