Luki w edukacji. Nauka zdalna odbija się na wiedzy uczniów

Luki w edukacji. Nauka zdalna odbija się na wiedzy uczniów

Nie wszyscy uczniowie potrafili się zdyscyplinować
Nie wszyscy uczniowie potrafili się zdyscyplinować
Źródło zdjęć: © Getty Images
Klaudia Stabach
22.10.2020 16:42, aktualizacja: 01.03.2022 14:15

Pierwsze miesiące nowego roku szkolnego zweryfikowały to, czego uczniowie nauczyli się w wiosennym semestrze. Nauczyciele dostrzegają u wielu z nich kilkumiesięczne braki w edukacji i nie mają wątpliwości, że stoi za tym edukacja zdalna.

Nauczyciele przyznają, że podczas pierwszej fali epidemii nauka często była partyzantką. Odnalezienie się w edukacji zdalnej przytłaczało niejednego ucznia, ale wszyscy łudzili się, że nietypowe i trudne okoliczności to tylko stan chwilowy. Niestety, nauka zdalna trwała aż do przysłowiowego ostatniego dzwonka, a wraz z nowym rokiem szkolnym okazało się, że duża część uczniów nie potrafi przyswajać nowego materiału, ponieważ ma kilkumiesięczne luki w edukacji.

Zasada ZZZ już nie działa

Marzena jest nauczycielką chemii w jednej z wiejskich szkół. Kobieta ma ponad dwudziestoletni staż w zawodzie, dlatego doskonale wie, że uczeń musi uczyć się systematycznie i ze zrozumieniem. – Materiał z pierwszego semestru koreluje z dalszymi treściami nauczania. Nie można kierować się zasadą ZZZ – zakuć, zaliczyć, zapomnieć – bo pewne umiejętności trzeba stosować cały czas – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta.

Edukacja zdalna sprawiła, że uczniowie Marzeny zaczęli selekcjonować przedmioty, których uczyli się skrupulatnie i regularnie, ponieważ nie byli w stanie pracować w domu tak wydajnie, jak na lekcjach w klasie. – Zdaję sobie sprawę z tego, że chemia nie będzie każdemu potrzebna, dlatego na początku traktowałam ich pobłażliwie, ale później musiałam zacząć więcej wymagać. Dla ich dobra – wspomina.

Niestety nie wszyscy podopieczni Marzeny byli w stanie przyswoić cały materiał z poprzedniego roku szkolnego i teraz nauczycielka załamuje ręce. – Nie mogę ruszyć do przodu, nie odwołując się do tego, co było. I koło się zamyka – podkreśla.

Podobne zdanie ma Andrzej Wyrozembski, dyrektor I LO w Warszawie. – Zauważyliśmy, że niektórzy uczniowie klas pierwszych przyszli do nas z dużymi zaległościami, a efektywna nauka niektórych przedmiotów skończyła się w styczniu, czyli tuż przed feriami i lockdownem – ocenia. – Mam wrażenie, że podczas pandemii niektórzy uczniowie uczyli się wyłącznie tego, co pozwoli im zdać egzamin, a nie poszerzyć ich wiedzę – dopowiada.

Dyrektor warszawskiego liceum podkreśla, że trudno jest nauczycielom zrozumiale wytłumaczyć dane pojęcie, jeśli uczeń nie posiada podstawowej wiedzy pozwalającej mu na przyswojenie materiału. – Przed pandemią mogliśmy pomóc takiemu uczniowi np. podczas zajęć wyrównawczych. Obecnie nie mamy takiej możliwości, bo zostały one wycofane z warszawskich szkół – zaznacza.

Andrzej Wyrozmebski ubolewa nad tym faktem, ponieważ zauważył, że uczeń, który miał zaległości i jednocześnie zdecydował się przychodzić na zajęcia wyrównawcze, był już na tyle zdeterminowany, że przyswajanie zaległej wiedzy szło mu o wiele szybciej.  

Praca ponad siły

Ewa, polonistka z Krakowa, uważa, że braki w wiedzy wynikają z tego, że uczniowie nie byli przygotowani na coś takiego jak lekcje przez internet, które wymagają ogromnej samodyscypliny. – Nie wolno nam było sprawdzać frekwencji, czy robić zajęć online w wymiarze 1 na 1 – wspomina organizację pracy w swojej szkole.

Polonistka przyznaje, że jest w trochę lepszej sytuacji niż nauczyciele przedmiotów ścisłych, bo przy dużym nakładzie pracy i determinacji uczniów była w stanie nadrobić zaległości, które nagromadziły się od marca. – Od września wyrównywałam braki, a kiedy wreszcie "wyszłam na prostą", to znowu uczymy zdalnie – podsumowuje załamana. Nauczycielka obawia się, że znowu nie uda jej się przerobić z uczniami całej podstawy programowej.

Rodzice, którzy patrzą na sytuację z perspektywy ich dzieci, często twierdzą, że nawet mając ogromne chęci, uczniowie nie są w stanie nauczyć się wszystkiego w domu. – Luki w kształceniu są olbrzymie, ale najgorsza jest przeładowana podstawa programowa. To jest jakiś dramat. Jestem mamą uczennicy siódmej klasy i zastanawiam się, jak ona długo to wytrzyma. Codziennie uczy się do godz. 22, a czasem i 23. Ponadto siedzenie nad lekcjami w weekendy zrobiło się standardem – w sobotę odrabia zadania pisemne, a w niedzielę uczy się do sprawdzianów i testów. Kiedy ona ma odpocząć? – pyta retorycznie Iwona Małgorzaciak-Niedzielska.

W połowie października premier Morawiecki zapowiedział, że niedługo rząd zaprezentuje "odchudzoną" podstawę programową, aby nauka w dobie pandemii była efektywną pracą, a nie tylko sprintem po kolejnych rozdziałach w książkach. Ta informacja z pewnością ucieszy w pierwszej chwili uczniów i rodziców, ale może okazać się zgubna w dłuższej perspektywie. – Jeśli nagle wyjmiemy jeden klocek, to reszta może się posypać. Nie powinno się z dnia na dzień wprowadzać tak istotnych zmian – uważa Andrzej Wyrozembski, dyrektor I LO w Warszawie.

Wyrozembski twierdzi, że lepszy efekt przyniosłoby zmniejszenie skali "papierologii", z którą muszą mierzyć się nauczyciele każdego dnia. – Wtedy byłoby więcej czasu na to, co najważniejsze, czyli przekazywanie wiedzy uczniom i wspólne przerabianie całego materiału – podkreśla.

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z MEN. Czekamy na odpowiedź.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (292)
Zobacz także