Kupiła "yorka" za 2 tys. zł. W domu "horror zaczął się na dobre"
Z badań CBOS wynika, że los czworonogów leży na sercu większości Polaków. Aż 90 proc. ankietowanych nie zgadza się na okrutne traktowanie zwierząt. Z drugiej strony szacuje się, że w Polsce działa od 5-10 tys. pseudohodowli. Zwierzęta stają się w nich żywym towarem, na którym łatwo zarobić, nie zważając na ich dobrostan.
Sylwia odebrała wymarzonego szczeniaka rasy york, gdy ten skończył ósmy tydzień życia. Wydała na niego 2 tys. zł. Nic w zachowaniu hodowcy nie wzbudzało jej podejrzeń. - Tekst ogłoszenia uśpił moją czujność. Hodowca podkreślał w nim, jak dużym szacunkiem darzy zwierzęta. A kiedy odbieraliśmy Lilkę, była wesołym, pełnym życia szczeniaczkiem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Gdy Sylwia przywiozła psa do domu, zauważyła, że zwierzak ma oznaki zarobaczenia i zapchlenia. - Rano byłam już u weterynarza. Lilka pozornie wydawała się zdrowa. Otrzymała podstawowe szczepienia i zalecenie obserwacji - kontynuuje. Wieczorem szczeniak zaczął kaszleć. Z dnia na dzień objawy choroby się nasilały. Doszła też biegunka, awersja do jedzenia oraz spadek glukozy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Wróciłam natychmiast do gabinetu weterynarza. Lilka nie otrzymała diagnozy, tylko wskazanie do hospitalizacji oraz podejrzenie pawrowirozy. Wtedy horror zaczął się na dobre. Zastanawiałam się, jak 700-gramowy pies ma sobie poradzić z tak trudną walką o życie - wspomina opiekunka szczeniaka.
W głowie Sylwii mnożyły się czarne scenariusze. Po serii badań okazało się, że zwierzę jest niedożywione, cierpi na pogłębioną anemię oraz ostre zapalenie oskrzeli i płuc. - Moja Lila przeszła przez piekło przyjmując ponad 100 zastrzyków. Wszystkiego można byłoby uniknąć, gdyby nie pogoń pseudohodowców za pieniędzmi - komentuje.
Sylwia natrafiła w internecie na więcej osób, które kupiły szczenięta od "hodowców" Lili. Wtedy uświadomiła sobie, z jakim procederem ma do czynienia. Wraz z innymi poszkodowanymi walczy obecnie o powstrzymanie cierpienia w pseudohodowli, z której kupiła pupila.
- Zawsze szukam w każdej sytuacji pozytywów. Wierzę, że Lilka pojawiła się w moim życiu nie bez powodu. Pseudohodowcy z pewnością nie podjęliby walki o jej zdrowie. Dlatego tak ważne jest, aby nie wspierać okrutnych działalności podobnych psich ferm i wspólnymi siłami zakończyć cierpienie niewinnych istot - podsumowuje.
Niechciany pies
Majka trafiła pod skrzydła stowarzyszenia PsiTulas z Poznania. Poprzedni właściciele kupili suczkę na popularnym portalu sprzedażowym - Chcieli mieć shih tzu. Szczeniak początkowo przypominał przedstawicieli razy, ale gdy urósł, znacznie się zmienił. Szybko okazało się, że jest zwykłym kundelkiem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wolontariuszka Maria.
Suczka zrobiła się w końcu za duża. Jej opiekunowie postanowili, że powinna zamieszkać na podwórku. - Wystawiono ją na zewnątrz. Od tamtej pory ogródek stał się jej domem. Nie została wysterylizowana, więc z czasem zaszła też w ciążę. Do naszego stowarzyszenia trafiły też jej młode - dodaje Maria.
- Wystawiliśmy Majkę do adopcji. Zainteresowanie było naprawdę ogromne. W końcu trafiła do kochającego domu w Bytomiu. Do dziś mamy kontakt z jej nowymi właścicielami. Przesyłają nam zdjęcia suczki, informują o tym, jaki jest jej stan zdrowia i samopoczucie - wspomina Maria.
Z obserwacji wolontariuszy wynika, że pseudohodowle stanowią wciąż duży problem. Wydawane są z nich bowiem schorowane zwierzęta z problemami behawioralnymi, które prędzej czy później porzucane są przez opiekunów.
Na leczenie psa z pseudohodowli wyda 30 tys. zł
Patrycja znalazła w internecie ogłoszenie o sprzedaży bokserów. Zanim pojechała na miejsce, wykonała kontrolny telefon do hodowcy. Zapytała o najistotniejsze kwestie, w tym stan zdrowia szczeniaków oraz przynależność hodowli do oficjalnych stowarzyszeń kynologicznych.
- Pan, z którym rozmawiałam, przyznał, że nie mam się o co martwić. Wysłał mi nawet zdjęcia psiaków. Potem poprosił o zaliczkę. Wpłaciłam pieniądze, a dopiero po fakcie odkryłam, że fotografię wykonano w blaszanym pomieszczeniu gospodarczym - opowiada.
Szczeniak kosztował Patrycję 2 tys. złotych. To był tylko początek kosztów związanych z utrzymaniem zwierzaka. - Gdy tylko odebraliśmy go od hodowcy, pojechaliśmy do weterynarza. Pies miał katar i nie trzymał moczu. Lekarz potwierdził przeziębienie. Potem przyszło najgorsze. Po kilku badaniach okazało się, że szczeniak ma ciężką dysplazję obustronną - wyznaje ze smutkiem Patrycja.
Na przywrócenie ukochanego pupila do zdrowia Patrycja wydała do tej pory 18 tysięcy złotych. - Lusio ma już za sobą jedną operację. Czeka go jednak kolejna, bo niedawno zdiagnozowano u niego steroidozależne zapalenie tętnic i opon mózgowych. Mimo że ma już ponad rok, wciąż nie może przytyć. Odkąd wzięliśmy go do domu przyjmuje leki, żeby sprawnie funkcjonować. Szacujemy, że całkowite koszty leczenia wyniosą 30 tys. zł - dodaje.
Patrycja bardzo kocha swojego boksera. Mówi wprost, że zrobi wszystko, aby pomóc mu żyć bez bólu i cierpienia.
- Próbowałam dojść do porozumienia z hodowcą. Poprosiłam o zwrot pieniędzy za psa i jedną operację. W odpowiedzi zadzwonił weterynarz, z którym ten pan współpracował. Zarzucił mi, że stan zdrowia psa to wina chorób nabytych, a nie genetycznych - wspomina. - Postanowiłam, że nie będę już zwlekać i podam nieuczciwego hodowcę do sądu. Teraz nie chcę już żadnej ugody - podsumowuje.
Sygnały alarmowe
Jak wskazuje behawiorystka Marta Regnowska, pseudohodowle zamykają zwierzęta w pomieszczeniach, nie pozwalając im na eksplorację świata, zetknięcie się z nowymi bodźcami, takimi jak możliwość poznawania nowych miejsc, spacerowania po różnych powierzchniach.
- Psy z pseudohodowli mają najczęściej kontakt tylko z jednym człowiekiem, który przynosi im coś do jedzenia i nie spędza z nimi zbyt wiele czasu. Pseudohodowcy burzą w ten sposób fundament wychowywania czworonogów, nie dbając o ich socjalizację pierwotną. Straty są wówczas trudne lub niemożliwe do nadrobienia - wskazuje.
Wśród najczęstszych problemów behawioralnych psów wychowanych w pseudohodolwach specjalistka wymienia trudność z przyzwyczajeniem się do wielu bodźców zewnętrznych, niechęć do nawiązywania kontaktu z człowiekiem oraz ogólną lękliwość. Marta Regnowska uczula, aby przed zakupem szczeniaka, przyjrzeć się dokładnie kilku ważnym kwestiom.
- Zacznijmy od rodziców pieska. Pamiętajmy, że to właśnie suka uczy młode wielu podstawowych rzeczy, np. stawia granice czy przerywa zbyt duże pobudzenie. Następnie przyjrzyjmy się samemu szczeniakowi, zwłaszcza stanowi jego skóry, sierści oraz zachowaniu. Poprośmy też hodowcę, aby wyszedł z nim na zewnątrz. Wtedy sprawdzimy, jak pies reaguje na bodźce zewnętrze. Wszelkie objawy paniki czy strachu powinny wzbudzić nasz niepokój - podkreśla behawiorystka.
Istotna jest też rozmowa z hodowcą. - Jeśli nie będzie w stanie określić charakteru szczeniaka, to znak, że ich nie zna i w związku z tym nie poświęca czasu na socjalizację. Każdy odpowiedzialny hodowca powinien móc doradzić przyszłemu właścicielowi, jakiego czworonoga powinien dobrać do swojego temperamentu i trybu życia - podsumowuje.
Prowadzenie hodowli to trudna praca
Natalia Kühn-Rutkowska, właścicielka hodowli Hasające Baski FCI, zachęca do sprawdzenia dokumentacji psów, w tym rodowodów i wyników badań oraz odwiedzenia hodowli i uważnej obserwacji warunków, w jakich trzymane są zwierzęta. - Dobry hodowca wypyta nowych właścicieli o to, jaki dom chcą zapewnić szczenięciu. Upewni się też, że nowy nabywca rozumie, czego potrzebuje dana rasa - podkreśla.
Hodowczyni wskazuje, dlaczego nie warto kierować się niską ceną podczas kupna czworonoga. W rzeczywistości wychowanie szczeniąt jest kosztowne i obejmuje pokrycie samicy, wychowanie zdrowych szczeniąt, czyli pełnowartościowe żywienie, badania lekarskie oraz samą opiekę nad maluchami.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl