Los kobiet w okupowanym Przemyślu był tragiczny. Niektóre musiały kupczyć ciałem
We wrześniu 1914 roku Rosjanie rozpoczęli oblężenie Przemyśla. Zamknięte w twierdzy kobiety były w tragicznej sytuacji. By przeżyć, kupczyły własnym ciałem.
Oczywiście zdarzało się również, że w oblężonym mieście zawierano związki, które najwyraźniej opierały się na szczerym uczuciu. "Dzień ten jest dla mnie dniem błogosławionym" – pisał z iście rozczulającym zachwytem porucznik Stanisław Tyro. "Dziś po raz pierwszy całowałem i pieściłem moją cudną Waleryę, pannę, której w piękności żadna inna w Przemyślu nie dorówna". Często jednak takie relacje nawiązywane w warunkach oblężenia miały w sobie pewien element transakcji.
Wyraz miłości? Sardynki w puszce!
W zablokowanym mieście o atrakcyjności danego mężczyzny nie decydowały bowiem wygląd, wdzięk czy dowcip, ale dostęp do prowiantu. Niektóre z młodych kobiet, które przy doborze partnerów kierowały się rozsądkiem, otrzymywały wprost zdumiewające ilości jedzenia od swoich kochanków oficerów.
Aniela Wilk, córka emerytowanego palacza lokomotywy, żyła na kocią łapę z kapitanem, który był komendantem magazynu mundurów.
Kochanek zasypywał ją takimi ilościami mąki, ryżu, sucharów i masła, że gdy w styczniu 1915 roku miejska policja przeszukała mieszkanie jej matki, trzeba było aż dwóch furmanek, żeby zabrać cały ten bezprawnie zagarnięty prowiant.
Z kolei dwudziestojednoletnia Stefanie Haas została obdarowana przez swego narzeczonego, węgierskiego porucznika kawalerii, jedzeniem wystarczającym na miesięczne wyżywienie jej całej rodziny. Ponadto w Boże Narodzenie otrzymała zaproszenie na ekskluzywny wieczorek towarzyski w Forcie VII "Prałkowce", gdzie przygrywano jej na skrzypcach i częstowano szwajcarskim serem, kiełbasą oraz czekoladkami.
Uczucie, które w świecie zewnętrznym kochankowie okazywaliby brylantami lub perłami, w głodującej twierdzy wyrażali papierosami, puszkami sardynek oraz salami. Chociaż niektóre kobiety były wręcz wielbione, a bardzo nieliczne zarabiały na tym nawet spore pieniądze, mężczyźni prawie zawsze dzierżyli władzę w relacjach zawieranych w oblężonym mieście.
Zobacz również: Po czym rozpoznawano prostytutki w oblężonym Leningradzie?Pamiętniki z Leningradu. Unikatowa relacja konającego nastolatka z oblężonego miasta
Cena przeżycia
W szpitalach hierarchia wojskowa umieszczała mężczyzn-lekarzy ponad młodymi pielęgniarkami-ochotniczkami, które stawały się obiektem podekscytowanej męskiej fantazji i jednocześnie potępienia. Krążyły iście pornograficzne pogłoski, że kobiety pracują na tych stanowiskach wyłącznie po to, żeby "zaspokajać żądze oficerów i […] lekarzy […]. Żadna z nich nie chodzi w futrze, ale ich bielizna jest brudna!".
W rzeczywistości odpieranie zalotów ze strony natarczywych przełożonych w surowej instytucji medyczno-wojskowej musiało być bardzo trudne dla samotnych młodych kobiet, które przebywały z dala od domu. Wśród cywilów pozostałych w Przemyślu kobiety również były na gorszej pozycji, bo to mężczyźni mieli dostęp do jedzenia. Dziennik jurnego oficera 23. Dywizji Piechoty Honwedu – jego nazwisko się nie zachowało – wskazuje, do jakich nadużyć mogło dochodzić w tych warunkach. Na Węgrzech czekała na niego narzeczona, ale on lubił kobiece towarzystwo i miał mnóstwo wolnego czasu na zabawę.
W Przemyślu znalazł sobie tymczasową narzeczoną, niejaką "Mici", którą traktował w skandaliczny sposób. Zadawał się również z innymi kobietami, a kiedy Mici oskarżyła go o zarażenie chorobą weneryczną, wyrzucił ją z domu. Po tygodniu jednak wróciła. On znowu wykopał ją z łóżka w środku nocy, ale ona znowu do niego wróciła. Kobieta znika z dziennika tego "bohatera" i prawdopodobnie z jego życia dopiero 7 lutego, gdy oficer oznajmił jej, że dłużej nie może już jej żywić. Kobieta odeszła zapłakana.
"Latające księżniczki"
Zdarzały się jednak rzadkie przypadki, kiedy to kobiety, wykorzystując erotyczne fantazje mężczyzn na swój temat, były w stanie odwrócić ową relację władzy. Nikomu nie udało się to lepiej niż Elli i Helli, nazywanym "latającymi księżniczkami" twierdzy. Naprawdę nazywały się Ella Zielińska i Helena Dąbrowska, a swój przydomek zyskały dzięki temu, że zadawały się z lotnikami z samolotów stacjonujących w Przemyślu. Dobrze się bawiły również z oficerami elitarnej 23. Dywizji Piechoty Honwedu.
Otaczała je pewna aura zmysłowej tajemniczości. Na pewno były piękne. O Helenie mówiono, że "miała już za sobą pierwszy przypływ młodości, ale była smukła i ubierała się ze smakiem. Jej subtelne perfumy, radosny śmiech i miły głos czyniły ją bardzo atrakcyjną". Urok obu "księżniczek" daleko jednak wykraczał poza ich wygląd fizyczny. Przestawały tylko z najlepszymi i spływał na nie splendor otaczający lotników oraz żołnierzy oddziałów szturmowych. Dla całej reszty były niedostępne.
Rozpalały jednak męską wyobraźnię, a dla tych, którzy byli tego warci i których same wybrały, stanowiły idealne kochanki. Ella i Hella.
Miękkie samogłoski ich imion emanowały kobiecością, a przepyszny sposób, w jaki ów rym z łatwością przechodził przez usta, sugerował możliwość ménage à trois. Podobno w łóżku stanowiły istny dynamit. Krążyło całe mnóstwo opowieści o tych "latających księżniczkach". Niektórzy szeptali, że są rosyjskimi szpiegami, przez co zdawały się jeszcze bardziej pociągające. Te pogłoski okazały się na tyle uporczywe, że po upadku twierdzy skłoniły austro-węgierskie władze wojskowe do wszczęcia spóźnionego śledztwa w tej sprawie.
Czytaj też: Zabójczo skuteczne agentki wywiadu. Cztery kobiety, które odcisnęły głębokie piętno na biegu dziejów
Miłość i zdrada
Jedna z takich historii – raczej wątpliwej wiarygodności, ale pokazująca, jak wielki podziw budziły te młode kobiety – opowiadała o tym, jak Hella uwiodła pewnego oficera z dowództwa twierdzy. Był on bliskim przyjacielem lotników i bohaterem październikowych walk z Rosjanami, jego przełożeni zaś mieli do niego pełne zaufanie.
Kochankowie żyli w istnej idylli. Jadali najlepiej w twierdzy, a on nie miał zbyt wielu obowiązków, dlatego wspólne dnie wypełniały im romantyczne spacery i przejażdżki saniami. Kiedy w czasie jednej ze swoich wypraw odwiedzili jednostkę wojsk balonowych, jej dowódca dał się tak oczarować Helli, że zaproponował im lot balonem. Uwiązany do ziemi statek powietrzny wzniósł się wysoko w powietrze, zapewniając pasażerom wspaniałe widoki umocnień twierdzy i zasypanych śniegiem okolic Przemyśla.
Zgodnie z tą opowieścią Hella przez cały czas urabiała swego partnera. Kiedy w sekcji balonowej pojawił się wakat, namówiła go, aby poprosił o przydział do tej jednostki, zachowując jednocześnie dotychczasowe stanowisko w dowództwie twierdzy. Kiedy już znalazł się w nowej jednostce, czasami go tam odwiedzała i przekupywała załogę balonu upominkami w postaci słodyczy i rumu. W połowie grudnia załoga Przemyśla podjęła stanowczą próbę przerwania blokady na południowym zachodzie, aby połączyć się z austro-węgierską armią polową, która w końcu zaczęła posuwać się w stronę twierdzy.
Plan ucieczki
Kochanek Helli ciężko pracował, najpierw pomagał w planowaniu operacji w dowództwie, a potem, gdy atak już się rozpoczął, z kosza balonu śledził postępy nacierających oddziałów, stawiając czoło burzliwej pogodzie. Dowództwo twierdzy zachodziło w głowę, jak Rosjanie są w stanie przewidywać każde jego posunięcie. Operacja zakończyła się całkowitym fiaskiem. Honwedzi zostali odrzuceni, zdziesiątkowani i zdemoralizowani.
Po tej nieudanej próbie przerwania blokady zdrada, jakiej dopuścił się kochanek Helli, zaczęła mu coraz bardziej ciążyć. Swoim towarzyszom broni wydawał się apatyczny i przygnębiony. Obawiał się zdemaskowania, zwłaszcza gdy żandarmeria wojskowa zaczęła aresztować inne osoby podejrzewane o przekazywanie wrogowi tajemnic twierdzy. Hella jednak – jak mogli się spodziewać słuchacze tej opowieści – trzymała kochanka na smyczy. Straszyła go, uspokajała, uciszała, a jednocześnie knuła plan ucieczki.
Hella odleciała…
Pierwsze dni lutego 1915 roku były mgliste. Żeby odkryć, co knują Rosjanie, nakazano, aby w nocy, przy pełni księżyca, wypuścić w powietrze balon. Na polecenie Helli jej kochanek zgłosił się na ochotnika do tej misji. Para spaliła swoje dokumenty. O umówionym czasie Hella narzuciła wojskowy płaszcz na swoje ciepłe ubranie, włożyła wojskową czapkę i z niewielką, ale ciężką walizką kochankowie pojechali do jednostki balonowej.
Ubóstwiająca Hellę obsługa naziemna nie protestowała przeciwko jej wejściu do balonu, rozumiejąc, że dama może uznać lot przy świetle księżyca za romantyczne przeżycie. Para wspięła się do kosza z walizką (w której miały się znajdować "nowe przyrządy", jak tłumaczył oficer) i wypełniony żółtym gazem balon uniósł się w górę. Wznosił się coraz bardziej, aż w końcu zawisł wysoko na niebie. Wtedy jednak przytrzymujący go stalowy łańcuch niespodziewanie runął na ziemię. Oficer wyrzucił go, zrywając statek powietrzny z uwięzi. Balon, pchany południowo-zachodnim wiatrem, z "latającą księżniczką" Hellą, jej tajemnicami i jej ofiarą na pokładzie, przesunął się z gracją ponad twierdzą i zniknął gdzieś nad terytorium zajmowanym przez Rosjan.
Niewątpliwie, tak jak wszystkie lubieżne plotki, ta również pochodziła z "wiarygodnego" źródła, co było niemal pewną oznaką, iż ktoś ją wymyślił. Weteran opowiadający tę historię nie mógł poręczyć za jej prawdziwość. Jednej rzeczy był jednak pewien: już po upadku twierdzy na własne oczy po raz ostatni widział Hellę. Siedziała sobie wygodnie w rosyjskim samochodzie sztabowym obok carskiego oficera. Pomknęli drogą do Lwowa. Może więc Helena Dąbrowska była szpiegiem. A może była po prostu jedną z tych rzadkich i niezwykłych osób, które dzięki swym talentom oraz inteligencji potrafiły bezpiecznie żeglować po wzburzonych i zmiennych wodach XX-wiecznej Europy Środkowej.
Źródło: