#Kobietysąjakwino. "Pozwólmy sobie być idealnie nieidealne"
Piękna kobieta ma piękny umysł i błysk w oku. Oczywiście, że należy dbać o siebie, o swoje zdrowie, ale wszystko w życiu opiera się na równowadze. Pozwólmy sobie być idealnie nieidealne, bo to chyba jest najpiękniejsze. Nie sztuczne i plastikowe, wygładzone twarze i ciała, ale naturalne, zdrowe i zadbane sylwetki – mówi Agnieszka Czerwińska w rozmowie z Marią Szpakowską.
29.05.2017 | aktual.: 01.09.2017 15:36
Jesteś chyba jedyną znaną mi osobą, która kilka lat temu nie tylko wypełniła swoje postanowienie noworoczne, ale też jedną decyzją zupełnie odmieniła swoje życie. Masz świadomość, jaka siła tkwi w jednej decyzji podjętej pod wpływem desperacji?
Pod wpływem desperacji podejmujemy często najbardziej znaczące w życiu decyzje. Życie zmusza nas do wzięcia - jak to się mówi „na klatę” - problemu. Wtedy okazuje się, że posiadamy w sobie siłę, aby przenosić góry. Zarówno fizyczną, jak i psychiczną. W moim przypadku dokładnie tak było. Z jednej strony obietnica dana umierającej mamie o tym, że schudnę, a z drugiej duże problemy zdrowotne wynikające z otyłości. Nie było innego wyjścia.
To zacznijmy od początku. Albo raczej od końca, który dał ci ten nowy początek. Od tego momentu, kiedy postanowiłaś zabić w sobie "Grubą Bertę". Byłaś modelką plus size, na zewnątrz sprawiałaś wrażenie pewnej siebie dziewczyny, która po prostu lubi swoje ciało. Zresztą, wiele kobiet, które mają więcej ciała, też tak mówi. Jak było naprawdę? A jak jest z nimi?
Król chodzi nagi. Pod przykryciem dobrze zakamuflowanej bezsilności i nienawiści do swojego ciała, roztaczałam wokół siebie aurę kochającej każdy kilogram dużego ciała dziewczyny. Wszystkie sesje zdjęciowe dodatkowo podkreślały wizualnie, jak bardzo dobrze się czuję i jak akceptuję bezwarunkowo duży nadbagaż kilogramowy. Stawałam w szranki z każdym, kto tylko ośmielił się powiedzieć złe słowo na temat kobiet XXL. Nie robiłam tego wyłącznie w swoim imieniu, byłam głosem wielu kobiet, które podobnie jak ja zmagają się z otyłością. Niestety w zderzeniu z nagą prawdą - przegrywałam. Lustro nie kłamie. Można odziać wylewający się brzuch tuszującą bluzką, zakryć zacierające się uda, odwrócić uwagę od mankamentów. Wieczorem, kiedy zmywałam makijaż i zdejmowałam bieliznę, czułam się jak niepasujący do reszty społeczeństwa element. Szczerze, to nie wierzę w bezwarunkową akceptację otyłości. Narażam się tym stwierdzeniem wielu kobietom, tylko ja wiem, co to znaczy być chorobliwie otyłym człowiekiem i wiem, jak życie się zmienia, kiedy ubywa tych kilogramów.
W 2008 roku ważyłaś jeszcze 122 kilogramy. Próbowałaś się odchudzać, chodziłaś na siłownię, ale nie było oszałamiających wyników. I wtedy zachorowała twoja mama.
Dokładnie tak było. Odchudzanie bez pomocy specjalisty, głodówki i pseudo diety, zawsze doprowadzały mnie do punktu wyjścia, czyli efektu jojo. Bezsilność, totalna bezsilność. No i nagle jak grom z jasnego nieba spada wiadomość o nowotworze u mamy. Mama również była chorobliwie otyła. Pamiętam, kiedy po ośmiogodzinnej operacji lekarz oznajmił, że ani ja, ani mama nie będziemy żyły, bo jesteśmy grube. Ale jak to, umrzemy?! Wtedy też po raz pierwszy dotarło do mnie, że tak dalej być nie może. Szybka decyzja i ze 122 kg w ciągu kilku miesięcy schudłam do 95 kg. Cóż, w jeszcze szybszym tempie przytyłam znowu do 107 kg. Wygraliśmy jedną bitwę, ale przegraliśmy wojnę. Konsekwencją otyłości, przebytego nowotworu, zatoru płucnego u mamy, była niewydolność nerek. Na trzy dni przed śmiercią mamy, obiecałam jej, że schudnę. Ona tak bardzo się bała, że podzielę jej los. Obietnicy dotrzymałam, szkoda tylko, że nie mogli już tego zobaczyć rodzice.
Kiedy nastąpił przełom, w twoim myśleniu, w świadomym podjęciu decyzji, że nie pozwolisz więcej "Grubej Bercie" rządzić twoim życiem?
Przełom nastąpił tuż po śmierci mamy. Tak dalej być nie mogło. Padła przemyślana decyzja o udaniu się do dietetyka. Decyzja, która zaważyła na moim życiu. Tylko że tym razem postanowiłaś skorzystać z profesjonalistów. Jak wyglądała praca nad zmianą nawyków? Tak naprawdę musiałam na nowo nauczyć się jeść. Zaczynając od usystematyzowania posiłków, poprzez eliminacje cukru, białego pieczywa czy potraw smażonych, a skończywszy na nauczeniu się przeżuwania powoli czy zmniejszenia porcji posiłków na małych talerzach.
Nie było momentów załamania? Jakie to były historie?
Pierwszy miesiąc to walka z uzależnieniem od słodyczy. Wychodzenie z nałogu, który może zniweczyć plan odchudzania. Mój nos stał się wyczulony na zapachy. Piekarnia, cukiernia to miejsca, które omijałam szerokim łukiem. Pamiętam, jak zapach świeżego pieczywa wyzwolił we mnie płacz. Siedziałam, a łzy płynęły z moich oczu. Okres żałoby po śmierci mamy i chęć zajadania smutku i rozpaczy, to także osobny temat wpisujący się w moment załamania. Zazwyczaj to jedzenie stanowiło balsam dla moich skołatanych nerwów, tymczasem zostałam zmuszona do poradzenia sobie z tą tragedią bez tego typu wspomagaczy.
Tak mi się właśnie wydaje, że kiedy się już zacznie, to człowiek działa na zasadzie koła zamachowego – ciężko je rozpędzić, ale wprawione w ruch nie zatrzyma się tak szybko.
Widząc coraz bardziej luźne ubrania, czując lekkość, mniejszy ból w stawach - poczułam wiatr we włosach. Ja tak naprawdę nie wiedziałam, ile ważę. Poprosiłam dietetyka, aby nie mówił mi, jaka jest waga wyjściowa. Przychodziłam do niego i oczekiwałam na pozytywne wieści. Pierwszy miesiąc - minus siedem kg. Wiadomo, że w tej wartości jest również ilość wody, jakiej organizm się pozbywał, ale ta cudowna siódemka była tak motywacyjna, że nie było mowy o odwrocie. Teraz mogło być tylko lepiej. Aby nie wpaść w błędne koło codziennego ważenia się w domu, wagę oddałam koleżance. Tym oto sposobem, pełna zaufania do dietetyka, zmotywowana już się nie zatrzymałam.
Od twojej decyzji minęło sześć lat. Twoje życie zmieniło się diametralnie. Jak ty sama widzisz tę zmianę?
Moje życie, to życie po śmierci (śmiech). Może to nie jest adekwatne porównanie, ale „cała ja” narodziłam się na nowo. Nowe ciało, które schowane było głęboko pod warstwą tłuszczu. Odbudowana pewność siebie. Poczucie wartości, pozwalające na patrzenie wreszcie na siebie z dumą oraz pełna świadomość swoich zarówno zalet, jak i wad. Nigdy nie cofnęłabym czasu, a coś, co napędza mnie do dbania o siebie, to strach przed powrotem do dawnej mnie.
Napisałaś książkę, która stała się bestsellerem. Masz świadomość, jak wielu kobietom zmagającym się z nadwagą pomogłaś?
Otrzymuję wiele pozytywnych wiadomości od kobiet, które piszą, iż każdy wers z książki to tak jakby historia ich samych. To bardzo miłe, kiedy mogę motywować, pomagać czy dawać nadzieję, że z otyłości da się wyleczyć. Otyłość to choroba, atakująca zarówno sferę psychiczną, jak i fizyczną. Na spotkaniach z czytelnikami dostaję tyle pozytywnej energii, że teraz wiem, iż napisanie tej książki wniosło wiele dobrego nie tylko do mojego życia, ale również do życia innych kobiet.
Założyłaś agencję modelek plus size, przełamując stereotyp patrzenia na kobiety w rozmiarach 40-44. Bo kobiecość to nie tylko rozmiar 36?
Kobiecość nie zna rozmiaru, bo kobiecość to stan umysłu. Kiedy czuję się kobieco, to emanuję tą kobiecością, więc żadne szufladki nie sklasyfikują czy jest to rozmiar 34 czy 54. Agencję założyłam po to, aby projektanci, producenci odzieży obudzili się z letargu i dostrzegli, iż po ulicach nie chodzą same modelki, ale również kobiety mające czym oddychać i na czym siedzieć. Każda z nas ma prawo ubierać się w to, na co ma ochotę, a nie wyłącznie w rzeczy, które są dostępne na rynku. Niestety nasz kraj jest jeszcze daleko w tyle w tej kwestii, więc w zeszłym roku zostałam zmuszona do zamknięcia agencji. Nie ten czas, nie ta chwila.
Jak ty dbasz o siebie? Jak wygląda twój przeciętny dzień?
Obecnie jestem na etapie "naprawy" skóry po otyłości. Wszystko to, co wiotkie, wypełniam mięśniami. Marzy mi się sylwetka fit i pokazuję, że dążę do niej bez ingerencji chirurgicznej. Rozstępów nie zlikwiduję, ale dzięki siłowni i ćwiczeniom ciało staje się z treningu na trening jędrniejsze, a sylwetka zaczyna przybierać wymarzone kształty. Długa droga jeszcze przede mną. W mojej przemianie pomaga mi za darmo dwoje instruktorów - była anorektyczka Patrycja Polak oraz były "grubas" - Przemek Walaszczyk. Mój dzień nie różni się od dnia przeciętnej kobiety. Praca, dom, dodatkowo dochodzą treningi pięć razy w tygodniu. Nudy (śmiech).
A kiedy dziś patrzysz na siebie w lustro, co sobie myślisz?
I tu cię zaskoczę. Powinnam napisać, że widzę piękną, atrakcyjną kobietę. Bywają takie dni, że demony wracają. Wtedy widząc te rozstępy i skórę, która nie jest jeszcze taka, jaką bym sobie życzyła, czuję się nieatrakcyjnie. Walczę z tym. Mentalnie do końca życia będę grubasem, tak jak były alkoholik - niepijącym alkoholikiem. Cóż poradzić. Na całe szczęście z odbudowanym poczuciem wartości, radzę sobie z demonami i w chwilach kryzysu, po prostu nie patrzę w lustro.
Ogromna zmiana, jaka się dokonała w twoim życiu, to nie tylko zmiana wizerunku – z czarnokruczej "Grubej Berty" na eteryczną blondynkę Agnieszkę. Co jeszcze się zmieniło? Jaką kobietą dziś jesteś?
Kiedyś miałam problem z załatwianiem spraw urzędowych; bałam się, że ludzie nie słuchają, co mam do powiedzenia, tylko skupiają uwagę na ciele chorobliwie otyłej kobiety. Dzisiaj potrafię walczyć o swoje prawa. Ta walka była i jest wpisana w moje życie. Nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż godzinę, wszędzie mnie gna i pędzi. Rozpiera mnie energia, co kiedyś było nie do pomyślenia. Wymyślam coraz to nowe sposoby na aktywne spędzanie czasu poza pracą. Pomagam też wielu ludziom. Nie z poziomu dietetyka czy instruktora, bo nie jestem nikim takim. Robię to wyłącznie na podstawie własnych doświadczeń i staram się być dla nich mentorem, aby czuli, iż nie są samotni ze swoimi problemami i ktoś w pełni ich rozumie.
Jak reagujesz na komplementy, kiedy dawni znajomi, przez których kiedyś doznawałaś upokorzeń, dziś mówią: „Agnieszka, ale jesteś piękna!”?
To miód na moje serducho (śmiech). Oczywiście, że się cieszę i dziękuję. Może to trochę próżne, ale jak każda chyba kobieta uwielbiam być komplementowana. Pod warunkiem, że jest to szczere.
A dla ciebie, czym jest kobiece piękno?
Piękna kobieta ma piękny umysł i błysk w oku. Oczy są zwierciadłem duszy i w tych oczach widzę, czy ktoś jest szczęśliwy, czy też nie. Oczywiście, że należy dbać o siebie, o swoje zdrowie, ale wszystko w życiu opiera się na równowadze. Pozwólmy sobie być idealnie nieidealne, bo to chyba jest najpiękniejsze. Nie sztuczne i plastikowe, wygładzone twarze i ciała, ale naturalne, zdrowe i zadbane sylwetki.
Partnerem artykułu jest Dermika