"Jestem panseksualna. To nie znaczy rozwiązła". Orientacja, której Polacy nadal nie rozumieją
– Gdy próbuję tłumaczyć, mam wrażenie, że wiele osób nie chce zgłębić tego tematu i woli myśleć o mnie jako o osobie biseksualnej. Osoby panseksualne posądza się często o rozwiązłość. Padają pytania: "to co, tak ze wszystkimi po prostu śpisz?" – opowiada Małgorzata Grosbart. Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski wyjaśnia, dlaczego takie myślenie jest krzywdzące.
27.06.2020 13:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Osoby panseksualne to osoby, których pociąg seksualny jest niezależny od płci i tożsamości płciowej. Posiadają zdolność fascynacji, tworzenia relacji o charakterze romantycznym lub emocjonalnym z innymi ludźmi bez względu na ich płeć. Należy jednak podkreślić, że obszarem ich zainteresowań są ludzie dorośli – wyjaśnia prof. Zbigniew Izdebski.
Seksuolog tłumaczy też, że pojęcie panseksualności jest często mylone z biseksualnością, która wiąże się z ukierunkowaniem popędu seksualnego i do kobiet, i do mężczyzn.
– Dzisiaj osoby, które my określamy jako panseksualne, w poprzednich latach, gdy w seksuologii nie mówiło się o różnych kwestiach dotyczących chociażby tożsamości płciowej, pewnie uznalibyśmy za biseksualne. W panseksualności często podkreślane są jednak kwestie wyrazu emocjonalnego i relacji romantycznej, która nie zawsze jest oparta na relacji seksualnej. Ona może być składową tej relacji, ale nie musi być. Zwracam jednak uwagę, że granica między biseksualnością a panseksualnością jest bardzo płynna – dodaje.
"Nie ma jednego typu urody, który mi się podoba"
Nadja Brandys ma 34 lat, pracuje w branży IT, ma partnera i poukładane życie uczuciowe i zawodowe. Dziś może śmiało powiedzieć, że definiuje się jako osoba panseksualna, ale nie zawsze tak było.
– Nie było żadnego "momentu olśnienia". Chwili, w której nagle cudownie uświadomiłam sobie, że konkretne osoby podobają mi się niezależnie od płci. W szkole z koleżankami miałyśmy swoje pierwsze platoniczne miłości. Dzieci nie kierują się zasadami narzuconymi przez społeczeństwo czy religię. Ja obok słynnych przystojniaków mogłam powiesić plakat z taką Lucy Liu, która mi się podobała. W zasadzie do dziś za nią szaleję – przyznaje Nadja.
W okresie dojrzewania kobieta zauważyła, że płeć nie jest dla niej czynnikiem świadczącym o czyjejś atrakcyjności. Gdy poznawała kogoś, kto wpadał jej w oko, zwracała uwagę na inne cechy.
– Pierwszym, co zwraca moją uwagę, jest wygląd, niezależnie od płci. Nie mam tu jednak jakiegoś określonego typu urody, który mi się podoba. Naprawdę ciężko to określić. Dalej, w procesie poznawania danej osoby, zwracam uwagę na to, czy patrzymy w tym samym kierunku.W związku bardzo ważne jest dla mnie, żeby z osobą mieć zbliżone poglądy na temat polityki, religii, ogólnie świata – opowiada. – Patrzę, jaki ktoś ma stosunek do innych ludzi i czy kocha zwierzęta. To jest dla mnie bardzo ważne. Nie wierzę, że przeciwieństwa się przyciągają. Uważam, że im więcej dwie osoby mają ze sobą wspólnego, tym większe szanse na udany związek – podkreśla.
Nadja ma za sobą związki zarówno z kobietami, jak i mężczyznami. Przez wiele lat uważała siebie za osobę biseksualną. O panseksualności dowiedziała się na studiach Gender Studies na Uniwersytecie Jagiellońskim.
– Interesowało mnie zagadnienie "trzeciej płci" jak Hijra w Indiach czy Muxes w Meksyku. Zaczęłam czytać wszystko, co mi wpadło w ręce. Zrozumiałam, jak bardzo ograniczamy sami siebie, próbując wcisnąć wszystkich w ramy "męsko-kobiece", jak gdyby nie było nic pomiędzy. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, poczułam, jakby ktoś oddał mi część świata, do którego przez większość życia nie miałam dostępu. Do dziś nie mogę pojąć, dlaczego ludzie chcą sobie odebrać to prawo do bycia "kimś pomiędzy", czy może: "kimś więcej". Mówi się: "kobiecie coś nie przystoi, prawdziwy mężczyzna tak się nie zachowuje", przecież to jest odzieranie z cząstki siebie – mówi Nadja Brandys.
Moment, w którym po raz pierwszy przyznała, że jest osobą panseksualną, nastąpił jednak w dość prozaicznej, życiowej sytuacji.
– Spotkaliśmy się z grupą znajomych i po prostu zaczęliśmy rozmawiać, między innymi o związkach i sprawach sercowych. Przyznałam, że chociaż nigdy nie byłam w związku z osobą nieidentyfikującą się z żadną płcią, nie stanowiłoby to dla mnie problemu. Wtedy błędnie myślałam, że trzeba być z taką osobą lub z kimś transpłciowym, żeby się tak definiować. Wówczas znajomi wyprowadzili mnie z błędu – wspomina. – Powiedzieli, że nie jestem biseksualna, ale panseksualna, a ja po namyśle stwierdziłam, że mają rację.
Nadja Brandys obecnie jest mężatką. Mąż wie o jej orientacji i w pełni ją akceptuje.
– Mit dotyczący osób biseksualnych oraz panseksualnych mówi, że nie potrafimy być w związku z jedną osobą, ponieważ potrzebujemy także osoby innej płci czy tożsamości płciowej. To oczywiście nieprawda. Mój partner od początku naszej znajomości wiedział, kim jestem i jak się określam, przyjął to bardzo naturalnie – zapewnia.
Potwierdza to prof. Izdebski. – Panseksualność w żaden sposób nie pokrywa się z poliamorią czy rozwiązłością. To, że ludzie w Polsce mogą mylić te pojęcia, wynika ze słabego poziomu edukacji seksualnej w naszym kraju. Ponadto edukacja seksualna w Polsce jest bardzo upolityczniona. Nawet w tej chwili jest nieetycznie wykorzystywana w sposób instrumentalny w kampanii prezydenckiej. Ugrupowania prawicowe również często stawiają obok siebie pojęcia "homoseksualność" i "pedofilia", które oznaczają zupełnie co innego. Uważam, że wielu lekarzy nawet nie rozumie pojęcia panseksualności. W czasie studiów medycznych nie mają przedmiotu "seksuologia” – dodaje.
Seksuolog zapewnia także, że osoby panseksualne mogą być w pełni szczęśliwe, będąc w związku z jedną osobą przez całe życie. Wszystko zależy bowiem od człowieka. – Mogą jednocześnie fascynować się innymi osobami, nie wchodząc z nimi w związek i w relację seksualną. Orientacja seksualna nie ma wpływu na to, czy zdradzimy – precyzuje.
Padają pytania: "To co, tak ze wszystkimi po prostu śpisz?"
Małgorzata Grosbart ma 35 lat i pochodzi z biednej, robotniczej i mocno katolickiej rodziny.
– Dorastałam w latach 90. na warszawskim Bródnie, które było wyjątkowo nieprzychylne wszelkim przejawom odmienności. Takie terminy jak "panseksualność" nie były jeszcze w użyciu, a już na pewno nie dla takich osób jak ja. Jestem pochodzenia żydowskiego, choć moi rodzice są zagorzałymi katolikami – opowiada. – Kiedy poszłam do szkoły znajdującej się po, jak to kiedyś określano, "dobrej stronie Wisły", myślałam, że złapałam pana Boga za nogi, poznam nowych ludzi, zmienię otoczenie – opowiada.
Małgorzata już jako dziecko miała małe "zadurzenia", zarówno w koleżankach, jak i kolegach z podwórka. Prawdziwy przełom w postrzeganiu seksualności nastąpił jednak, gdy była nastolatką.
– Poszłam do liceum i jakby nagle otworzyły mi się oczy. Wokół mnie byli najróżniejsi ludzie, o różnych kształtach, posturach, kolorach włosów i skóry. I podobało mi się tak wielu i wiele z nich – mówi. – To nie płeć była tym, na co w pierwszej kolejności zwracałam uwagę. Mój wzrok przyciągał piękny uśmiech, gęste, długie włosy, erudycja. Myślę, że to samo, co przyciąga wiele osób homoseksualnych czy heteroseksualnych, ale nie w kontekście płci.
Gdy już jako dorosła kobieta zaangażowała się w aktywizm na rzecz społeczności LGBT, wiele osób nie traktowało jej jako kogoś nieheteronormatywnego.
– Mówiono o mnie "ta heterolka, co się ogląda za kobietami i działa w Kampanii Przeciw Homofobii". Gdy mówiłam, że nie jestem hetero, a spotykałam się akurat z chłopakiem, słyszałam "a gdzie twoja dziewczyna"? Nie czułam się zobowiązana nikomu nic udowadniać – wyjaśnia. – O panseksualności przeczytałam w zachodniej prasie, kiedy miałam dwadzieścia kilka lat. I wszystko zaczęło wreszcie nabierać sensu.
Małgorzata często spotyka się z tym, że ludzie zwyczajnie nie rozumieją pojęcia panseksualności.
– Gdy próbuję tłumaczyć, mam wrażenie, że wiele osób nie chce zgłębić tego tematu i woli myśleć o mnie jako o osobie biseksualnej. Osoby panseksualne posądza się często o rozwiązłość. Padają pytania: "to co, tak ze wszystkimi po prostu śpisz?" – opowiada.
Obecnie Małgorzata jest w związku z mężczyzną, który jest świadomy jej orientacji. Wspólnie wychowują syna.
– Mam 35 lat i nie mam już czasu na wiązanie się z ludźmi, przed którymi musiałabym się tłumaczyć czy ukrywać. Mój partner o wszystkim wiedział. Nie wyobrażam sobie mieć dziecka z kimś, kto ma opresyjne poglądy na różnorodność orientacji – mówi. – Oboje chcemy, aby nasz syn był częścią pokolenia, które już nie będzie musiało żyć w strachu ani zadawać sobie pytań: "czy to, co czuję, jest normalne?" Ma być szczęśliwy i czuć się kochany.
Prof. Izdebski podkreśla, że wartości rodzinne i wymogi kulturowe mają kluczowy wpływ na to, jak postrzegamy płciowość. Jeśli ktoś jest wychowywany w danej religii i wiara miała duże znaczenie w jego życiu, ta osoba może mieć wielki problem z akceptacją swojej seksualności.
–Gdy np. kościół w Polsce przyjmuje nieakceptującą postawę wobec aktywności seksualnej osób homoseksualnych w Polsce, to może być bardzo trudne dla osób praktykujących. Czują się wykluczone. Uwarunkowania kulturowe danego kraju mają duże znaczenie. Inne mamy podejście do kwestii osób nieheteronormatywnych w Polsce, Szwecji, Holandii czy chociażby w Niemczech, a przecież wszystkie te państwa znajdują się na jednym kontynencie.