Blisko ludziKomornik: facet nie płaci, bo nie chce. Wspiera go w tym nowa żona, przyjaciele i pracodawca

Komornik: facet nie płaci, bo nie chce. Wspiera go w tym nowa żona, przyjaciele i pracodawca

Mają nowe dzieci i nie chcą płacić na te z poprzedniego związku. W ukrywaniu dochodów pomaga im cała rodzina oraz pracodawcy. O tym, kto w Polsce nie płaci alimentów i dlaczego, opowiada Robert Damski, komornik sądowy przy sądzie w Lipnie, członek Zespołu Ekspertów ds. Alimentów powołanego przez Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka.

Komornik: facet nie płaci, bo nie chce. Wspiera go w tym nowa żona, przyjaciele i pracodawca
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Jeśli mówimy o tym, że ktoś nie płaci alimentów, to najczęściej myślimy o mężczyźnie. Czy zdarza się, że kobiety także unikają płacenia na swoje dzieci?
Rzeczywiście, 90 proc. dłużników alimentacyjnych to ojcowie. Niepłacąca matka to na tyle rzadkie zjawisko, że za każdym razem, kiedy pojawia się w naszej kancelarii ojciec domagający się od matki alimentów na dziecko, wywołuje to pewne poruszenie.

*Dlaczego kobiety nie płacą? To alkoholiczki? Kobiety z patologicznych środowisk?
*
Czasami tak się zdarza. Ale zdecydowana większość przypadków to kobiety, które są w nowych związkach, a obecny partner nie chce, by ich pieniądze wydawane były na dzieci z poprzedniego związku. One nie chcąc stracić partnera, przestają więc płacić alimenty.

W jaki sposób kobiety tłumaczą się z niezapłaconych alimentów?
Tak samo jak mężczyźni. Ja dłużników alimentacyjnych dzielę na cztery kategorie. Będę mówił o mężczyznach, bo ich zdecydowanie częściej spotykam. Ale można to też odnieść do 10 proc. niepłacących pań. Pierwsza kategoria to tzw. „Piotruś Pan”. Jest to człowiek, który przychodzi do mnie zazwyczaj z mamą. To matka go tłumaczy. Opowiada, że ta jego była żona, to zła kobieta była, a te dzieci, to na pewno nie są jego. Druga kategoria dłużników, to „Smerf Ciamajda". Przychodzi do mnie taki Ciamajda i zarzeka się, że kocha swoje dzieci, ale nie ma pracy i nie może na nie płacić. Sugeruje, że gdybym mu pomógł znaleźć zajęcie, to z pewnością spłaciłby długi. Ja nie jestem biurem pośrednictwa pracy, ale nawet gdybym chciał mu pomóc, to jest to trudne, bo zwykle taki dłużnik nie ma wykształcenia ani żadnego doświadczenia. A w dodatku uważa, że żadna praca nie jest go godna. Kolejny dłużnik to „Latający Holender”, człowiek, któremu się wydaje, że po przekroczeniu granic Polski obowiązek alimentacyjny znika i dlatego przestaje płacić. Czwarty typ to „Lisek Chytrusek”. Całkiem nieźle mu się powodzi, ale ma nową rodzinę i nie chce płacić, jak tłumaczy, na „byłe dzieci”. Teraz ma już „nowe.” Z tamtymi nie ma kontaktu, bo podobno była żona mu to utrudnia.

Czasami rzeczywiście matki utrudniają ojcom kontakt z dziećmi.
Tak bywa. Ale też bardzo często ci ojcowie jakoś szczególnie nie zabiegają o to, by mieć stały kontakt z dzieckiem. Zapytałem niedawno jednego, kiedy próbował się ze swoim dzieckiem kontaktować. Odpowiedział, że dwa lata temu wysłał mu zaproszenie do znajomych na Facebooku.

W Polsce komornikowi udaje się ściągnąć tylko 20 proc zaległych alimentów. W Danii jest to ok. 80 proc. Co należałoby zrobić, żeby u nas ta egzekucja była lepsza?
Przede wszystkim należy zmienić świadomość społeczeństwa. Powiedzmy sobie wprost, ten kto nie płaci alimentów to nie cwaniak, któremu udało się oszukać komornika. To człowiek, który oszukał własne dzieci. Pamiętajmy, niepłacenie alimentów to przemoc ekonomiczna i to należy społeczeństwu uświadomić. Być może wtedy zmieni się podejście do alimenciarzy. Dziś widzimy, że wspiera ich „zorganizowana grupa wspierająca" - mamusia, tatuś, cała bliższa i dalsza rodzina, która pomaga ukrywać majątek. Byłem niedawno u dobrze zbudowanego mężczyzny i chciałem zająć na poczet alimentów domową siłownię. Matka dłużnika, na oko osiemdziesięcioletnia staruszka, zarzekała się, że to jej sprzęt i ona na nim ćwiczy. Dłużników wspierają także ich pracodawcy, którzy chętnie część wynagrodzenia płacą pod stołem lub w formie diety. A ona nie podlega zajęciu.

*Sporo ostatnio mówi się o objęciu alimenciarzy dozorem elektronicznym. Czy to dobry pomysł? *
Uważam, że tak, bo to by pomogło wychwycić pracujących na czarno. Dziś, gdy idę do zakładu, o którym wiem, że pracuje w nim dłużnik, słyszę, że on przyszedł tu tylko na kawę. Dozór elektroniczny pokazałby, że przychodzi na kawę codziennie na osiem godzin. To też lepsze rozwiązanie niż karanie dłużnika więzieniem. Pobyt w zakładzie karnym stygmatyzuje dziecko, bo przykleja się do niego łatka dziecka kryminalisty. Poza tym utrzymanie więźnia jest drogie, bo kosztuje aż 3 tys. zł miesięcznie. A dozór elektroniczny tylko 300 zł.

Słyszałam też, że ministerstwo chce utworzyć rejestr dłużników alimentacyjnych. Czy to dobry pomysł?
Tak, od dawna jestem zwolennikiem rejestru. Uważam, że powinny do niego trafiać osoby, gdy zaległość wobec dzieci przekroczy wysokość trzymiesięcznych alimentów. Taki wpis od razu pokazywałby pracodawcy, dlaczego pracownik namawia do płacenia wynagrodzenia pod stołem i informowałby go o tym, że zatrudnia oszusta. Dłużnik alimentacyjny miałby także kłopoty z zaciągnięciem kredytu czy nawet kupnem telefonów. Pojawiające się kłopoty kazałyby mu się dwa razy zastanowić, zanim przestanie płacić na własne dzieci.

Zobacz także:

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (38)