Kobiety, które postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce. Bo prawo nie zawsze im pomaga
Zerwania z wieloletnim partnerem mogą być czasem wyjątkowo trudne. O ile w przypadku rozwodu to sędzia powie, jak podzielić majątek, o tyle nie rozsądzi, kto ma opuścić wynajmowane przez partnerów mieszkanie. A okazuje się, że takie ustalenia są najgorsze.
20.11.2018 | aktual.: 20.11.2018 20:17
Prawo jest zbyt opieszałe
Patrycja rozstała się z facetem i zażądała, aby się wyprowadził do końca października. Mieszkanie było jej, on nie był zameldowany, nie miał umowy i nigdy nie zapłacił czynszu. Dokładał się do opłat i inwestował w wystrój mieszkania. Pomagał też finansowo, kiedy dziewczyna robiła remont. Kiedy po wielu miesiącach kłótni zrozumiała, że nic z tego nie będzie, poprosiła Marka, żeby się wyprowadził. Ten jednak powiedział - nie. Tłumaczył, że on przyzwyczaił się do tego miejsca, inwestował w mieszkanie i nawet znalazł pracę w pobliżu, żeby mieć dobry dojazd. Zażądał, żeby to Patrycja się wyprowadziła, skoro ma dosyć tego związku.
Kobieta była początkowo zaskoczona, a potem zdesperowana. Szukała rozwiązań, prosiła, tłumaczyła, groziła, i znowu błagała o zmianę stanowiska. Po pewnym czasie zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie wymienić zamków w drzwiach. Okazuje się, że nie ona jedna została postawiona w takiej sytuacji przez byłego. Patrycji udało się pozbyć eks dopiero wtedy, kiedy zaczęła uprzykrzać życie byłemu. Wytrzymał jeszcze dwa miesięce w takim zawieszeniu i wyniósł się. Z pewnością wpływ na to miała zmiana pracy, bo i dojazd stał się dla niego znacznie trudniejszy.
Wystawiła rzeczy za drzwi
Podobnie było u Marty, dla której koszmarem było nie tyle rozstanie, co walka z niechcianym współlokatorem.
- Rozstałam się ze swoim partnerem i chciałam, żeby się wyprowadził. On miał zgoła inne plany. Wiedziałam, że to, co robię nie jest do końca zgodne z prawem. Ale nie ma sposobu szybkiej, legalnej eksmisji osoby, która nawet nie ma meldunku. To wszystko trwa – a takie mieszkanie z eks jest koszmarem. Postanowiłam z pomocą mojego przyjaciela wystawić rzeczy mojego byłego na korytarz. A prawo polskie? To ono mnie do tego zmusiło. Jest zbyt opieszałe, a ja nie dałabym rady mieszkać tak kilka tygodni.
Ale to nie jest koniec historii Marty. Jej były partner poszedł do sądu. Uważał, że to mieszkanie mu się należy
- Stoczyłam 7-letnią walkę w sądzie z moim byłym. Uważał, że należy mu się wpis do księgi wieczystej. Gdy mieszkaliśmy razem, zdarzyło mu się coś wyremontować, pomalować jakąś ścianę. Byłam wściekła, bo to mieszkanie było moje. Przeczytałam wtedy wszystkie kodeksy, sama przygotowałam swoją obronę. Wygrałam, choć kosztowało mnie to naprawdę wiele.
To on wezwał policję
Joanna sporo już przeszła z mężczyznami. Nieraz podnosiła się po kolejnym rozczarowaniu i z czasem zebrała bagaż doświadczeń, który pozwala jej szybko i sprawnie radzić sobie z każdą sytuacją. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś musiała na bruk wyrzucić ubrania swojego partnera, bo miała dość.
- To był związek, który od dłuższego czasu już nie istniał. Przede wszystkim łączyła nas firma i nadal mieszkaliśmy razem. Ale to mieszkanie naprawdę nie było łatwe. Nie wiedziałam, jak się go pozbyć. Do czasu. Tamtego dnia się pokłóciliśmy. On wyszedł, trzasnął drzwiami. I nie było go przez dwa tygodnie. A gdy znów zapukał do wejścia, już nie miał do czego wracać. Jak się wyniósł, poczułam ulgę, dlatego o powrocie nie było mowy. W międzyczasie odesłałam mu rzeczy i to go doprowadziło do furii. Wrócił do domu, chciał wejść, ale na szczęście nie miał kluczy. Wezwał policję. Skończyło się na tym, że to oni wytłumaczyli mu, że nie ma tu czego szukać. Nie był na szczęście nawet zameldowany.
Joanna i Marta to nie są odosobnione przypadki. Nie one pierwsze musiały walczyć z byłymi partnerami o prawo do zamknięcia poprzedniego rozdziału. Takich historii jest więcej. Kobiety dzielą się swoimi historiami na forach. Szukają porad, jak się pozbyć niechcianego lokatora bez konsekwencji prawnych i dzielą się rozwiązaniami.
Ona versus On
”W ustalony dzień znalazłam nr do dzielnicowego, przyjechał patrol, zapytali, czyje jest mieszkanie, czyje jest dziecko (zobaczyli zabawki w kuchni) i kazali mu wyjść” - pisze jedna z nich. I dodaje: ”Nie obchodziło ich, czy ma gdzie iść, a że jeszcze był po piwie, to zagrozili mu, że jak będzie stał pod drzwiami to na izbę pojedzie”.
Inna kobieta pyta się, czy może wymienić zamki w drzwiach bez konsekwencji. W końcu mieszkanie należy do niej, a on nigdy nawet za czynsz nie zapłacił.
O tym, jak polskie prawo traktuje kobiety w takiej sytuacji, opowiada radca prawny Tomasz Palak.
- Najlepszą podstawą do zmotywowania takiego człowieka do opuszczenia lokalu powinien być art. 18 ustawy o ochronie praw lokatorów. Zgodnie z nim zajmując lokal bez tytułu prawnego ma obowiązek co miesiąc uiszczać odszkodowanie. Wysokość odszkodowania to taki czynsz, jaki dziewczyna otrzymałaby wynajmując, więc można to ocenić na przykład porównując oferty podobnych pokoi w okolicy.
- Co do samego pomysłu z wymianą zamków trzeba się niestety liczyć z możliwością, że były chłopak będzie twierdził, że w mieszkaniu znajdował się jakiś jego majątek i już go nie ma. Wymagałoby to dokumentowania stanu majątku itp., a wciąż mogłoby być podważone.
W dyskusji pojawił się także głos, że lokatorów nie można eksmitować w zimie, zwłaszcza, gdyby mieli zostać bezdomni. Radca prawny skomentował także i ten wątek.
- Wątek eksmisji w zimie wynika zapewne z tego, że kiedyś temu mężczyźnie obiło się o uszy o zakazie eksmitowania w danych miesiącach - ale to zostało zmienione ustawą o zmianie ustawy o ochronie praw lokatorów. Bezdomność ma miejsce, jeśli taka osoba nie ma "tytułu prawnego do innego lokalu, w którym może zamieszkać, ani nie ma osób, które zobowiązane są wobec niej do świadczeń alimentacyjnych" - czyli na przykład może znów zamieszkać u rodziców. Nie zapominajmy, że zgodnie z art. 690 Kodeksu Cywilnego zasady ochrony własności stosuje się przy najmowaniu lokalu.
Czasem rozstanie jest jedynie początkiem końca, a prawdziwa walka zaczyna się, gdy trzeba ustalić kto odchodzi, a kto zostaje. Na szczęście w większości przypadków prawo, choć czasem opieszałe, stoi po właściwej stronie.
Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl