"Daj spokój, nic ci się nie stanie". To najgorsze, co możesz teraz powiedzieć dziecku
Koronawirus jest tematem numer jeden już od ponad pół roku. Nawet ci rodzice, którzy sceptycznie podchodzą do pandemii, nie mogą zapominać, że ich dzieci szukają odpowiedzi na niepokojące pytania oraz chcą wiedzieć, jak powinny się zachować. Psycholog tłumaczy, w jaki sposób prowadzić trudne rozmowy.
20.10.2020 15:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Angelika Kowalska-Dobrowolska jest mamą czteroletniej córki, która w ostatnim czasie coraz bardziej stresuje się pandemią i wybucha płaczem, gdy tylko zaczynają do niej docierać niepokojące informacje. – Niedawno usłyszała moją rozmowę telefoniczną z koleżanką, podczas której rozmawiałyśmy, że niedługo pewnie zamkną też i place zabaw. Odwróciłam się i zobaczyłam, że nagle zaczęła płakać. Przytuliłam ją i próbowałam uspokoić. Z każdym dniem coraz bardziej widzę, jak ta cała sytuacja się na niej odbija – wyjaśnia Angelika w rozmowie z WP Kobieta.
Młoda mama wspomina kolejną trudną rozmowę z czterolatką. – Ostatnio liczyła, ile ma babć, po czym zapytała przerażona, czy jej babcie też umrą na koronawirusa – opowiada. – Próbowałam jej wyjaśnić, że wszyscy muszą o siebie dbać, myć ręce i zdrowo się odżywiać, to wtedy nic się nie stanie. Uspokoiła się, ale później przyznała, że dziewczynki w przedszkolu rozmawiały na temat śmierci dziadków – dodaje Angelika.
Dr Ewa Pragłowska z Kliniki Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS, która specjalizuje się w tematyce lęku i stresu, przyznaje, że z dziećmi trudno jest prowadzić rozmowy na tematy egzystencjalne. – To nie pomoże w zredukowaniu niepokoju u dziecka. Trzeba odpowiadać zgodnie z prawdą i dostosować to do doświadczeń dziecka. W przypadku tych, które przeżyły już np. śmierć dziadka, przyswojenie wiadomości będzie trochę łatwiejsze, niż w przypadku tej drugiej grupy dzieci – tłumaczy ekspertka w rozmowie z WP Kobieta.
Zobacz także
Wpływ środowiska
Angelika Kowalska-Dobrowolska, mama czterolatki, zdała sobie sprawę, że musi być ostrożna i zważać na każde słowo oraz panować nad emocjami. – W sierpniu była świadkiem, gdy nie chcieli mnie przyjąć do szpitala na porodówkę i w bólach czekałam pół godziny przed wejściem – wspomina. – Córka chłonie wszystko jak gąbka. Staram się przy niej nie oglądać telewizji, ale nawet jak jest w drugim pokoju, to i tak coś usłyszy. Ponadto wydaje mi się, że temat jest często poruszany w przedszkolu – dodaje.
Angelika uważa, że to właśnie tam wpaja się dzieciom przesadny lęk i niepokój. – Ostatnio powiedziała w przedszkolu, że boli ją gardło. Pani od razu zmierzyła jej temperaturę i kazała zakaszlnąć. Gdy córka wróciła z przedszkola, to wypytywała, czy ma koronawirusa – wspomina.
Podobnie uważa Ewa, mama siedmiolatka, która ma żal do pedagogów rozsiewających panikę w szkole. – Syn wspominał, że jeden z uczniów usłyszał rozmowę dwóch nauczycielek na temat ofiar śmiertelnych koronawirusa. Później powtórzył to rówieśnikom, zaczęło się dopowiadanie, wzajemne straszenie i w końcu prawie cała klasa wybuchła płaczem – wspomina matka. Później nie wiedziała, jak uspokoić swoje dziecko.
Doktor Pragłowska radzi, aby wtedy powiedzieć wprost. – Jest taki wirus, który może zagrażać życiu, ale wiemy, co wszyscy musimy robić, aby uchronić się przed nim. Musimy nosić maseczki, dokładnie myć ręce, zdejmować buty po wejściu do domu – wylicza.
– My, dorośli zdajemy sobie sprawę, że nie możemy być pewni co do skuteczności powyższych sposobów, ale dla dziecka bardzo istotne jest posiadanie w głowie reguł, bo one pomogą mu zredukować strach. Lęk rodzi się przed nieznanym i jest tym wyższy, im gorzej postrzegamy własne możliwości poradzenia sobie z sytuacją, która ten lęk budzi – wyjaśnia.
Ekspertka przypomina rodzicom, że nie tylko oni mają wpływ na modelowanie dzieci, ale również ich rówieśnicy czy nauczyciele. – W tak nietypowej sytuacji, jaką jest pandemia, idealnie byłoby, aby pedagodzy przekazywali dzieciom komunikaty spójne z komunikatami rodziców. Niestety to nie zawsze jest możliwe, dlatego rodzice powinni postarać się przynajmniej o to, aby w domu dziecko nie czuło się zdezorientowane. Co z tego, że będziemy tłumaczyć kilkulatkowi, w jaki sposób może zadbać o to, żeby się nie zarazić, jeśli chwilę później usłyszy np. naszą rozmowę telefoniczną, gdzie mówi się o panice i obawach? – podkreśla ekspertka.
Szczere rozmowy
Paulina i jej mąż mieszkają pod Warszawą i wychowują dwóch synów. Starszy ma dziewięć lat i denerwuje się już na samą wzmiankę o tym, że któreś z jego rodziców mogłoby zachorować. – Chcielibyśmy przygotować go na tę ewentualność, bo obecnie jest już tak dużo przypadków, że nie rozpatrujemy ewentualnego zakażenia w kategoriach: "czy" się zarazimy, ale "kiedy" się zarazimy – tłumaczy nam 33-latka.
Kobieta próbuje wyjaśnić synowi, że choroba nie oznacza od razu najgorszego scenariusza i stara się żartem rozładować napiętą atmosferę, ale to przynosi odwrotny skutek. – Jaś od razu upomina nas, żebyśmy nawet nie żartowali z koronawirusa. Ja na początku również nie potrafiłam wyzbyć się lęku, ale z czasem chyba oswoiłam się z rzeczywistością i mam już inne podejście. Tymczasem mój syn zachowuje się zupełnie na odwrót – wyjaśnia Paulina.
Dr Ewa Pragłowska odradza próby regulowania w dziecku emocji za pomocą żartów czy odwracania uwagi. – Jeśli dziecko odczuwa lęk, to wtedy skupia na nim całą swoją uwagę. W psychologii określamy to lunetowym widzeniem świata, bo dana osoba paradoksalnie wyłapuje jedynie to, co nasila lęk, ponieważ chce sprawdzić, czy nic gorszego jej nie zagraża. Nie należy wtedy wyśmiewać lęku dziecka czy go bagatelizować, ale zapytać, czego konkretnie się boi i porozmawiać z nim o – tłumaczy ekspertka.
Zatem w jaki sposób można skutecznie uspokoić dziecko? – Na pewno nie poprzez słowa: "daj spokój, nic ci się nie stanie", bo to dla dziecka nic nie oznacza. To nie jest komunikat, tylko szum komunikacyjny – podkreśla psycholog. – Radziłabym rodzicom, aby zamiast tego podkreślali, że to są trudne czasy, ale one na pewno się skończą. Żeby tłumaczyli, że to jest przejściowa sytuacja – dodaje.
Pandemia koronawirusa trwa już ponad pół roku, ale wiele jej konsekwencji będzie widocznych dopiero w przyszłości. Dr Ewa Pragłowska uczula dorosłych, aby pamiętali, że traumatyczne zdarzenia mogą odbić się na dzieciach pomimo tego, że udało nam się pokonać przeciwności.
– Niektórzy rodzice są przekonani, że gdy oni dają sobie radę w trudnej sytuacji, to ich dzieci w sposób naturalny są bezpieczne. Tymczasem zaburzenia stresowe pourazowe mogą rozwinąć się również u tych najmłodszych, dlatego warto brać pod uwagę uczucia małego człowieka. Dopytywać, jak on się czuje i czy czegoś się obawia. Dziecko nie weźmie nas na tzw. poważną rozmowę, to dorośli są odpowiedzialni za to, aby dowiadywać się o jego emocjach – radzi psycholog.