Maeve Kennedy McKean i jej syn nie żyją. Rodzina pożegnała ich przez aplikację, a Ameryka cierpi razem z nią
Klątwa Kennedych znów zadziałała. Jakkolwiek okropnie to brzmi, trudno nie myśleć o niej, gdy kolejni członkowie klanu umierają w tragicznych okolicznościach. Właśnie dotarła do nas wiadomość, że wnuczka Roberta F. Kennedy'ego, Maeve i jej 8-letni syn, wypadli z kajaka i zginęli.
08.04.2020 | aktual.: 08.04.2020 17:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Około 120 Kennedych wzięło udział w czuwaniu po śmierci Maeve Kennedy McKean i małego Gideona. W czasie epidemii koronawirusa spotkanie było możliwe tylko dzięki wideokonferencji za pośrednictwem aplikacji Zoom. Maeve i Gideon wypłynęli kajakiem w zeszłym tygodniu, ale już do domu nie wrócili. Kajak porwał prąd. Skończyło się dramatycznie. Najpierw znaleziono ciało wnuczki Kennedy'ego, potem szukano zwłok 8-latka. Mąż Maeve, David, już po zaginięciu napisał, że to jasne, iż nie żyją.
Pożegnanie dwóch członków potężnej, acz doświadczonej przez los rodziny prowadził kuzyn kobiety, Timothy Shriver. Drzewo przed domem Kennedych udekorowano wyciętymi z papieru sercami. Gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo, którego córki było spowinowacone ze zmarłymi, powiedział, że to, co się stało, jest tragedią. I że trudno pogodzić się mu z faktem, że rodzina nie może być teraz razem.
David McKean i jego bliscy, jak wyjaśnił na Facebooku, przechodzą "autokwarantannę w pustym domu" w Chesapeake Bay. To tam właśnie Maeve i Gideon grali w piłkę, któr wpadła do wody, i to po nią chcieli podpłynąć kajakiem.
Klątwa Kennedych
"Jakimś cudem kajak popchnął wiatr lub zrobił to przypływ i znaleźli się w otwartej zatoce. Około 30 minut później zostali zauważeni przez obserwatora z lądu, który zobaczył ich daleko od brzegu i wezwał policję" – napisał McKean.
To ostatnia tragedia, jaka dotknęła Kennedych. A było ich wiele. Nie tak dawno słyszeliśmy o wnuczce Roberta, Saoirse. W sierpniu 2019 r. 22-latka przedawkowała narkotyki. Zmarła w domu swojej babci, Ethel.
Pojęcie "klątwy Kennedych" pojawiło się 50 lat wcześniej, w 1969 r., kiedy to senator Ted Kennedy, wujek Maeve McKean, zjechał z mostu na Martha's Vineyard, zabijając swoją pasażerkę Mary Jo Kopechne. To właśnie po tym wypadku Ted sam zasugerował, że tragedie jego rodziny – które rozpoczęły się jeszcze podczas II wojny światowej, w 1944 roku, wraz ze śmiercią jego najstarszego brata, Joe – były wynikiem nienaturalnego zbiegu okoliczności.
Chociaż niektórzy uważali tę sugestię za sposób Teda na uwolnienie się od odpowiedzialności za śmierć Kopechne (pił całą noc przed wypadkiem – red.), trudno było zaprzeczyć, że klan już wtedy doświadczył niezwykłej liczby strat jak na jedną grupę, w tym zabójstwa brata Teda, Roberta, w 1968 r. i, oczywiście, wcześniej, Johna F. Kennedy'ego w 1963 r.
Tragedie Kennedych wciąż się kumulują. W ciągu półwiecza rodzina straciła bliskich z powodu przedawkowania narkotyków, katastrof lotniczych i innych wypadków. A pamiętajmy, że ta rodzina jest bardzo liczna – JFK, RFK i Ted byli trzema z dziewięciorga rodzeństwa.
Jak pisze dziennikarka Peggy Drexler w swoim felietonie dla CNN, każda porażka i każdy sukces Kennedych trafia na pierwsze strony gazet, a zwłaszcza tragedie, które ich dotykają. I nie chodzi tu wcale o liczby. Drexler zauważa, że dramaty klanu przeżywa cała Ameryka. "Informacja o kolejnej rodzinnej tragedii Kennedy'ego zawsze uderza w czułe punkty, a nasza zbiorowa miłość do nich zdaje się rozszerzać z każdą złą wiadomością. Ich nieszczęście rozpala w nas poczucie współczucia, którego często brakuje w kontekście bogatych i sławnych rodzin, i przypomina nam, że pomimo różnic klasowych wszyscy jesteśmy tacy sami" – ocenia dziennikarka.
"Wielu z nich jest inteligentnych – wśród nich mamy kilku absolwentów Uniwersytetu Harvarda – i obdarzonych urodą. Mają pieniądze i zaszli daleko w życiu. A jednak są ludźmi. Ich życie było dalekie od ideału, a ironia wymyślonej 'klątwy Kennedych' dawno opanowała amerykańską psychikę" – zauważa dalej. I dlatego właśnie, jak dodaje Drexler, ludzie się z nim tak utożsamiają. Widzą bowiem, że okropne rzeczy przytrafiają się również tym najbardziej uprzywilejowanym i że większość z nas naprawdę nie może mieć wszystkiego.
"Pech nie dyskryminuje; pieniądze i władza nie mogą dać ci spokoju. Dramat tej rodziny jest jednym z powodów, dla których pozostają tak związani z Amerykanami. Kto z nas nie może odnosić się do bólu?" – takie pytanie pada na koniec felietonu. I nie ma potrzeby głośno na nie odpowiadać.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl