Kto płaci ten wymaga, czyli randkowe porachunki
W idealnym świecie, gdy chłopak zaprasza dziewczynę na pizzę, to chce zjeść pizzę w towarzystwie dziewczyny – a ciąg dalszy po pizzy zależy od was obojga. W rzeczywistości: kto płaci, ten wymaga.
Vadima poznałam na przejściu dla pieszych. Zapaliło się czerwone światło, Vadim odwrócił się i zagadał po francusku. Po chwili okazało się, że umie też po polsku, bo polskiego nauczył się na filmach Kieślowskiego. Oczywiście, jestem pod wrażeniem! Podryw na kulturę zawsze w cenie (chociaż skrycie marzę, żeby usłyszeć kiedyś legendarne „czy bolało, gdy spadałaś z nieba?”), do tego mam wakacje w Paryżu, Vadim „Trzy kolory” na półce i zielone światło: tak, możemy umówić się na kawę.
Ale dwa dni później Vadim zmienia zdanie. Może nie kawa, może pizza i wino. Zarezerwował stolik, zaprasza. Różnica polega na tym, że kawa to kilka euro, pizza i wino: kilkadziesiąt. Po dwóch godzinach talerze są puste, ja proponuję podział rachunku, ale Vadim zapiera się, że on zapraszał, że kto to widział, że nie ma mowy. I wykłada pieniądze na stół.
W tym momencie zmienił reguły gry, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bo Vadim, którego poznałam na pasach był sympatyczny, nie narzucał się w żaden sposób. Vadim, z którym wyszłam z restauracji, uznał, że ma prawo objąć mnie w pasie i już sympatycznie nie było. Mimo, że w restauracji nie wydarzyło się nic szczególnego, siedzieliśmy naprzeciwko siebie i jedliśmy, spory hałas, nawet nie za bardzo było jak pogadać.
Gdy zdjęłam rękę Vadima i powiedziałam, że się nie zrozumieliśmy, że ja na takie zbliżenia nie mam ochoty - on uznał chyba, że pizza i wino kosztowały za mało. Zdziwił się trochę, prawda, ale nie stracił animuszu i z uśmiechem zaproponował piwo. A na piwnych ogródkach zaczął niebezpiecznie blisko przysuwać swoje siedzenie do mojego, zupełnie ignorując, że ja odsuwam się w przeciwnym kierunku. Po godzinie naszej wędrówki krzeseł, kelnerka przyniosła rachunek. Ja stanowczo wyjęłam portfel i mówię, że płacę za drinki, skoro on wydał na kolację. Wtedy zdarzył się cud.
Vadim w sekundę odzyskał rozum, przestał prężyć muskuły i ładować mi się z taboretem na kolana. Jak ręką odjął. Nie kombinował gdy odprowadzał mnie na metro i nie zdziwił, gdy powiedziałam, że więcej to się na kawę nie umówimy. Nie obraził się też jakoś specjalnie i normalnie podziękował za wieczór.
Więc nic za darmo. W idealnym świecie, gdy chłopak zaprasza dziewczynę na pizzę, to chce zjeść pizzę w towarzystwie dziewczyny – a ciąg dalszy po pizzy zależy od was obojga. W rzeczywistości: kto płaci, ten wymaga.