Gdańszczanki wzięły ślub w Kopenhadze. Pokazały pierwsze zdjęcie
O ślubie Anny i Sandry głośno było od listopada ubiegłego roku. To dzięki wsparciu internautów udało im się zorganizować ceremonię w Danii. Ślub pary odbył się w walentynki w stolicy kraju.
Poznały się dwa lata temu dzięki aplikacji randkowej. To Sandra zaproponowała pierwsze spotkanie. Wypadło w grudniu, więc umówiły się na jarmarku bożonarodzeniowym. Ich pierwsza randka trwała osiem godzin.
– Kiedy moi rodzice dowiedzieli się, że mam partnerkę pozbawili mnie wszystkiego – mówiła Ania w rozmowie z Wirtualną Polską w listopadzie 2017 roku. – Z dnia na dzień dostałam ultimatum: albo tracę pracę w rodzinnej firmie i mieszkanie, albo pozbywam się ze swojego życia Sandry. Wybrałam nasz związek i w ciągu dwunastu godzin faktycznie straciłam wszystko.
Rodzice Ani są bardzo religijni, mają prawicowe poglądy. Odmienna orientacja zawsze jednak była w ich domu tematem tabu. Przy rodzinnym stole prędzej można było usłyszeć raczej homofobiczne komentarze niż poparte argumentami opinie. Bardzo dużo było w tej kwestii niedopowiedzeń i przemilczanych kwestii. Nie wiedzieli nawet o tym, że gdy Ania szła za rękę z byłą dziewczyną, została pobita. Przez "bojówkarzy" z rodzinnej Rumi, facetów, w biało-czerwonych bluzach z orłami, którzy źle zrozumieli słowo "patriotyzm".
Ania i Sandra postanowiły się pobrać. Ślub w Polsce nie był możliwy. Zdecydowały się na ceremonię za granicą, a to było możliwe w Danii. Sandra postanowiła zorganizować internetową zbiórkę.
– Nie zbieramy na ślub marzeń z przyjęciem w ogrodzie, setką znajomych i gigantycznym tortem. Chcemy jedynie po najniższych kosztach dolecieć do Kopenhagi, dotrzeć do urzędu i założyć sobie na palec symboliczną obrączkę. Niezależnie od tego, jaka kwota wpłynie na nasze konto, poruszyłyśmy ważną kwestie – pisały. I uzbierały - dokładnie 5 tys. złotych, a potrzebowały mniej niż połowę tego.
Ślub odbył się w walentynki. W mediach społecznościowych Ania i Sandra pisały o przygotowaniach, dzieliły się zdjęciami. I w końcu zaprezentowały jedno z tego ważnego wydarzenia.
Tuż przed ślubem na ich blogu "Ninusy" pisały: "Chcemy powiedzieć wszystkim tym, którzy są w związku, i chcą go zalegalizować, albo jeszcze nie wiedzą, że chcą, albo chcą ale nie mają z kim… branie ślubu to nie wypad na weekend. To jest cholernie ciężka praca, głównie emocjonalna, z której nie zdawałyśmy sobie sprawy. I dopiero kiedy spakowane zostały buty, skarpetki, majtki i 20 par rajstop na wszelki wypadek, a paszporty i dokumenty zabezpieczone przed armagedonem spoczęły na dnie bagażu podręcznego, dopiero wtedy jest ten moment, żeby usiąść, złapać oddech i zadać sobie pytanie – czy na pewno to jest to czego chcę? Nie ta sukienka, ta fryzura, czy ten kolor paznokci, ale ta osoba, to życie, takie poranki, takie nieporozumienia i taki właśnie seks, już do końca".
I dodały: "To jest niesamowite uczucie, móc przed samą sobą przyznać – TAK! to jest właśnie to! Może nie wiem, nie jestem pewna kim będę jak dorosnę, chociaż mam już 30 lat i powinnam, tak wiele powinnam, a tak wiele nie chce mi się, ale wspaniale jest wiedzieć jedno, na pewno. Kochamy się i chcemy spędzić resztę życia razem!".