GwiazdyKobieta kobiecie wilkiem – czy damska przyjaźń nie istnieje?

Kobieta kobiecie wilkiem – czy damska przyjaźń nie istnieje?

Kobieta kobiecie wilkiem – czy damska przyjaźń nie istnieje?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
27.01.2011 15:08, aktualizacja: 28.01.2011 12:40

Koniec solidarności jajników. Naukowcy są zgodni – kobiety nie wspierają się nawzajem, nie pomagają sobie, nie trzymają swojej strony. Nawet, jeśli się przyjaźnią, ta przyjaźń podszyta jest ukrytą rywalizacją. Mimo zmian społecznych i feministycznych nawoływań: kobieta kobiecie jest wilkiem. I nic nie daje tłumaczenie, że kiepsko na tym wychodzimy.

Koniec solidarności jajników. Naukowcy są zgodni – kobiety nie wspierają się nawzajem, nie pomagają sobie, nie trzymają swojej strony. Nawet, jeśli się przyjaźnią, ta przyjaźń podszyta jest ukrytą rywalizacją. Mimo zmian społecznych i feministycznych nawoływań: kobieta kobiecie jest wilkiem. I nic nie daje tłumaczenie, że kiepsko na tym wychodzimy.

- Damska przyjaźń? Nie istnieje. - Milena ma trzydzieści dwa lata, robi aplikację radcowską i ma spore grono koleżanek. Niektóre z nich to znajome, inne to wypróbowane kumpele, część to koleżanki na plotki. Milena, choć bardzo by chciała, nie jest w stanie nazwać żadnej z tych kobiet swoją przyjaciółką. - To słowo, może tylko w polskim języku, ma jakąś niestałość, nieważność. Zupełnie inaczej brzmi termin przyjaciel, a przyjaciółka: tak jakoś powierzchownie - uważa Milena. Dodaje, że jedyną osobą, wobec której nie boi się użyć tego określenia, jest jej mama. - Mogę się zwierzyć, poradzić i nigdy mnie nie zbywa, bo facet jest ważniejszy. Jednak z nią też od czasu do czasu rywalizuję o różne sprawy.

Rzeczywiście, każda z nas doświadczyła na własnej skórze skarg, pouczeń, „dobrych rad” – podszytych czasem lekką złośliwością. Uwagi dotyczą wychowania dziecka, prowadzenia domu, ubioru. - Kobiety mają podświadomie zakodowaną chęć bycia lepszymi od własnych matek. Konkurują z nimi na każdej płaszczyźnie i chcą udowodnić, że lepiej radzą sobie w życiu - podkreśla dr Susan Shapiro, amerykańska antropolog i psycholog, autorka głośnej „Królowej balu”, książki przedstawiającej różne aspekty damskiej rywalizacji. - Nic na to nie poradzimy, że pokolenia konkurują ze sobą. Mężczyźni (ojcowie i synowie) także ze sobą współzawodniczą, lecz u kobiet ta relacja ma głębszy wymiar, bardziej związany z emocjami niż ze strojeniem piór, jak w u samców - zauważa Shapiro.

Rywalizację opartą na udowadnianiu czegoś antropolodzy określają mianem strojeniem piór: „Jestem lepszy, ładniejszy, silniejszy”. W pracy Milena doświadcza tego szczególnie intensywnie – Kiedy przyszłam do kancelarii, dziewczyna z dłuższym stażem powiedziała mi wprost „Patrz na mnie i się ucz”. To koledzy proponowali, abym poszła z nimi do klienta, radzili mi, gdy dostawałam pierwsze sprawy, a nawet przynosili własne notatki, gdy przygotowywałam się do egzaminów. Gdyby jakaś dziewczyna wykonała taki gest w moją stronę, miałaby we mnie wielkiego przyjaciela. A tak nasze rozmowy ograniczają się do wymiany informacji o przecenach i kolorach błyszczyków. Taka jest ta kobieca solidarność.

Obok tego dość krzywdzącego stereotypu istnieje jednak inna skrajna opinia. Zgodnie z nią, przyjaźń kobieca jest relacją wyjątkową, opartą na głębokim porozumieniu wynikającym ze wspólnoty doświadczeń. Z trwających 4 lata badań przeprowadzonych przez naukowców z University of Manchester wynika, że kobiety chętniej i skuteczniej niż mężczyźni wspierają się w ciężkich chwilach. Przykładowo, panie mające przyjaciółki dużo łatwiej dochodzą do siebie po stracie partnera. W przypadku przyjaźni męskich nie zaobserwowano takiej prawidłowości.

O kobiecej przyjaźni zwykło się mówić za pomocą stereotypów. Kobiety razem plotkują, chodzą na zakupy, gadają godzinami przez telefon, wymieniają się przepisami na pieczeń wołową. Czy to jest przyjaźń? Amerykańska antropolożka, Norah Vincent, uważa, że to od nas samych zależy czy jakąkolwiek relację z drugim człowiekiem określimy za pomocą tego terminu. Dla pewnych osób przyjaźń oparta jest na wspólnych zainteresowaniach, dla niektórych na sumie doświadczeń, dla jeszcze innych – na plotkach o nowym błyszczyku.

Kilka lat temu Nora Vincent chciała sprawdzić, na czym polega fenomen silnej i nierozerwalnej męskiej przyjaźni, którą przeciwstawia się chwiejnym relacjom wśród kobiet. W przebraniu i charakteryzacji Nora jako Ned wyruszyła na kilkumiesięczne „terenowe badania” wśród mężczyzn. Swoje doświadczenia opisała potem w książce „Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem”. Zaskoczyła ją męska solidarność, bezwarunkowa akceptacja i gotowość do wzajemnego wspierania się. „Braterstwo – to najlepiej charakteryzuje męskie racje”, pisała Vincent w swoim dzienniku. Zaznaczała, że za każdym razem, kiedy ujawniała swoją tożsamość, grupa mężczyzn, do której ją przyjęto, nie odtrącała jej – przyjaźń zobowiązywała do pewnej stałości.

Z kolei amerykański psychoterapeuta Geoffrey Greif tłumaczył, że różnice w przyjaźni między kobietami i mężczyznami polegają na tym, iż panowie tworzą relacje na zasadzie shoulder-to-shoulder ("przyjaźń ramię w ramię", polegającą na wspólnym działaniu), a kobiety face-to-face ("przyjaźń twarzą w twarz", wyrażającą się w rozmowie). - Rzeczywiście, to rozmowy tworzą nasze wzajemne przywiązanie – uważa Kamila, stylistka i wizażystka. – Tylko wtedy, kiedy jestem „on-line”, kiedy nie zaniedbuję kontaktów, kiedy odpisuję systematycznie na sms’y i maile i kiedy podtrzymuję więź, ta przyjaźń nie blednie. A wiele razy zdarzyło się, że moje bliskie znajomości z kobietami kończyły się, bo po prostu urywał nam się kontakt. Po kilku latach, gdy się spotkałyśmy, nie było już o czym rozmawiać.

Kamila przyznaje, że bardzo ceni sobie czas spędzony z kobietami: nie ma nic bardziej relaksującego niż babskie pogaduszki czy damski wypad do klubu. Jednak zazwyczaj, zamiast cieszyć się swoim towarzystwem, dziewczyny zaczynają oglądać się za przystojniakami w klubie – A jak już zupełnie nie ma na kim oka zawiesić, zaczynają się licytacje, czyj synek robi już kupkę do nocnika, a czyj mąż zmienił samochód. „My w tym roku wyjeżdżamy na Goa, A wy co, tylko Bory Tucholskie?” - przedrzeźnia Kamila swoje przyjaciółki i podkreśla, że z biegiem czasu wpasowują się w amerykański stereotyp „frenemies”.

Termin frenemy (od słów friend – przyjaciel i enemy – wróg), zrobił furorę jako dosadne określenie przyjaźni ze zgrzytem. Niby koleżanki, a rywalki. Niby kumpelki, a niepewne łączącej je przyjaźni. Klasycznymi frenemies są bohaterki kultowego serialu „Plotkara”, Serena i Blair – znają się od dziecka, deklarują przyjaźń, lecz wystarczy mały incydent, aby dziewczyny zaczęły knuć najgorsze intrygi. O solidarności nie ma wtedy mowy. W ostatnim filmie Darrena Aronofsky’ego pt. „Czarny łabędź” tancerka Lily (Mila Kunis) próbuje poznać bliżej koleżankę po fachu, baletnicę Ninę, graną przez Natalie Portman. Z przyjaźni nic nie wychodzi, bo zabijają ją zazdrość, rywalizacja i kompleksy. W jednej z ostatnich scen Nina rani śmiertelnie Lily, sądząc, że ta chce jej zabrać rolę. Okazuje się jednak, że w rzeczywistości Nina rani samą siebie. Jaki z tego morał? Lepiej się przyjaźnić niż walczyć z kobietami, i – co najważniejsze – polubić siebie i dbać o kondycję jajników, skoro stanowią one o solidarności kobiecej.

alp/sr