Blisko ludziKatarzyna znalazła 2 kamery w przymierzalni. Właściciele sklepu umywają ręce

Katarzyna znalazła 2 kamery w przymierzalni. Właściciele sklepu umywają ręce

W jednym ze sklepów odzieżowych na warszawskich Stokłosach, Katarzyna znalazła 2 kamery monitorujące. Kiedy zgłosiła sprawę obsłudze, została wyśmiana.

Katarzyna znalazła 2 kamery w przymierzalni. Właściciele sklepu umywają ręce
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Paulina Brzozowska

13.03.2019 | aktual.: 13.03.2019 16:37

"Dzisiaj w sklepie z ciuchami zauważyłam 2 kamery nagrywające przymierzalnie wewnątrz! Kierownik sklepu na zwróconą uwagę stwierdził, że 'może sobie pani zgłaszać to gdzie chce, obiekt jest monitorowany'. Wezwana policja dorzuciła: 'To tylko wykroczenie, przyjęliśmy zgłoszenie, jak pani chce, może pani wysunąć prywatne powództwo przeciw właścicielowi sklepu'. Musiałam iść i zgłosić przestępstwo na komendzie i po wielkich bojach raczyli przyjąć" - pisze Katarzyna w poście, który pojawił się na facebookowym profilu Dziewuchy Dziewuchom.

Obraz
© Facebook.com

Zapytaliśmy Katarzynę o szczegóły tej sprawy. - Policja, zanim przyjęła moje zgłoszenie, poinformowała mnie, że to sprawa do rzecznika praw konsumenta, ale jeśli doszło do awantury z właścicielem sklepu to wtedy przyjadą. Powiedziałam, że tak - mówi nam kobieta.

Ze względu na wszczęcie sprawy, Katarzyna nie może zdradzić, w jakim dokładnie sklepie doszło do incydentu. Wiemy jedynie, że jest to jeden ze sklepów na warszawskich Stokłosach.

- Przyjechali, spisali mnie, spojrzeli na kamery, porozmawiali z kierownikiem (nie właścicielem sklepu) na zapleczu, potem gdzieś podzwonili i poinformowali mnie, że ich rola skończona, a jeśli chcę coś zrobić w tej sprawie, to mogę wystąpić z powództwem cywilnym - kontynuuje opowieść Katarzyna.

- Zapytałam o nagranie z monitoringu, powiedzieli, że to nie ich sprawa. Powiedziałam że kamery dalej wiszą, a klientkami są przeważnie uczennice z pobliskiego liceum. Uśmiechnęli się tylko. Poprosiłam o zabezpieczenie nagrań, powiedzieli, że nie pomogą. Wysłali mnie na komendę rejonową - tłumaczy kobieta w rozmowie z WP Kobieta.

Obraz
© Facebook.com

Na miejscu Katarzynę spotkały dalsze nieprzyjemności. Dyżurny ignorował ją i nie wysłuchał kobiety, dopóki nie porozmawiał z policjantami przyjmującymi zgłoszenie. - Widziałam jak rozmawiał z nimi, po czym wyszedł i próbował mnie zniechęcić do zgłoszenia przestępstwa - mówi.

- Usłyszałam tylko: "tutaj też są kamery, które mogą nagrać kogoś wychodzącego z toalety, pewnie z tych kamer nic nie widać, stanęła pani w tej przymierzalni centralnie". Kiedy się upierałam, że chcę złożyć zawiadomienie, kazał mi znowu czekać. W końcu przyszedł jakiś obrażony policjant i spisał moje zeznania - dodaje kobieta.

W komentarzach pod postem Katarzyny kobiety domagają się ujawnienia nazwy sklepu. Wiele z nich przyznaje, że również spotkało się z "monitoringiem" w przymierzalni. W sprawie wyjaśnienia zachowania policjantów, przyjmujących zgłoszenie, skontaktowaliśmy się z rzecznikiem prasowym II Komendy Rejonowej Policji w Warszawie, asp. szt. Robertem Koniuszym.

- Każdy ma prawo do subiektywnej oceny. Dobrze by jednak było, gdyby była ona uczciwa. Otóż w sprawie, o którą Pani pyta informuję, że policjanci bezpośrednio po zgłoszeniu podjęli interwencję. Zgłaszająca zawiadomiła, że była podglądana przez kamery zainstalowane w sklepie. Policjanci potwierdzili, że w sklepie z używaną odzieżą są dwie kamery zainstalowane poza przymierzalnią. Na drzwiach wejściowych widnieje informacją, że sklep jest monitorowany - tłumaczy aspirant.

- Na chwilę obecną trudno jest stwierdzić, czy kamery skierowane były w taki sposób, który mógł umożliwić obserwację osób w przymierzalni. Policjanci będą to wyjaśniać w drodze prowadzonego postępowania. Po zgłoszeniu od kobiety zostało przyjęte zawiadomienie o przestępstwie z art. 191a Kodeksu Karnego , które jest podstawą do wyjaśnienia całej sprawy - dodaje rzecznik Komendy Rejonowej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (161)