Listy, których świat nie zapomni: Samobójczy list Rebekki
18.04.2017 12:23, aktual.: 18.04.2017 14:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W kolejnej odsłonie naszego cyklu przedstawiamy pełną dramatów historię miłosną, z którą może utożsamić się każda zraniona kobieta. Spotyka się w niej dwoje pisarzy, których pasja przerodziła się głębokie uczucie. Uczucie, które nieomal doprowadziło do tragedii. Prezentujemy samobójczy list, który Rebecca West napisała do swojego kochanka H.G. Wellsa tuż po tym, jak złamał jej serce.
Rebecca West, a właściwie Cicely Isabel Fairfield, była brytyjską powieściopisarką i krytykiem literackim piszącym dla takich tytułów jak "The Time" czy "Sunday Telegraph". Wielokrotnie nagradzana, cieszyła się ogromnym szacunkiem wśród kolegów z branży. Mimo to pozostawała odporna na zaloty wielu adoratorów. Do czasu, aż poznała Wellsa i jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Herbert George Wells uznawany jest za pioniera gatunku science fiction. Spod jego ręki wyszły takie dzieła jak "Wojna Światów" czy też "Wehikuł czasu", które do dziś uwielbiane są przez miliony fanów na całym świecie. Jednak to jego powieść ”Małżeństwo” pchnęła go w ramiona Rebekki. W zasadzie zrobiła to recenzja, jaką pisarka opublikowała po przeczytaniu książki Wellsa. Nazwała go w niej ”starą panną powieściopisarzy”. Zaintrygowany zjadliwością i ciętym dowcipem autorki, Herbert zaprosił Rebeccę na kolację, podczas której para zakochała się w sobie.
Ich burzliwy romans trwał kilka miesięcy, aż do marca 1913 roku, kiedy to Wells, żonaty i starszy od ukochanej o 26 lat, postanowił go zakończyć. Był to dla niej tak ogromny cios, że w porywie chwili autorka, chcąc targnąć się na swoje życie, napisała do pisarza list, w którym bardzo emocjonalnie opisuje swoje położenie.
Groźba samobójstwa nie została jednak przez nią spełniona i już w roku 1914 para wróciła do siebie i wzięła ślub, którego owocem był ich syn Andrew. Mimo to historia Rebekki i Herberta nie kończy się prawdziwym happy endem. Ich małżeństwo rozpadło się bowiem po 9 latach wspólnego życia.
Drogi H.G.,
w ciągu następnych kilku dni strzelę sobie w głowę albo popełnię jakiś inny czyn, który zakończy się dla mnie czymś gorszym niż śmierć. W każdym razie stanę się zupełnie inną osobą. Nie zamierzam dać się okraść z własnej śmierci.
Nie pojmuję, dlaczego chciałeś mnie trzy miesiące temu, a teraz już mnie nie chcesz. Chciałabym wiedzieć dlaczego tak jest. Nie rozumiem tego i gardzę tym. Najgorsze zaś, że pogardzam też Tobą i nienawidzę Cię, ponieważ stanąłeś pomiędzy mną a moim spokojem. Oczywiście masz rację. Nie mam nic, co mogłabym Ci dać. Dla Ciebie liczą się jedynie podniety i opieka. Nie pragniesz jednak więcej podniet, a ja nie zapewniam ludziom opieki. Opiekuję się tylko poważnie chorymi. Stosuję tę regułę aż do przesady. Po namyśle dochodzę do wniosku, że najbardziej przydałam się mojej matce, kiedy wyprowadzałam ją z płonącego domu.
Zawsze wiedziałam, że śmiertelnie mnie skrzywdzisz, jednak liczyłam na to, że dane mi będzie wybrać czas i miejsce. Podświadomie przez cały czas byłeś mi wrogi, a ja próbowałam cię zjednać, niszcząc swoją miłość i ograniczając ją do tej małej rzeczy, której pragnąłeś najbardziej. Stykając się z wrogością zawsze ponoszę klęskę, ponieważ umiem tylko kochać. Związałeś się z niewłaściwą osobą. Chcesz świata pełnego ludzi, którzy tulą się do siebie jak szczeniaki, kłócą się i zabawiają ze sobą, a nie takich, którzy płoną. Nie potrafisz zrozumieć osoby, która tak bardzo nienawidzi upokorzeń związanych z emocjonalną porażką, że dwukrotnie próbuje się zabić: to dla Ciebie śmieszne. Ja z kolei nie potrafię zrozumieć człowieka, który z radością rozpala ogniska, a jednocześnie pielęgnuje w sobie nienawiść do ognia: to dla mnie śmieszne.
Zrujnowałeś mnie, dosłownie. Spłonęłam po same fundamenty. Może się odbuduję, a może nie. Powtarzasz, że obsesje są uleczalne. To prawda. Jednak ludzie tacy jak ja rzucają się ku coraz nowym pasjom i jeśli któraś wymknie im się z rąk, opadają w puste pełne trocin miejsca, gdzie nie ma już żadnych pasji. Postąpiłeś ze mną bezwzględnie. Wiesz o tym. Dlatego próbujesz przekonać sam siebie, że jestem prostacką, rozpustną i niestałą istotą, więc to, co robisz, nie ma żadnego znaczenia. Kiedy powiedziałeś mi: ”Mówisz niemądrze, Rebecco”, zrobiłeś to z takim przekonaniem, jakbyś naprawdę mnie na tym przyłapał. Uważam, że nie masz racji. Wiem jednak, że czerpał będziesz ogromną satysfakcję z przekonania, że jestem niezrównoważoną młodą kobietą, która upadła w twoim salonie po jakże zbędnym ataku serca.
To subtelne pochlebstwo. Nienawidzę cię jednak, próbujesz spłycić to, co szczerze dla Ciebie robiłam. Uczyniłeś to już wcześniej, kiedy napisałeś mi, że jesteś ”cenniejszy, niż mi się wydaje”. Zasugerowałeś w ten sposób, że przewidziałam weekend w Brighton Metropole z Horatio Bottomleyem. A przecież napisałam, że Cię kocham. Powtórzyłam to również w piątek, kiedy stwierdziłeś, że potrzebowałam jedynie porządnej zabawy i że nie byłam zgorszona, lecz podekscytowana ludźmi, którzy w brzydki sposób opowiadali o rzeczach prawdziwie pięknych. To bardzo okrutne. W mojej miłości do Ciebie widziałeś kiedyś piękno i odwagę. Ja wciąż je dostrzegam. Zachowujesz się jak nieszczęśliwa stara panna i sądzisz, że kobieta desperacko i beznadziejnie zakochana w mężczyźnie to wynaturzenie i nieprzyzwoite widowisko. Musiałbyś jednak być zbyt wrażliwy, by poczuć to samo.
Oddałabym wszystko, by znowu paść w Twoje objęcia.
Szkoda, że mnie nie kochałeś, szkoda, że mnie nie lubiłeś.
Twoja
Rebecca
P.S. Nie pozostawiaj mnie zupełnie samej. Napisz do mnie czasem, jeśli wciąż będę żyła. Chyba lubisz mnie na tyle, aby to zrobić. A może tylko to sobie wmawiam.