Gdy alkoholizm rodziców zabiera dzieciństwo
Około 40 proc. dorosłych Polaków pochodzi z domów, gdzie alkohol dyktował warunki. Dlatego tak trudno im budować związki, odnaleźć się w pracy.
30.06.2009 | aktual.: 30.05.2010 10:38
Zastanawiasz się, czemu masz trudności w relacjach z ludźmi, w grupie czujesz się wyobcowana, nie potrafisz tak jak inni cieszyć w pełni ze wszystkiego. Nie rozumiesz, dlaczego gdy sprawy mają się dobrze, wietrzysz podstęp i czujesz się niepewnie gdy nie masz kontroli nad sytuacją. Winę za to może ponosić alkohol. Ten, który był w twoim domu, gdy byłaś mała.
Wiele dorosłych dzieci alkoholików, czyli DDA, ma bardzo duże problemy w życiu po osiągnięciu dojrzałego wieku. Nie potrafi dobrze funkcjonować pomiędzy ludzi, wyrażać swoich emocji i uczuć zagłuszonych w dzieciństwie. Brak dobrych wzorców wyniesionych z domu rzutuje także na nieumiejętność budowania trwałych związków i trudność odnajdywania się w roli rodzica. Nie mogąc się odnaleźć w życiu osobistym, DDA często uciekają w pracę, gdzie wyuczona ze zbyt wcześnie zakończonego dzieciństwa obowiązkowość jest pozytywną cechą.
Z kolei dążenie do perfekcjonizmu, by zasłużyć na aprobatę otoczenia i tak nie przynosi ukojenia w osiągnięciach. I to wcale nie znaczy, że te osoby musiały się wychowywać w domach z marginesu społecznego, rodzinach patologicznych. Alkoholu nadużywać mogli rodzice pełniący wysokie funkcje zawodowe lub społeczne i zapewniający życie na przeciętnym czy nawet wysokim poziomie.
Profesor był potworem
36-letnia Monika jest DDA. Pewna siebie, energiczna, uśmiechnięta. Dobrze wie, czego chce i jak ma budować swoje dalsze życie. Kiedyś taka nie była. Jak sama o sobie mówi, była zagubiona, błąkała się w swoich własnych lękach i niepewności. Wstydziła się tego, co działo się w domu. Ojciec, szanowany profesor krakowskiej uczelni, lubił sobie popijać. Wracał do domu i robił awantury. Czasem bił matkę, czasem dostało się Monice i jej siostrze. „To był potwór! Uczynił z mojego dzieciństwa koszmar. Już po południu odczuwałam napięcie, bo nie wiedziałam, czy znów przyjdzie pijany, czy trzeźwy. Kiedy dochodził wieczór, zaczynałam się bać tego, co nastąpi. Wiele razy chowałyśmy się z siostrą w szafie przed nim i przed jego agresją. A jak kiedyś odkrył nasza kryjówkę, pamiętam, że wchodziłam pod łóżko, a czasami uciekałam w nocy w piżamie na klatkę schodową.
Nienawidziłam go” – wspomina. Kiedyś nie była w stanie o tym mówić. Samo wspomnienie tych zdarzeń powodowało potok łez i tępej wściekłości. „Pamiętam chwile, kiedy nie pił, bo obiecywał poprawę. Było ich bardzo niewiele. Mama chciała, żeby się leczył, ale jaki to byłby skandal w tamtych czasach, gdyby wyszło na jaw, że bardzo szanowany profesor, autorytet, jest pijakiem. Nie chciał słyszeć o żadnych grupach dla anonimowych alkoholików. Nie mógłby być anonimowy. Zbyt wiele osób w Krakowie go znało. A jego alkoholizm i tak był tajemnicą poliszynela, bo awantury u nas w domu słychać było w całej kamienicy. Wstydziłam się sąsiadów, którzy wiedzieli, co się u nas dzieje. Kiedyś jedna z sąsiadek otworzyła mi drzwi w nocy i zabrała do siebie, kiedy zasnęłam u niej na wycieraczce. Przez pół roku chowałam się przed nią, tak bardzo obawiałam się tego, że może mi współczuć i patrzeć z politowaniem jak na dziecko z rodziny patologicznej” – opowiada Monika.
Odzyskane dzieciństwo
Będąc już dorosłą osobą, Monika nie umiała nawiązywać kontaktu z ludźmi, czuła się inna. Cały czas podejrzewała, że ze strony różnych osób może ją spotkać krzywda i trzymała dystans, a gdy ten się zmniejszał, robiła coś, by natychmiast ta osoba się od niej odsunęła. „Raniłam ludzi, bojąc się, że sami zranią. I cieszyłam się, gdy odchodzili, bo widziałam, że mam jednego potencjalnego wroga mniej. Nie umiałam ufać ludziom i cieszyć się z ich obecności. Nie wiem, jak w tym wszystkim udało mi się znaleźć męża” – opowiada. Małżeństwo trwało 4 lata.
Było nieudane. Dzisiaj Monika wie, że z powodu swojej oschłości, nieumiejętności wyrażania swoich emocji, czułości wobec partnera, zamęczała siebie i męża. Uciekając przed uczuciem, stale wynajdywała powody do tego, żeby odsunąć go od siebie. „Nie wierzyłam, że ktoś może mnie kochać taką, jaka jestem. Ja sama się nie kochałam, więc byłam nieufna i podejrzliwa, kiedy ktoś mnie obdarzał miłością. Na najdrobniejsze ciepłe gesty mojego ojca musiałam sobie zasłużyć, zatem nie mogłam tego pojąć, że mój mąż po prostu mnie akceptuje i za jego czułością i zrozumieniem nie kryje się żaden podstęp”.
Dzisiaj Monika może o tym mówić ze spokojem. Co więcej, przyznaje wprost: „Jestem DDA. Nie wiesz, co to jest? Dorosłe Dziecko Alkoholika.” Wie, że nie musi się tego wstydzić, bo to nie jej wina, że ojciec pił. Kiedyś mąż nie mogąc wytrzymać jej zmiennych humorów, namówił ją, niedługo przed rozwodem, by poszła do psychologa. Tam pierwszy raz poznała ten termin. Poszła na terapię. Rok czasu spotkań w grupie podobnych jej ludzi, odmienił jej życie. Odzyskała swoje dzieciństwo. Wreszcie potrafi się cieszyć i śmieć na głos, nie oglądając się dokoła, czy ktoś patrzy – jak to robiła kiedyś w obawie, czy nie spadnie na nią karzący cios.
Terapie dla DDA
Na syndrom DDA cierpi wiele osób, nawet sobie tego nie uświadamiając. Profesor Jerzy Mellibruda, który w latach 80. zapoczątkował Polsce tworzenie grup terapeutycznych DDA, oszacował na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń i badań, że około 40 proc. dorosłych Polaków pochodzi z domów, gdzie alkohol dyktował warunki. Grupy wsparcia oparte są o założenia wspólnotowe, w których można zachować jednak swoją anonimowość.
Pozwalają Dorosłym Dzieciom Alkoholików spotkać ludzi takich, jak oni sami, dzięki czemu pękają bariery wstydu z powodu tego, czego doświadczały w rodzinnym domu. W historiach innych osób można odnaleźć swój, bardzo podobny los, w jaki wpisane są złość, strach, gniew. Kontakt z własnymi uczuciami i zrozumienie siebie to krok do wypracowania nowych zachowań społecznych i lepszych relacji z innymi. Terapia nie zmieni postrzegania dzieciństwa jako horroru, ale oswoi go i oddzieli go od teraźniejszości. Coś co było, już, na szczęście nie wróci.