Blisko ludziKredyt na wesele. "Spłacałem go jeszcze po rozwodzie"

Kredyt na wesele. "Spłacałem go jeszcze po rozwodzie"

Kredyt na wesele. "Spłacałem go jeszcze po rozwodzie"
Źródło zdjęć: © 123RF
Przemysław Bociąga

24.05.2019 16:45, aktual.: 25.05.2019 13:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Polacy zadłużają się, by ich wesele wyglądało jak z bajki. Dziś na imprezę tego typu, byle z pompą, liczyć trzeba nawet tysiąc złotych na osobę. Bierzemy więc kredyt i dopieszczamy detale, nie licząc się z konsekwencjami. Nawet takimi, że raty kredytu spłacamy czasem dłużej, niż trwa małżeństwo.

Na zdjęciu inżynier mówi do robota: "Niestety, nigdy nie będziesz miał inteligencji człowieka". "Kretynie, wziąłeś kredyt na wesele. Na cholerę mi twoja inteligencja?" – odpowiada robot.

Choć tych i podobnych żartów, a także internetowych połajanek, można znaleźć mnóstwo, równie dużo jest artykułów przekonujących, że kredyt "na jeden wieczór tańca" to dobry pomysł. Przyszli państwo młodzi radzą się tych bardziej doświadczonych. Wykopowicz Terki tłumaczy: "zamierzam wydać na wesele 60 tys. złotych. Ja mam 20, narzeczona – 10. Pozostałe 30 trzeba dobrać w postaci pożyczki. Jak wszystko zliczyć, i tak okaże się, że złotych klamek i szampana Dom Perignon nie będzie. Chcę zrobić wyśmienite wesele, a nie mam pieniędzy. Moje szczęście jest tego warte".

Jak zwykle w takich sytuacjach, rozwiązuje się worek z "dobrymi" radami. Oto jedna z nich: "weź na siebie 10 tys., a narzeczonej niech rodzina pomoże. Nie bierz z nią kredytu przed ślubem, chce wesele i ślub, to niech rodzice zasponsorują".

Dziewczyna odeszła, kredyt został

Kwota do "zasponsorowania" nie jest mała. Jak podaje Anna Matusiak, współwłaścicielka agencji ślubnej Ann&Kate, kiedy planują śluby dla swoich klientek, liczą po tysiąc złotych na jednego gościa. – Oczywiście to zależy, ale przy weselu na sto osób ten przelicznik się sprawdzi. Chodzi tu o wesele z klasą i na poziomie, ale bez przesady – wyjaśnia. – Bo oczywiście można zrobić za pół miliona wesele na 80 osób – dodaje.

Niezależnie jednak od tego, czy chodzi o pięćset, czy o sto tysięcy, dla znakomitej większości nowożeńców jest to kwota, którą trudno osiągnąć bez jakiegoś rodzaju finansowego lewara. Na etapie, na którym zawieramy małżeństwa, zazwyczaj raczkuje również nasze życie zawodowe, a tak zwane osobiste finanse są w powijakach. A nawet jeśli nie są, dla oszczędności można znaleźć lepsze zastosowanie. Dlatego część nowożeńców decyduje się zabezpieczyć stabilność finansową pożyczką, którą spłacać będą latami. Choć to złudne – płacą przecież odsetki – oszczędności zostają "na czarną godzinę".

W takiej sytuacji był Maciek. Trzydziestoletni dziś mężczyzna od początku był niechętny dokładnemu planowaniu wesela, ale jego ówczesna narzeczona chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. – Wesele miało być jak na tych pięknych fotkach, które całymi dniami oglądała w internecie. Girlandy światełek, stoły w ogrodzie, rozkładany parkiet i jazzująca orkiestra, do tego oczywiście najlepsze jedzenie.

Maciek, który sześć lat temu dopiero skończył studia prawnicze i zaczynał aplikację, nie miał praktycznie żadnych oszczędności, a ślub to przecież dopiero początek poważnego życia. Zdecydowali się pożyczyć 30 tys. złotych. Koszty urosły, do kwoty rodzice dorzucić musieli jeszcze po 10 tys., przy czym jego przyszli teściowie również zobowiązali nowożeńców do zwrotu pieniędzy.

Wesele udało się, choć nie bez niewypałów – rozważali nawet podanie do sądu restauracji, która nie do końca przestrzegała z góry ustalonego menu, tłumacząc się brakami w zaopatrzeniu. Zupełnie źle skończyło się jednak... samo małżeństwo. – Trzy lata po weselu nie spłaciłem jeszcze wszystkiego, a już planowałem ślub z nową narzeczoną – mówi dziś Maciek. Dziś zarabia znacznie lepiej, a Dorota – jego druga narzeczona – również dokłada się do domowego budżetu, ale kredyt na ślub odczuwał długo. Czuje, że ten dług ustawił jego życie w niewłaściwy sposób i podciął mu skrzydła na starcie.

Wesele nie po myśli

"Nigdy nie wziąłbym na jedną noc zabawy kredytu, który później będę spłacał latami". To najczęstsza rada, jaką spotkać można na forach, gdzie młodzi radzą się w kwestii finansowania wesel. Rzeczywiście, jeśli tak postawić sprawę, trudno zrozumieć nowożeńców decydujących się na podobny krok. O to, co właściwie kupujemy, płacąc za "jedną noc zabawy", pytam wedding plannerkę Annę Matusiak.

– Z moją wspólniczką o naszym zawodzie mówimy, że sprzedajemy marzenia. Ludzie kupują u nas emocje i wspomnienia. I choć uważam, że kredyt może być przesadą – choć to oczywiście zależy od możliwości jego spłacenia – to jednak uważam, że to właśnie coś, czego koszt warto ponieść - odpowiada.

Matusiak zwraca uwagę, że czasy wyjątkowo sprzyjają robieniu sobie tego typu prezentów. Jako upominki coraz częściej wręczamy "bony na wyjątkowe przeżycie", jak podróż, lot balonem czy jazda na torze wyścigowym. Wiemy już, że kupić można wszystko, a to, co zostaje z nami na zawsze, to właśnie doświadczenia. – Wbrew polskiej tradycji my mówimy naszym klientom, że wesele nie jest dla gości, ale dla nich. To oni płacą duże pieniądze i mają prawo oczekiwać wyjątkowego dnia – tłumaczy wedding plannerka.

W Polsce to w dalszym ciągu podejście niedostatecznie ugruntowane. Magda i Tomek są przed trzydziestką, ślub brali trzy lata temu. – Byłam jedną z tych szurniętych dziewczyn, które musiały mieć wszystko dopięte na ostatni guzik – śmieje się dziś Ania. Mówi, że "po prostu taka jest". Miała więc konkretne oczekiwania co do lokalizacji, wystroju sali, DJ-a, jedzenia i usadzenia gości. Brakowało tylko pieniędzy.

Z ofertą przyszli rodzice Tomka. Zaoferowali właściwie dowolną kwotę – w każdym razie do jakichś stu tysięcy złotych pieniądze nie były problemem. Teściowa oczekiwała w zamian tylko jednego – kontroli. I to było za dużo. – Byłam gotowa negocjować. Choć od początku obstawiałam DJ-a, mogłam zgodzić się na dobry zespół, ale taki, który w ofercie nie miałby zabaw weselnych i piosenek typu "Bara bara" – mówi Ania. – A teściowa na to: "ale co powiedzą ciocie i wujkowie". Szczerze, to ja mam te ciocie w d**e. To miała być impreza dla nas i naszych bliskich przyjaciół i znajomych – zaperza się dziewczyna.

Na kilka miesięcy przed terminem ślubu Ania i Tomek odbyli pierwszą w swoim rozpoczynającym się życiu rodzinną naradę. Na szczęście przyszły mąż poparł dziewczynę, co do dziś uważa za dobrą prognozę co do ich małżeństwa. Zdecydowali się podziękować rodzicom za wsparcie, a wesele zorganizować na kredyt. – Jasne, nie wszystko wyszło idealnie, bo wzięliśmy mniejszą pożyczkę niż dostalibyśmy od rodziców. Ale to było nasze wesele i to jest najważniejsze – tłumaczy dziś dziewczyna.

Mama rządzi

Anna Matusiak ma podobne doświadczenia. – Bardzo często w rozmowie z parą na pierwszym spotkaniu pytamy, kto płaci na wesele. Może to nieelegancko, ale ważne, żeby sobie to wyjaśnić na samym początku. Bo czasami szukamy czegoś dla panny młodej, pracujemy nad tym, a potem przychodzi mama i mówi, że za to nie zapłaci, bo to jest nie w jej stylu - opowiada. Podkreśla, że nie ma zasady – czasem młodzi przychodzą z rodzicami i nie odzywają się sami w trakcie całego spotkania. Ale zdarza się też, że rodzice płacą, ale w proszą, by ustalać szczegóły z dziećmi.

Kredyt na kilka godzin dobrej zabawy? Brzmi to kontrowersyjnie, choć dokładnie wpasowuje się w stereotyp o roszczeniowych millenialsach nastawionych na życie chwilą bez brania pod uwagę konsekwencji. Z drugiej strony przerabialiśmy już tyle weselnych trendów, od upominków dla gości po fotobudki z pamiątkowymi zdjęciami. Może inwestycja w zwyczajnie dobre wspomnienia warta jest wsparcia finansowego, nawet za tak wymierną cenę, jak kilka lat spłacania z odsetkami?

Co sądzisz o wydawaniu bajońskich sum na wesele? Pisz do nas przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
weselekredytwedding planner