"Magdalena Ogórek mogła nie być małą dziewczynką, ale nie wykorzystała tej szansy"
Głośne wydarzenia w programie "Studio Polska" dały Magdalenie Ogórek szansę. Mogła pokazać, że jest silną i samodzielną uczestniczką gry na arenie polityczno-dziennikarskich igrzysk, ale nie zrobiła tego. Wolała stanąć na środku sali i zapłakać: proszę pani, on na mnie brzydko powiedział.
Szło dobrze. Widzieliście kiedyś "Studio Polska"? Ja tak. Ogórek nie jest w nim paprotką. Jest aktywna, pełnosprawna. Jest partnerką swojego kumpla, z którym prowadzi program. Mówi, znaczy myśli.
Magdalena Ogórek czarująco w 2015 r. zagrała na nosie polskiej lewicy. Panowie do tej pory nie potrafią się otrząsnąć i nadal w wywiadach leczą się z traumy po romansie z filigranową blondynką, którą chcieli użyć w wyborach prezydenckich, a która zrobiła z nich trampolinę. W drodze do swojego celu Ogórek boryka się z zarzutami bycia ładną wydmuszką, niekompetentną lalą. Jak wiele kobiet w sferze publicznej.
Kiedy w prowadzonym przez nią wraz z Jackiem Łęskim programie "Studio Polska" doszło do awantury (w nadawanej na żywo audycji osoba z widowni pobiła zaproszonego gościa i interweniowała ochrona), wokół jej osoby zrobiło się niemałe zamieszanie. Jego kulminacją był tweet udostępniony przez dziennikarza "Gazety Wyborczej" Wojciecha Czuchnowskiego, w którym stało: „ścierwo Ogórek”. Gdyby dobrze rozegrała te wydarzenia, mogłaby dorzucić kamień do budowania wizerunku profesjonalistki.
ZOBACZ TEŻ: Magdalena Ogórek zrobiła sporo zamieszania w SLD
Do boju o godność dziennikarki ruszył były dziennikarz TVP, który wyzwał Czuchnowskiego na pojedynek. Serio. Uznał, że w XXI w. niewiasty są pod opieką rycerzy i on jest takim właśnie. Napisał: "Czuchnowski, śmierdzący paparuchu – jeszcze raz obrazisz publicznie Magdę Ogórek to dostaniesz ode mnie w zęby. Jak taki z ciebie wyrywny gieroj do atakowania kobiet – czekam jutro pod Czerską i zobaczymy, jak będziesz szczekał".
Zastanówmy się o co alarm? O to, w jaki sposób obrażono dziennikarkę? Czy o to, że obrażono kobietę – postać niezdolną samodzielnie się bronić, słabą, wymagającą opieki i interwencji silniejszych. Jakby była dzieckiem albo niepełnosprawnym. Oczywiście raczej to drugie.
Ogórek zagrała w tę samą grę. Uznała, że obrony potrzebuje jej kobieca tożsamość: "Milczą panie feministki, milczą panie z PO i N, milczy Rada Etyki Mediów. Tak wygląda prawda o liberalnych mediach, wojujących o kobiety i o politykach-hipokrytach z frazesami na ustach" – napisała.
Nikt nie zauważył, że nie wolno obrażać ludzi. Po prostu. Bez względu na to, co mają między nogami. Ale ta dyskusja nie jest o tym. Ta dyskusja jest o grzecznościach, na które zasługują damy. Uwaga "nie mówimy źle o kobietach" nie jest z puli "kobiety mają prawo do kierowniczych stanowisk". To jest uwaga z palety "w spódniczkach nie wolno siadać okrakiem" i "zadbane dłonie świadczą o kobiecie".
Magdalena Ogórek – pamiętajmy – chciała rządzić tym krajem. Chciała być prezydentem. Nie potrafię sobie wyobrazić analogicznej sytuacji, w której Bronisław Komorowski obrażony przez dziennikarza powiedziałby: mężczyźni, dlaczego mnie nie bronicie? Albo użalałby się: nie godzi się tak mówić o mężczyźnie. Albo ktoś w jego sprawie podnosiłby: on ma penisa, nie wolno obrażać.
Nie chcę powiedzieć, że kobiety należy lżyć do woli. Sytuacja kobiet w sferze publicznej jest trudniejsza niż mężczyzn. Stoi za tym galopujący mizoginizm, który trzeba tępić. Ale tej walki na pewno nie wspiera granie infantylnych niewiast.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl