Blisko ludziŁowienie singla

Łowienie singla

Produkty i usługi dla singli mogą stać się żyłą złota dla przedsiębiorców.

Łowienie singla
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

03.09.2009 | aktual.: 28.06.2010 10:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Produkty i usługi dla singli mogą stać się żyłą złota dla przedsiębiorców.

W Europie żyje ich prawie 160 mln. W Irlandii, Danii i Szwecji stanowią połowę ludności. W Szwecji rozważa się powołanie ministra, zajmującego się ich sprawami, natomiast we Francji działa stowarzyszenie UNAGRAPS broniące ich praw w sferze ekonomicznej, prawnej czy podatkowej. Single. Od kilku lat rosną w siłę również w Polsce: dziś jest ich już ponad 5 mln, a kolejne 2 mln przybędzie w najbliższych 20 latach.

Najpierw zauważyły ich media i przemysł rozrywkowy. W Polsce, wzorem krajów zachodnich, już kilka lat temu wzięli ich na warsztat dziennikarze, twórcy seriali i lekkiej literatury. Coraz częściej stają się też przedmiotem zainteresowania socjologów i psychologów. Jednak dopiero niedawno ich istnienie na dobre zauważył rynek. Ostatnie lata przyniosły prawdziwy wysyp propozycji i nawet kryzys nie wpłynął znacząco na zmniejszenie zainteresowania ofertami.

Powodów tego, że prowadzi się samodzielne życie, jest zapewne tyle, ilu singli. Tylko część z nich twierdzi, że ten stan jest ich celem na stałe. Większość singli nie mówi związkom stanowczego i dozgonnego „nie”. To raczej: „nie teraz”, a przede wszystkim „nie na siłę”. Czas na znalezienie kogoś odpowiedniego jest jeszcze nieokreślony i daleki. Dziś mają inne zajęcia, pracę, edukację, zabawę. Jeżeli nawet kogoś szukają, to bez nacisku, że musi to być natychmiast, na zawsze, za wszelką cenę. Korzystają z czasu, który mają, z wolności, którą mogą się nieograniczenie cieszyć.

A także z pieniędzy. Statystyczny singiel ma wyższe wykształcenie, zna języki obce i pracuje na stanowisku menedżerskim, ma własną firmę lub uprawia wolny zawód. I wydaje na siebie ok. 1,5 raza więcej niż osoba mająca męża czy żonę. Psycholodzy przyznają, że single częściej niż osoby mające rodzinę wydają pieniądze pod wpływem impulsu. Stać ich na więcej, a zaspokajając własne zachcianki, nie muszą mieć wyrzutów sumienia, że za te pieniądze mogliby kupić coś dla dziecka, nie niepokoją się też, czy mąż/żona nie zrobi awantury o kolejny zbędny gadżet.

Ostatnio tą grupą zainteresowali się rodzimi producenci i usługodawcy. A pomysłów im nie brakuje.

Pomysł pierwszy: urlop

Badania potwierdzają to, co mówi nam intuicja: wraz ze wzrostem zarobków kurczy się ilość czasu wolnego. Trudniej o urlop, szczególnie w korporacjach, które na ogół singlom są bardzo przychylne. Nienormowany czas pracy, duże wymagania, całkowite poświęcenie firmie – singiel ma czas, singiel może.

– Przy ustalaniu terminów urlopów w firmach często uprzywilejowane są osoby mające dzieci – mówi Kasia Adamowicz, założycielka klubu dla singli Połówki Pomarańczy. – I nie chodzi tu o dyskryminację, po prostu trudno wymagać, aby ktokolwiek wyjeżdżał z dzieckiem w wieku szkolnym na początku czerwca. Z kolei poza sezonem ogórkowym okazuje się, że pracy jest mnóstwo i w żaden sposób nie można się z niej wyrwać... A kiedy już nadarzy się dogodny czas, często nie ma z kim wyjechać.

W takiej sytuacji trudno bowiem zebrać grupę kilku osób, nawet jeśli na co dzień to z nimi spędzamy czas. Okazuje się więc, że gdy na koniec roku w firmach rozliczane są urlopy, to właśnie osoby samotne mają najwięcej niewykorzystanych dni wolnych.

Można po prostu wsiąść do pociągu i samemu wybrać cel i sposób podróżowania. To jednak dla wielu osób mało zachęcające, w końcu jesteśmy istotami społecznymi. W dodatku może być niebezpieczne, zwłaszcza dla samotnie podróżujących kobiet.

Pozostaje szukać odpowiedniego biura podróży i skorzystać z form turystyki zorganizowanej. Ale i tu pojawią się schody. Na typowych wycieczkach pokoje jednoosobowe prawie się nie zdarzają. Gdy chcemy wyjechać samodzielnie, osoba siedząca przy biurku w biurze podróży tylko rozłoży ręce. Mamy do wyboru: albo pojechać w ciemno i ryzykować dokwaterowanie do wiecznie narzekającej na pogodę, organizację i towarzystwo staruszki, albo sporo dopłacić i zyskać komfort samodzielnego pobytu. Biura za zakwaterowanie w jedynce zwiększają koszt wycieczki nawet o 30%. Czasem cała nadzieja w wyjazdach last minute. Dzięki nim nieraz udaje się zdobyć pokój bez dopłaty – kiedy organizatorowi zostało kilka wolnych miejsc, zaoferowanie ich osobom pojedynczym może okazać się najlepszym sposobem na sprzedanie wycieczki. Wszystko to da nam jednak poczucie, że jesteśmy inni, niedopasowani.

„Kiedyś tak się złożyło, że nikt nie mógł ze mną jechać, a ja nie chciałam rezygnować z wyjazdu do Hiszpanii. Pojechałam więc sama. Niestety, byłam dyskryminowana przez resztę wycieczki. Panie, które bały się o swoich mężów, podejrzewały mnie o najgorsze. Inne panie, bez mężów, ale z dziećmi, pytały, czy się nie boję tak sama... Jakby było się czego bać w autokarze, stołówce, hotelu czy na plaży. Panowie żonaci, gdy żona nie patrzyła, lgnęli do mnie z rękami i to tylko przed nimi musiałam się bronić, używając do tego niemało dyplomacji”, wspomina internautka Helena.

Nic dziwnego, że ta „wyjazdowa” nisza była jedną z pierwszych, jaką wykorzystali przedsiębiorcy. I od kilku lat coraz odważniej wprowadzają oferty specjalnie dla singli. Tam nie spotka się zakochanych par i krzyczących dzieci. Pierwsze nieraz drażnią i burzą psychiczny komfort, manifestując wszem wobec swoje szczęście, drugie zwyczajnie denerwują, hałasując i domagając się uwagi. – Pojechałam kiedyś z koleżanką do typowego domu wczasowego – wspomina 29-letnia Ada z Wrocławia. – Trafiłyśmy akurat na trzy rodziny z małymi dziećmi. Nie dość, że kilkulatki psuły nam każdy posiłek, rozrzucając jedzenie przy stoliku obok, i siusiały przy basenie, to jeszcze rodzice zamiast ukrócić ich zachowania, cieszyli się, jeśli tylko im samym za bardzo nie zawracały głowy. I oczywiście byli oburzeni, jeśli próbowało się zwrócić uwagę dzieciakom.

Jeśli ktoś od pięciu lat nie był na urlopie, to chce, żeby wyjazd był idealny i dopracowany w każdym szczególe. Dlatego nie ma tu miejsca na przypadkowość, a czas zwykle zapełnia się uczestnikom od rana do wieczora, proponując, w zależności od profilu imprezy, zwiedzanie, sporty (czasem ekstremalne), jogę, wieczorki taneczne, kolacje przy świecach, basen i rozmaite kursy.

Nawet jednak w biurach zorientowanych na singli zdarza się, że do pobytu w jednoosobowym pokoju trzeba dopłacić. Różnica nie jest spowodowana złośliwością biura podróży. Wynika wyłącznie z rachunku ekonomicznego. Większość hoteli w miejscowościach turystycznych ma bardzo niewiele pokoi jednoosobowych albo nawet nie ma ich wcale. Jeśli osoby zakwaterowane wspólnie płaciłyby tyle samo, co jedna osoba mieszkająca w dwójce, dla właścicieli oznacza to połowę zarobku. Wybudowanie dwóch jedynek zamiast jednej dwójki oznacza dwie łazienki, opłacenie podwójnego sprzątania, podwójne rachunki...

Co w tej sytuacji mają zrobić organizatorzy imprez? Jeśli współpracują z hotelem na odpowiednio dużą skalę, łatwiej jest im wynegocjować własne stawki, tak aby dopłaty za jedynkę były jak najmniejsze lub nie było ich wcale.

Jeśli tak nie jest, biura proponują wspólne pokoje. Robią to rozmaicie. W Połówkach Pomarańczy pozwala się uczestnikom samodzielnie rozwiązać tę kwestię. Przecież zanim dojedzie się na miejsce, trzeba spędzić kilka godzin w autokarze lub samolocie. To wystarczający czas, aby podjąć pierwsze decyzje. W Single Relax uczestników rozdziela się jeszcze przed wyjazdem, biorąc pod uwagę np. płeć i wiek. Zawsze to pewne ryzyko, ale przecież kto na ciekawych wczasach spędzałby wieczory, siedząc w pokoju?

Nowością wśród takich propozycji są oferty dla singli z dziećmi. Wyjazdy, polskie lub zagraniczne, zapewniają nie tylko towarzystwo osób w podobnej sytuacji, ale też codzienną godzinną czy dwugodzinną opiekę pedagoga – czas, który samodzielni rodzice mogą w pełni poświęcić własnym potrzebom.

Nie wszyscy lubią zorganizowane wyjazdy. – Nie chcę, żeby organizator czy pilot wycieczki wyznaczał mi sposób i tempo zwiedzania. Jednego dnia mam ochotę obejrzeć zabytki, drugiego pobiegać na plaży, nie jestem 12-latkiem na koloniach, żeby ktoś miał mi regulować czas wolny – mówi Ada.

Potrzeba niezależności to jedno, ale chęć posiadania towarzysza podróży – drugie. Nie mówiąc już o tym, że dzielenie kosztów też miewa znaczenie. Odważniejsi decydują się zamieścić odpowiednie ogłoszenie w internecie. Takich anonsów pojawia się wiele, na rozmaitych portalach. I nie mają one (zazwyczaj) nic wspólnego z ogłoszeniami towarzyskimi. „Szukam osoby na wspólny wakacyjny wyjazd”, „Szukam osób w wieku ok. 35-50 lat, najchętniej z Warszawy, do wspólnych wędrówek po Polsce”, czytamy w portalu GoldenLine, na forach Wirtualnej Polski czy Gazety. A dalej: czas planowanego urlopu, kilka słów o ogłoszeniodawcy, preferencje dotyczące odwiedzanych miejsc i form spędzania czasu. Takie sposoby poznawania towarzyszy podróży mogą być ciekawe, choć nieco ryzykowne, jak przy każdej znajomości zawieranej w internecie. Ale ryzyko daje szansę na niezapomniane przeżycia.

Pomysł drugi: zatańczymy?

Kiedy nie można wyjechać, szuka się rozrywki we własnym mieście. Są rzeczy, których w pojedynkę robić się nie da. Potrzeba drugiej osoby, mało tego: ta osoba musi być przeciwnej płci. Tak właśnie jest z tańcem. O ile form tańca nowoczesnego, niewymagającego pary, jest mnóstwo, to jeśli ktoś chce pobawić się z klasycznymi, towarzyskimi formami, musi znaleźć partnera. Do tanga trzeba dwojga, do walca i rocka również. I tu naprzeciw potrzebom wychodzą kursy dla singli.

Warszawska Akademia Tańca taką szansę oferuje od wiosny. Na początku był to tylko eksperyment, ale okazało się, że zapotrzebowanie na takie usługi nie maleje, dlatego już w wakacje wystartowały kolejne kursy. Zasada jest prosta: organizatorzy zapisują tę samą liczbę kobiet i mężczyzn. Układ par co chwilę się zmienia – po każdym tańcu instruktor prosi o zmianę partnerów. – I bardzo tego pilnuje! – podkreśla Małgorzata Góralczyk, jedna z uczestniczek kursu.

– Zainteresowanie kursami jest spore, taka forma rzeczywiście się sprawdza – mówi Adam Gałązka, instruktor. – Nie tworzymy tu par na stałe, tylko robimy rotacje. To pozwala lepiej nauczyć się reagowania na ruchy różnych osób. Adam ma dużą satysfakcję z prowadzenia tych kursów. Przyznaje, że zwykle na początku uczestnicy są onieśmieleni, ale szybko tę nieśmiałość przełamują i starają się chyba nawet bardziej niż na zwykłym kursie.

Te obserwacje potwierdzają sami uczestnicy. Małgorzata chodziła już na kurs tańców latynoskich dla kobiet, ale chciała nauczyć się też tańca towarzyskiego. – Żaden ze znajomych mężczyzn nie miał ochoty na kurs. Wcześniej próbowałam zapisać się na typowe zajęcia, ale tam wszyscy byli parami. Wiadomo, ze ścianą tańczyć nie będę... A tu nie ma tego problemu, bo każdy jest w podobnej sytuacji.

Staśka, nauczyciela historii w liceum, na kurs sprowadziła chęć sprawdzenia się na studniówkach. Tym bardziej że jest jednym z niewielu mężczyzn w tym zawodzie, więc umiejętność ta bywa nieoceniona. Wprawdzie przed laty uczył się tańczyć, niewiele jednak pamięta. – Tak się złożyło, że od kilku lat jestem sam. W roku szkolnym nie mam czasu na takie kursy, bo siedzę w sprawdzianach, na korepetycjach, przygotowuję lekcje... A teraz wykorzystałem wakacje i wolny czas – mówi, tłumacząc skromnie, że nieraz depcze po nogach kursantek.

Pomysł trzeci: czas wolny

Singli starają się złowić też sale kinowe. Wiele osób nie lubi samodzielnie chodzić do kina, traktuje taki wypad bardziej jako wydarzenie towarzyskie niż tylko okazję do zobaczenia filmu. Stąd zrodził się pomysł seansów dla singli.

Faktem jest, że na „zwykłe” seanse przychodzi więcej par i grup znajomych. Propozycję dla pojedynczych przygotowało najpierw warszawskie Multikino. Założenie było takie: miejsca parzyste dostają panie, nieparzyste panowie. Siadamy, rozglądamy się i uśmiechamy do osoby obok, zawieramy znajomości... Najmniej było tam o oglądaniu filmu, ale widocznie jednak nie o to tu chodzi. Repertuar tych seansów jest zresztą odpowiedni do założeń: jakaś lekka komedia, najlepiej romantyczna, żaden dramat, żadnej psychologii: nie można dopuścić, aby klient skupił się na filmie bardziej niż na rozkoszy poznawania otaczających go osobników płci przeciwnej. Relacje z tych seansów nie były specjalnie entuzjastyczne, okazuje się, że i tu przychodzą pary, a ze znajomości zawieranych w ten sposób zwykle niewiele wynika.

Od niedawna zmieniła się formuła imprez i kino organizuje „Sympatyczne noce”. Repertuar wciąż nie grzeszy nadmiarem ambicji, nacisk położony jest na zawieranie znajomości i przełamywanie barier (cokolwiek miałoby to znaczyć), a po seansie można pójść na wspólną imprezę.

Kasia Adamowicz zamierza już wkrótce stworzyć alternatywę dla tej propozycji. – Nie chcemy serwować uczestnikom filmowej papki. Planujemy współpracę z ambitnymi dystrybutorami. W końcu większość singli to osoby wykształcone, zainteresowane wyższą kulturą.

Jednak wśród tych propozycji zdarzają się zgoła kuriozalne i trudno nie zauważyć, że słowo „singiel” w ich nazwie ma być po prostu chwytem marketingowym. No bo jak inaczej nazwać kurs sushi dla singli czy poświęcony im kurs angielskiego, wizażu czy fotografii? Czy osoba żyjąca samotnie powinna być nauczana innymi metodami albo gotuje ryż w innej temperaturze?

Organizatorzy imprez podkreślają, że ich oferty to przede wszystkim propozycja nowej rozrywki. – Zakładamy, że cel osoby, która przychodzi na taki kurs, to nie tylko nauczenie się, jak poprawnie robić sushi, ale także poznanie nowych znajomych, może zakochanie się od pierwszego wejrzenia, a do tego także miło i aktywnie spędzony czas – twierdzi Beata Klekociuk z portalu www. strefaaktywnych.pl.

Oczywiście perspektywa ciekawego spędzenia czasu i spotkania interesujących osób brzmi kusząco (choć i banalnie), nie da się jednak ukryć, że opatrywanie wszystkiego etykietką „dla singli” budzi w niektórych zniecierpliwienie. „A czym się różni przygotowanie sushi przez singla od przygotowania przez np. wdowca, małżonkę czy sierotę? Albo nie daj Boże faceta z trzema kochankami?”, pyta z poirytowaniem internauta Krzysztof Ziółkowski, odpisując na ogłoszenie z reklamą takiej imprezy. Wtóruje mu Malina: „To może ja zorganizuję kurs »koszenie trawy dla singli« albo »warsztaty mycia okien dla singli«. Żenada”. „To już normalnie pojedynczych biletów nie sprzedają?”, pyta pod ogłoszeniem o singlowskich seansach znudzony internauta Marco28.

Pomysł czwarty: społeczność

Wiele z opisanych ofert przedstawianych jest przez prężnie działające organizacje skupiające singli i firmy kierujące do nich swoje propozycje. Ich głównym polem działania jest internet. Portale można właściwie podzielić na dwa rodzaje. Pierwszy wychodzi z założenia, że bycie singlem jest tylko chwilowe, a osoby bez partnera pilnie go poszukują. Dlatego gdy tylko w wyszukiwarkę internetową wpiszemy hasło typu „imprezy dla singli”, co druga oferta będzie w istocie reklamą portalu towarzysko-matrymonialnego. Znajdziemy tu propozycje szybkich randek, gdzie w ciągu kilkudziesięciu minut rozmawia się kolejno z kilkunastoma osobami, by zapolować na wybranka, portale randkowe, w których należy odpowiednio się zareklamować, aby zdobyć szansę na wymianę e-maili i wreszcie spotkanie, czy wreszcie propozycje będące odpowiednikami dawniejszych biur matrymonialnych, gdzie pary kojarzone są na podstawie mniej lub bardziej skomplikowanych analiz osobowości i wymagań.

Drugi, na razie rzadszy typ portalu, to ten bliższy rozumieniu singla jako osoby niezależnej, skorej do zabawy, wolnej z wyboru. W nim znajdziemy wyjazdy, imprezy dla singli, oferty ciekawego spędzania wolnego czasu, z podkreśleniem, że nie chodzi tu o szukanie „drugiej połowy”, ale po prostu o wspólną zabawę. Jednymi z pierwszych były wspomniane Połówki Pomarańczy. Na początku powstały we Wrocławiu po prostu jako klub dla singli, nieco na przekór rosnącym lawinowo stronom, na których głównym celem jest poznanie „idealnego partnera”. Ich założycielka, Kasia Adamowicz, nie spodziewała się, że pomysł aż tak się przyjmie. Dziś Połówki to prężny portal, kluby w siedmiu miastach Polski (a już wkrótce w trzech kolejnych), karta klubowa pozwalająca na uzyskiwanie zniżek w zaprzyjaźnionych firmach i kilkanaście tysięcy członków.

Podobne propozycje ma portal www.strefaaktywnych, gdzie ważną rolę odgrywają też ogłoszenia, w których każdy może zaproponować np. wspólną imprezę lub zgłosić potrzebę znalezienia partnera na wesele. „Nasz portal to nie jest serwis randkowy ani biuro matrymonialne, nie chcemy też tworzyć par na siłę, to miejsce spotkań singli w realu”, podkreślają twórcy.

Dzięki takim propozycjom single mają szansę bawić się we własnym gronie i poznawać nowych ludzi. Nie chodzi tu o szukanie męża czy żony. Imprezy tego typu pozwalają poznać osoby o podobnych zainteresowaniach, statusie i dzielących zbliżone problemy i radości. Nie będzie rozmów o zupach, kupkach i mężach rzucających skarpetki na podłogę.

Pomysł piąty: nieruchomości

Wiadomo, że życie to nie tylko rozrywki i zabawa. Czasem ten dobrze ustawiony, sporo zarabiający singiel potrzebuje stabilizacji. Niekoniecznie takiej rodzinnej, ale przynajmniej – lokalowej. I nagle okazuje się, że mimo dużych zarobków kupienie choćby mieszkania może być utrudnione. Czasem też problematyczne bywa takie jego urządzenie, aby idealnie odpowiadało potrzebom jednej osoby.

Przede wszystkim banki z dużą ostrożnością podchodzą do udzielania samotnym osobom kredytów. W wielu placówkach zdolność kredytowa samodzielnej osoby zarabiającej powiedzmy 4 tys. zł na rękę będzie oceniona niżej niż zdolność małżeństwa, którego wspólne dochody są równe tej sumie. W dodatku singiel nie ma prawa do korzystania z programu „Rodzina na swoim”, kredytu preferencyjnego dostępnego, jak sama nazwa wskazuje, dla małżeństw lub osób samotnie wychowujących dzieci.

W związku z tymi potrzebami wielu doradców finansowych zaczyna interesować się tą grupą docelową i pomaga jej uporać się z problemami, doradzając w zdobyciu kredytu, a sobie zapewniając sowite wynagrodzenie.

Od 22 lipca w internecie działa portal www.mieszkaniadlasingli.pl, również założony przez organizatorów klubu i portalu Połówek Pomarańczy. Doradza wszechstronnie, podpowiadając, jak wybrać mieszkanie, zdobyć kredyt, kupić i wreszcie urządzić i wyposażyć. – Bardzo często te osoby mieszkają samotnie przez wiele lat, nie mogąc się zmobilizować, aby poszukać dla siebie mieszkania. Nie zdają sobie sprawy, że koszty wynajmu, które i tak muszą ponosić, wystarczyłyby na opłacenie raty kredytu – mówi Kasia. – Nasz portal pomoże im przejść bez stresu trudną drogę do wymarzonego M.

Portal Mieszkania dla singli jest wszechstronny, współpracuje z firmami z branży mieszkaniowej, doradcami finansowymi, projektantami...

Czy rzeczywiście jest to osobie samotnej niezbędne? Zapewne nie, w końcu żadna forma doradztwa nie jest czymś, bez czego dorosły człowiek nie przeżyje, nie zrobi zakupów, nie poradzi sobie w życiu. Czy jest pożądane? Chyba tak. Nie każdy musi być ekspertem od finansów, architektury wnętrz i prawa, więc zgromadzenie takiego poradnictwa w jednym miejscu ułatwia życie. Wąska specjalizacja, skupienie się na ściśle określonej grupie społecznej pozwala dokładnie poznać jej potrzeby i sprecyzować ofertę.

Dla kogo to wszystko?

Kto właściwie korzysta z ofert kursów, wyjazdów i zabaw dla samotnych? Choć single to zbiór wysoce niejednorodny, wśród osób wybierających tak zorganizowane formy spędzania czasu można zauważyć pewne prawidłowości.

Bardzo rzadko pojawiają się osoby w wieku studenckim. To czas, gdy życie towarzyskie kwitnie w sposób naturalny, grono znajomych jest szerokie i wszyscy mają mnóstwo wolnego czasu. O ile jeszcze na kursie tańca można spotkać studenta, to już wakacje spędzi on raczej ze znajomymi z roku.

Potwierdza to Piotr Wójcik, student informatyki na Politechnice Warszawskiej i uczestnik właśnie kursu tańca. Zwraca też uwagę, że choć kursy skierowane są do osób pojedynczych, to znacznie łatwiej jest iść na nie z przyjacielem. – Pójście samemu wymaga więcej odwagi – stwierdza. Na kurs zapisał się z bratem, również singlem. – Gdy jest się z kimś, łatwiej poznawać kolejnych ludzi, zacząć rozmowę...

Małgorzata Góralczyk studia skończyła już jakiś czas temu, ale z singlowskich ofert jeszcze nie korzystała. – Nie dlatego, że mam coś przeciwko takim imprezom, ale akurat tak się złożyło, że wśród moich znajomych jest sporo osób niesparowanych i mam z kim spędzać czas – mówi. – Gdyby akurat wszyscy byli w parach, poszłabym, jasne.

Czy na takich imprezach szukałaby drugiej połówki? – Można być na 50 imprezach singlowych, a zakochać się w policjancie, który zatrzyma cię na ulicy w drodze do domu. Ale wszystko jest dla ludzi, tu przynajmniej zasady są jasne, to duże ułatwienie. Tym bardziej że gdy się pracuje, okazji do spotykania nowych ludzi jest coraz mniej.

Organizatorzy imprez potwierdzają jedno: z ofert korzysta więcej pań. Wyjątkiem są tu, o dziwo, kursy tańca, gdzie częściej to panowie nie mają partnerki. Natomiast już na stronie biura podróży Single Relax, specjalizującego się w organizowaniu singlom wakacji, możemy wyczytać, że na wyjazdach zwykle jest przewaga pań. I to niezależnie od profilu wycieczki. – Próbowaliśmy organizować atrakcje skierowane bardziej do panów: połączone np. z wyjazdami na ryby, ale to nie zdawało egzaminu – mówi Joanna Pietrzak-Malinowska, właścicielka biura.

Kasia Adamowicz ma na ten temat własną teorię, do której doszła po latach obserwacji i rozmów z samotnymi mężczyznami. – Panom trudniej jest przyznać się do tego, że są sami, to jak porażka – twierdzi. – Na początku są bardzo entuzjastycznie nastawieni, rejestrują się na stronie – ale nie od razu decydują się na udział w imprezach. Potwierdza to Beata Klekociuk ze Strefy Aktywnych: – Wśród osób zarejestrowanych na stronie panów jest połowa, natomiast na imprezy przychodzi ich zdecydowanie mniej.

Wiek uczestników jest zwykle bardziej zróżnicowany, niż wynikałoby to ze standardowego rozumienia pojęcia singiel. Szczególnie z propozycji typu kurs wizażu czy sushi korzystają przede wszystkim osoby powyżej 40. roku życia. Młodsi rzadziej dają się złowić na tego typu oferty. Są wśród nich tacy, którzy z zasady nie chcą brać udziału w podobnych imprezach. Udział w nich wydaje im się aktem desperacji. – Nie chcę wyjeżdżać z etykietką singielka – mówi 29-letnia Ada. Wtóruje jej 27-letni Bartek: – Mowy nie ma. Musiałbym już kompletnie nie mieć wyboru.

Wiele osób jednak te propozycje docenia i po skorzystaniu z jednej decyduje się na udział w kolejnych. Czasem tylko po to, by się bawić, czasem z głęboko ukrytą nadzieją na miłość. Czy singiel staje się w ostatnich latach przede wszystkim przedmiotem zabiegów marketingowych? Nie da się ukryć. Jednak popyt rodzi podaż. W dużych miastach nawet co trzecie gospodarstwo domowe jest jednoosobowe. Jest klient – jest sprzedawca. I o ile część potrzeb napędzanych jest sztucznie i zapewne w tym względzie wyobraźnia producentów i usługodawców będzie nieograniczona, to propozycje ułatwiające życie w rosnącej singlowskiej społeczności witane są z uznaniem.

Masowo znani Najlepiej znamy singli z ekranu. Większość z nich tworzy tzw. miejskie plemiona, czyli zaprzyjaźnione grupy, zastępujące rodzinę. Singlami byli zatem „Przyjaciele”, bohaterowie serialu, który nie schodził z ekranów przez dziesięć sezonów. Nie oznacza to, że żaden z sześciorga bohaterów nie wchodził w związki, przeciwnie: rozmaite perturbacje związane z owymi partnerami bywały siłą napędową odcinków. Jednak większość bohaterów gładko przechodziła od jednej miłości do kolejnej, ceniąc sobie przede wszystkim niezależność i dobrą zabawę. Podobnie bohaterki „Seksu w wielkim mieście”: mają różne poglądy na związki, małżeństwo i seks, ale najważniejsza jest dla nich wzajemna przyjaźń. Te same zasady obowiązują młodą prawniczkę Ally McBeal czy jej rodzimą odpowiedniczkę Magdę M. (choć tej jakoś bardziej ciążyło singlostwo).

W telewizji singli mamy coraz więcej. W popularnym ostatnio „Teraz albo nigdy” jest nimi większość głównych bohaterów. Pojawiają się nawet w tak konserwatywnych serialach jak „M jak miłość” czy „Plebania”. Na dużym ekranie najgłośniejsza rodzima produkcja singlowa to „Lejdis” duetu Saramonowicz i Konecki.

Do nich dołączają bohaterowie i bohaterki książek, z których oczywiście najczęściej czytana była „Bridget Jones”. Polscy czytelnicy doczekali się własnej wersji, powieści o warszawskich singlach w postaci „Dobranocki” Agnieszki Niezgody.

Wśród opracowań dotyczących singli zdarzają się określenia z amerykańskich badań i mediów:

Quirkyalone – dosł. dziwaczny samotnik, osoba pozytywnie zakręcona, niemająca nic przeciwko związkom, ale chętniej żyjąca w pojedynkę i obracająca się w licznym gronie przyjaciół.
Spoiled Single – singiel, który mimo dobrych zarobków wciąż mieszka z rodzicami, korzystając z przywilejów, jakie daje życie w domu rodzinnym.
LAT (Live Alone Together) – związki na odległość, niedzielno-weekendowe. Osoby pozostające w takim związku spędzają ze sobą czas wolny, sypiają ze sobą, ale nie chcą decydować się na wspólne zamieszkanie.

Przykładowe ceny:

18 zł – wstęp na „Sympatyczną noc” w Multikinie, bilet na film plus wstęp na imprezę,
170 zł – kurs sushi dla singli, w cenie nauka, produkty i konsumpcja,
220 zł – jednodniowa wycieczka do Kazimierza Dolnego połączona z grą miejską,
300 zł – miesięczny kurs tańca towarzyskiego dla singli, 2 razy 1,5 godz. w tygodniu,
470 zł – cena za osobę w pokoju dwuosobowym na weekendzie z wizażem dla singli w Bieszczadach,
1530 zł – osoba w pokoju jednoosobowym na tygodniowych wczasach dla singli w Mielnie z jogą i fitnessem,
2450 zł – dziewięciodniowy rejs jachtem w Chorwacji,
4500 zł – cena za osobę w pokoju jednoosobowym na tygodniowym obozie z programem odnowy
psychicznej i fizycznej w luksusowej willi k. Zakopanego.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (30)