Jestem z byle kim
Kobiety, bojąc się samotności, decydują się na bycie w związkach, które nie dają im satysfakcji. Dlaczego?
Kobiety, bojąc się samotności, decydują się na bycie w związkach, które nie dają im satysfakcji. Dlaczego?
Wioletta poznała Roberta na ognisku, zorganizowanym przez wspólnych znajomych. Wiedziała, że jest świeżo po rozwodzie. Oboje mieszkali w niewielkim mieście, więc wieści o perypetiach poszczególnych jego mieszkańców rozchodziły się szybko i daleko. Ona była samotna od wielu lat. Wbrew radom znajomej pary nie obiecywała sobie wiele po tej znajomości. - Wydawało mi się nieprzyzwoite lecieć z błyskiem w oku na rozwodnika, jak ćma do ognia, tylko dlatego, że to nagła okazja - jedyny facet z odzysku w okolicy - mówi kobieta.
Robert miał widocznie na ten temat inne zdanie, bo w trakcie imprezy dbał o to, żeby jej talerz był pełny, a siedzisko wygodne. W tydzień po ognisku zaproponował pierwsze "sam na sam" na działce pod pretekstem zbierania owoców, które Wioletta mogłaby sobie wziąć na przetwory. Był miły, ale bez narzucania się, trochę poważny, może nawet smutny. Często się zamyślał.
- Uznałam to za oczywiste, nie tak dawno przeżył odejście żony, burzliwy rozwód z podziałem majątku, w moich oczach miał pełne prawo być smutny czy zgaszony - mówi Wioletta. - Ale fakt faktem, że kiedy widywałam go w gronie kolegów, smutek gdzieś ginął i Robert sprawiał wrażenie zadowolonego z tego, co ma.
Co z tą euforią?
Mimo to, na kolejnych randkach mężczyzna znów wpadał w poważny nastrój. Randki były coraz częstsze, z czasem z romansu wyewoulował związek. Niestety, nie takiego typu, jakiego oczekiwała Wioletta. - Spotykanie się - tak. Wspólne mieszkanie - nie. Postawiłam sprawę na ostrzu noża i usłyszałam, żebyśmy jeszcze poczekali, bo on nie jest gotowy. Po półtora roku znajomości minęła pierwsza fascynacja i motyle w brzuchu.
Wioletta ponowiła pytanie o to, co dalej z nimi będzie. Robert przez dłuższy czas unikał konfrontacji w rozmowie, w końcu skapitulował i orzekł, że rozumie ją doskonale, ale sam zdecydowanie woli pierwszy etap związku, który nazwał "miodowym". - Zapytałam, czy to znaczy, że chce się rozstać. Stanowczo zaprzeczył, upierał się, że nic takiego nie powiedział. Ja wyjaśniłam, że może największa euforia już za nami i sama znam już jego wady i zalety. Jestem teraz gotowa budować związek z nim, takim, jaki jest. Był dość zaskoczony, jakby spodziewał się, że ja też chcę początkowych fajerwerków albo nic - relacjonuje kobieta.
Ostatecznie ich związek trwa dalej, ale Wioletta nie czuje, żeby znaczyła dla Roberta tak wiele, jak on dla niej. Jej wybranek żyje z dnia na dzień, głównie zajmując się po pracy spotkaniami z kolegami, którzy mając wieloletni małżeński staż, "uciekają" od żon w wędkowanie, wspólne wypady, naprawę samochodów czy wyjścia na piwo.
- On zachowuje się tak, jakbyśmy byli starym małżeństwem, które nie spędza ze sobą tak dużo czasu, jak wcześniej. Oczywiście, rozmawialiśmy o tym. Powiedział, że na to wszystko: okres starań o kobietę, zaloty itd. jest już za stary, nie ma sił i energii. Ja z kolei potrzebuję poczuć, że jestem w prawdziwym związku, chcę spróbować mieszkania razem, usłyszeć z jego strony jakąś deklarację, poczuć się bezpiecznie - wzdycha Wioletta.
Smak samotności
Jej zdaniem relacja utknęła w martwym punkcie, ale ona sama nie ma odwagi jej przerwać. Smak samotności zna aż za dobrze. Z drugiej strony wyrzuca sobie, że zgadza się na taką formę związku, jakiej zawsze nie chciała dla siebie. Pokazuje Robertowi, że nie musi on podejmować decyzji i wybierać, czy chce z nią być w pełnym znaczeniu tego słowa, czy też nie. Obawia się także stawiania ultimatum, żeby nie stracić tego, co już mają - luźnej relacji.
Znajomi i przyjaciele Wioletty mają różne teorie. Jedni uważają, że związała się z rozwodnikiem zbyt wcześnie, gdy nie jest on jeszcze gotowy na nowy związek i płynącą z tego faktu odpowiedzialność. Kto wie zresztą, może za sprawą żony zraził się ostatecznie do kobiet? Drudzy są zdania, że Robert zwyczajnie wykorzystuje Wiolettę nie dając jej poczucia stabilizacji, nieświadomie mszcząc się być może na niej za rany, jakie otrzymał niegdyś od niewiernej żony. Ona sama ma wrażenie, że partner nie chce już żadnych związków i ich spotkania dochodzą do skutku głównie dlatego, że to ona o to zabiega. - Tak czy siak, tkwię w tym po uszy i jedyne pole manewru, jakie widzę, to powrót do bycia singielką - podsumowuje Wioletta.
- Po każdym rozstaniu naturalną fazą jest smutek, żal, stany obniżonego nastroju. Ta faza ma niezwykle ważne znaczenie. W tym emocjonalnym zwolnieniu mamy czas na przeżycie straty, na zastanowieniem się nad sobą, byłym związkiem i tym, czego oczekuję od przyszłych relacji - wyjaśnia Andrzej Gryżewski, seksuolog z Gabinetu Terapii Seksualnej CBTseksuolog. - Niektórzy ludzie źle lokują swoje uczucia. Np. w relację z mężczyzną, który nie przeżył rozstania, a już wszedł w nową relację. Nieprzeżycie rozstania przez jej partnera może skutkować relacją w tzw. zawieszeniu. I mimo, że kobieta to czuje, nie chce, nie może lub nie umie zdecydować się na odejście. Taki związek może trwać dosyć długo – mówi Andrzej Gryżewski.
Muszę być pewna
Grażyna, atrakcyjna czterdziesropięciolatka poznała Zbyszka na portalu randkowym. Między nimi "zagrało", a kiedy zaczęli się spotykać na dobre, każde z nich weszło gładko w grono znajomych tego drugiego. - Zbyszek grilluje z mężami moich przyjaciółek, jakby od zawsze należał do tego towarzystwa. Ja też dobrze się czuję wśród jego kolegów. Są uprzedzająco grzeczni i chyba cieszą się, że ich kumpel trafił na swoją połówkę w przepaściach sieci - żartuje Grażyna.
Kobieta jest po rozwodzie, który zniosła nie najlepiej. Obiecywała sobie, że jeśli kiedykolwiek zaufa jakiemuś mężczyźnie, to tylko wtedy, gdy będzie go całkowicie pewna. Obietnice wzięły w łeb, kiedy pojawił się Zbyszek, poczuła, że to jest to i nie warto zamykać się na siedem spustów, żeby nie stracić czegoś, co może okazać się cenne. Spotkania na żywo z uroczym rozmówcą w sieci upewniły ją, że chce i może zaryzykować i oddać komuś serce.
Jest jeden szkopuł : Zbyszek nie przestał utrzymywać kontaktu z kobietami, poznanymi przez internet. Grażyna raz poruszyła ten problem w rozmowie. Mężczyzna wyjaśnił, że z wieloma ze znajomych korespondował od dawna, a ich stosunki nie wyszły poza wymianę wiadomości, przede wszystkim zaś nie weszły na wyższy poziom spotkań na żywo, tak jak z nią. Tłumaczył, że byłoby to z jego strony objawem niedojrzałości, gdyby pozrywał wszystkie kontakty, bo spotkał wreszcie kobietę swojego życia. Grażyna wzięła te tłumaczenia za dobrą monetę, ale wkrótce zmieniła zdanie. - Zaczęła mnie dręczyć bezsenność. Leżałam w nocy i zadawałam sobie pytanie, czy smartfon w jego kieszeni, odgrywający co chwilę dźwięki przychodzących wiadomości to to samo, co dojrzałe utrzymywanie neutralnych kontaktów z internetowymi koleżankami? Nie! - mówi. Grażyna dała się jeszcze przekonać, że Zbyszek będzie dążył do wygaszenia znajomości, informował znajome z sieci, że wchodzi w nowy etap życiowy. Nie do końca wierzy jego zapewnieniom, bo sama
po prostu przestała odpowiadać na portalowe wiadomości i zaczepki mężczyzn. Uważa, że Zbyszek powinien zrobić dokładnie to samo, czym okazałby jej lojalność i wierność. Z tą niepewnością boryka się niemal sama, bo jej przyjaciele daliby się już za niego pokroić.
Zaakceptowali ich oboje jako parę i ochoczo spotykają się z nimi. Przyjaciółki Grażyny radzą jej nie robić z igły wideł. - Mówią, że to początek, docieramy się, a ja jestem przewrażliwiona, bo dostałam wiele kopniaków od byłego męża. Coś w tym jest, bo już widzę siebie ofiarą sieciowego Kalibabki, ograbioną z pieniędzy i porzuconą. A on przecież przyjeżdża do mnie prawie co dzień, jest uczynny i czuły, poza tym nie unika moich znajomych i oni też mogą na niego liczyć. Jaki z niego oszust? - przekonuje sama siebie Grażyna. Ale jej podejrzliwość wcale nie gaśnie, bo Zbyszek ma zawsze smartfon pod ręką i kiedy ona znika w toalecie lub w kuchni, zagłębia się w czytaniu, lub szybko coś pisze. - Może jest uzależniony od internetu? - gdyba kobieta. - Jeśli tak, to czuję, że jestem w stanie mu pomóc. Nie wydaje mi się, żeby zdrowy, energiczny facet nie był w stanie zwalczyć pokusy, jeśli obok siebie ma kobietę.
Koleżanki utwierdzają Grażynę w takim podejściu. Powinna poczekać, przyglądać się, ostatecznie delikatnie zapytać mężczyznę, jaki charakter ma uprawiana przez niego codziennie korespondencja. Nie szaleć, nie przeszukiwać smartfona, bo to przekreśli ewentualną wspólną przyszłość raz na zawsze. Tego Grażyna przecież nie chce. Jej internetowe poszukiwania miały jeden cel, znalezienie interesującego partnera. Na następne nie ma już ochoty, ani czasu.
- Nierzadko zdarza się tak, że ludzie, którzy mieli trudne sytuacje z płcią przeciwną (rozstanie, rozwód), wpadają w myślenie o typie czarnowidztwa i zakładają, że każda następna relacja będzie osadzona na bólu, cierpieniu, niezrozumieniu, zdradzie i innych przykrościach. Owszem, takie rzeczy mogą się zdarzyć. Często okazuje się, że czarny scenariusz sprawdza się, ale w nikłym procencie. Nigdy tak jak sobie wyobraziliśmy – mówi Andrzej Gryżewski. - Grażyna ulokowała uczucia w mężczyźnie, który ceni sobie związki typu weekendowego. Nie odpowiada jej to, ale trwa dalej. Długo była samotna. Trudno jej się dziwić.
Maja Lenartowicz/(gabi)/WP Kobieta