Odmówiła parze młodej na ślubie. "Interweniowali u proboszcza"

- To pewnego rodzaju powołanie. Zawód, który wiąże się ze sporą liczbą wyrzeczeń. W moim grafiku nie ma czegoś takiego jak dzień wolny - mówi Marta Benk, organistka z parafii Najświętszej Maryi Panny w Lądzie nad Wartą.

Marta Benk jest organistką od 25 lat
Marta Benk jest organistką od 25 lat
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Aleksandra Lewandowska

21.07.2024 | aktual.: 21.07.2024 10:58

Marta Benk miała 15 lat, kiedy pierwszy raz zagrała na organach podczas mszy świętej. Jej historia z tym instrumentem zaczęła się jednak wcześniej. Choć nie pochodzi z rodziny muzycznej, w jej domu rodzinnym słuchano twórczości Ludwiga van Beethovena. Sama Marta już jako kilkuletnia dziewczynka potrafiła zagrać ze słuchu melodię na pianinie.

- Jako małe dziecko miewałam sny związane z muzyką. Można powiedzieć, że trochę prorocze, bo zawsze na czymś grałam albo śpiewałam - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską.

W prezencie na komunię świętą chciała dostać organy

- Edukację muzyczną zaczęłam dosyć późno, bo dopiero w wieku 12 lat - oznajmia Marta. Kilka lat wcześniej otrzymała jednak w prezencie komunijnym od rodziców wymarzony instrument - organy.

- Rodzice musieli wtedy odłożyć kilka pensji, żeby mi je kupić - dodaje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kiedy opowiada o swoim dzieciństwie i początkach przygody z muzyką, podkreśla, że miała szczęście, bo trafiała na dobre momenty i dobrych ludzi. Jako przykład podaje chociażby to, że wraz z rozpoczęciem edukacji muzycznej w jej miejscowości zorganizowano kurs organistowski, na który oczywiście się zapisała. Była jego najmłodszą uczestniczką. Szybko została zakwalifikowana do starszej grupy.

Gdy kurs został zawieszony, utrzymała kontakt z jednym z profesorów z Akademii Muzycznej w Poznaniu, który raz na jakiś czas dawał jej prywatne lekcje. Od początku otrzymywała także wsparcie od księży. I już w wieku 15 lat, w 2001 r., zagrała na mszy świętej.

- To był akurat smutny czas. Miałam zagrać na pogrzebie taty mojego kolegi. Usłyszałam od księdza: albo ty zagrasz, albo będzie cisza. Nie mogłam na to pozwolić. Dzień wcześniej miałam swoją "premierę" na wieczornej mszy. I jakoś poszło, choć dopiero się uczyłam - stwierdza.

Nie wszystko szło po jej myśli

Gdy nadszedł czas matury, Marta musiała zdecydować, jaki zawód będzie wykonywała w przyszłości. Muzyka nie była dla niej na tyle pewna, żeby się zdecydować na taką ścieżkę kariery. Ostatecznie, jak tata, studiowała fizykę na uniwersytecie w Poznaniu. W międzyczasie ciągnęło ją jednak do gry na organach. Chciała zdobyć wykształcenie muzyczne. Pierwsza próba zdania egzaminu do szkoły w Poznaniu niestety się nie powiodła.

- Byłam więcej niż załamana. To była moja pierwsza duża porażka - opowiada, ale dodaje, że się nie poddała. Po wzięciu kolejnych lekcji muzyki dostała się na studia muzyczne. Zdecydowała, że chce zostać organistką liturgiczną. Równocześnie studiowała dwa kierunki.

Kiedy pytam, dlaczego wybrała akurat taką drogę, mówi, że z pewnością miała na to wpływ jej wiara. Marta wychowała się w wierzącej rodzinie, która od dzieciństwa wpajała jej wartości chrześcijańskie. Te przekazuje dziś swoim dzieciom i uczniom.

- Wiara jest dla mnie bardzo ważną kwestią. Niedzielna Eucharystia także. Na pewno duży wpływ na mnie i moje wybory miało wychowanie oraz rozwój w duchu salezjańskim, gdzie najpierw jako dziecko, potem nastolatka, a następnie osoba dorosła udzielałam się jako animator i wychowawca. Właśnie tym charakteryzują się Salezjanie - pracują z dziećmi i młodzieżą - mówi Marta.

Od 25 lat jest organistką w Salezjańskim Lądzie. Nie jest to jednak jej jedyna praca, ponieważ - jak sama stwierdza, "nie mogłaby się z tego utrzymać".

- Wiele zależy od wielkości parafii. Moja parafia jest jedną z najmniejszych w okolicy, a co za tym idzie - nie ma w niej wielu mszy w niedziele, ślubów czy pogrzebów. Dlatego, pracując na część etatu, nie jestem w stanie utrzymać rodziny tylko z tego źródła. Chociaż muszę zaznaczyć, że organiści w dużych parafiach, którzy reprezentują odpowiednio wysoki poziom muzyczny i pracują na cały etat, mają taką możliwość - tłumaczy.

Tylko raz musiała odmówić młodej parze

Marta jako organistka często grywa m.in. na wspomnianych ślubach. W rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywa, że w ciągu ostatnich lat problemy związane z nietypowymi wymaganiami i wyborami muzycznymi par młodych są coraz większe. Ona jednak skrupulatnie odmawia, gdy wybór młodych jest niezgodny z nauką Kościoła.

- Mam raczej szczęście do narzeczonych, którzy dość często polegają na moim doświadczeniu i proszą, żebym sama dobrała odpowiedni repertuar. Zdarzają się jednak pary, które mają inne propozycje niż klasyczne pieśni czy utwory. Przedstawiają swoje wymagania, z którymi niestety nie zawsze mogę się zgodzić. Razem z proboszczem nie godzimy się na to, co "klikalne", tylko przekazujemy to, co jest odpowiednie - mówi Marta.

Jak jednak dodaje, zawsze stara się iść parom młodym na rękę. Na liście, którą przygotowała specjalnie na śluby, znajduje się aż 100 pieśni, z których para młoda może wybrać jedynie pięć. Nagrania z wykonanymi utworami są dostępne w jej mediach społecznościowych. Przed oraz po mszy świętej zgadza się również wykonać inne utwory, które nie muszą być religijne. Chętnie wykonuje utwory muzyki klasycznej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Hermann Wenzel - "Herr Jesu Christ, dich zu uns wend"

Mimo to, w ciągu 25 lat raz zdarzyło jej się nie dojść do porozumienia z parą młodą.

- To są naprawdę bardzo rzadkie przypadki, przynajmniej jeżeli chodzi o moje doświadczenie. Pary młode zazwyczaj potrzebują wytłumaczenia tego, jak powinno się podejść do wyboru muzyki, która zostanie wykonana na ślubie w kościele. Jeżeli faktycznie chcą, by była to uroczystość w wymiarze duchowym, zgadzają się - stwierdza.

- Miałam tylko jedną sytuację, kiedy para młoda nie chciała słuchać moich argumentów, miała swoją wizję i nie chciała dojść do porozumienia. Gdy nie zgodziłam się na ich wybory, interweniowali u proboszcza. On jednak przedstawił te same racje. Ostatecznie zmienili miejsce ślubu - dodaje.

Zdaniem Marty, tego rodzaju problemy nie wynikają jedynie z pomysłów par młodych, ale również z działań osób grających i śpiewających na ślubach, które często nie mają odpowiedniej wiedzy.

- Problem leży również po stronie organistów, którzy z braku odpowiednich kompetencji, godzą się na repertuar niepasujący do liturgii. Względem tego kryterium można odróżnić organistów, którzy są profesjonalni i pracują z pasją oraz powołaniem, od tych, którzy przychodzą tylko zarabiać pieniądze. Śmieję się, że to organiści przez "małe o" - oznajmia.

Mniejsza liczba księży i parafian

- Jest coraz mniej osób młodych - mówi Marta Benk o spadku liczby parafian w Kościele w ciągu ostatnich lat.

Rozmowę na ten temat rozpoczyna od kwestii coraz częstszych likwidacji seminariów duchowych z powodu braku chętnych, co miało miejsce także w jej okolicy. Niestety, podobnie jest z parafianami, których również jest mniej.

- Jest gdzieś ten strach, że ta liczba osób się zmniejsza. Ja jednak podchodzę do tego nieco inaczej. W Kościele nie chodzi o ilość, a o jakość. Więc nawet jeśli miałoby przyjść nie wiadomo ilu ludzi, ale z nieodpowiednim nastawieniem, to lepiej, żeby przyszły trzy osoby, które chcą się pomodlić i przeżyć tę liturgię - podsumowuje Marta Benk.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (226)