Matka ze Srebrenicy: Nigdy im tego nie wybaczę. W masakrze straciła 56 członków rodziny
Kada Hotić podczas masakry w Srebrenicy straciła 56 członków rodziny. 20 lat później działa w stowarzyszeniu „Matki z enklaw Srebrenica i Żepa” i - jak przyznaje - wciąż nie jest w stanie wybaczyć. Opowiada o życiu w oblężonym mieście.
09.07.2015 | aktual.: 09.07.2015 16:09
Kada Hotić podczas masakry w Srebrenicy straciła 56 członków rodziny. 20 lat później działa w stowarzyszeniu „Matki z enklaw Srebrenica i Żepa” i - jak przyznaje - wciąż nie jest w stanie wybaczyć. Opowiada o życiu w oblężonym mieście.
- Byliśmy jednym narodem, a nagle oni postanowili odebrać nam prawo do życia - mówi 70-letnia Kada. W okolicach Srebrenicy siły bośniackich Serbów w lipcu 1995 r., pod koniec wojny w Bośni i Hercegowinie, zabiły ok. 8 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców. Zbrodnia jest uznawana za największy masowy mord w Europie od II wojny światowej.
Wojna to najgłupsza rzecz na świecie
- Nigdy im tego nie wybaczę. Nie mam prawa wybaczać w imieniu moich bliskich, bo to im odebrano życie, a nie mnie - opowiada spokojnym głosem Kada. - Wojna to najgłupsza rzecz na świecie - mówi. W Srebrenicy życie stracili m.in. jej syn, mąż, dwaj bracia i szwagier. Ojciec zginął podczas II wojny światowej; miał 26 lat.
Ze Srebrenicy, położonej ok. 50 km od granicy z Serbią, pochodził mąż Kady, ona sprowadziła się tam w latach 60. Przed wojną w mieście i okolicy mieszkało ok. 27 tys. Bośniaków (Muzułmanów) i 9 tys. Serbów.
- Były meczety, cerkwie, nawet katolicki kościół. Nie było między nami różnic, byliśmy jednym narodem. (...) Dlatego wojna nas zaskoczyła. Dziwiliśmy się, widząc, jak serbscy sąsiedzi słuchają Slobodana Miloszevicia, nawołującego do zabijania Muzułmanów, by powstała Wielka Serbia - wspomina.
Pierwszym sygnałem nadciągającego konfliktu były szkolenia wojskowe, prowadzone pod przykrywką spotkań stowarzyszenia myśliwskiego oraz konfiskowanie broni Muzułmanom przez Serbów.
Serbskie oddziały paramilitarne przejęły kontrolę nad Srebrenicą w kwietniu 1992 r. - Padły pierwsze strzały. Serbowie zajęli posterunki policji, kazali Muzułmanom oddać broń” - mówi Kada. W maju spalono wszystkie muzułmańskie domy i mieszkańcy musieli ukrywać się w lesie. W Srebrenicy zostało ok. 30 osób. „Wszyscy zostali zabici przed posterunkiem policji. A ośmiu niepełnosprawnych spalono żywcem. To były pierwsze ofiary w Srebrenicy - opowiada.
Siły bośniackie odbiły miasto w maju, a we wrześniu zostało ono połączone z sąsiednią Żepą. W styczniu 1993 r. siły bośniackich Serbów rozpoczęły ofensywę, by odzyskać tereny wokół miasta. Po miesiącach walk połączenie z Żepą zostało zerwane. - Do Srebrenicy zaczęli przybywać ludzie z okolicznych wsi i miast, którzy uciekali przed wrogiem. W centrum, w którym wcześniej mieszkało 5 tys. ludzi, nagle było ich 60 tys. - wspomina Kada.
Miasto przypominało obóz koncentracyjny z punktami kontrolnymi wokół. Brakowało jedzenia. - Byliśmy głodni i nawet podczas bombardowań chodziliśmy do pobliskich wsi w poszukiwaniu pożywienia. Głod jest gorszy od tego, że ktoś do ciebie strzela - twierdzi Hotić i wspomina, jak podczas jednej z ryzykownych wypraw udało jej się zdobyć 60 kg mąki.
W marcu 1993 r. rozpoczęły się zrzuty paczek z żywnością z samolotów. Był to jedyny sposób dostaw, bo Serbowie blokowali drogi i nie przepuszczali transportów. - Teraz co noc polowaliśmy na te pakunki. Nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie zostaną zrzucone - wspomina Kada. W jej domu nie było schronu i rodzina wciąż zmieniała miejsce pobytu. - Ze strachu przed bombardowaniem zawsze spałam w ubraniu - wyznaje.
Miałyśmy nadzieję, że ocalejemy
Wiosną 1993 r. Srebrenicę odwiedził francuski gen. Philippe Morillon. Gdy ogłosił, że miasto zostanie zdemilitaryzowane, kobiety z wdzięczności obiecały, że nazwą jedną z ulic jego imieniem. - Naprawdę miałyśmy nadzieję, że ocalejemy - mówi Kada.
W kwietniu ONZ uznał Srebrenicę za „strefę bezpieczeństwa” i nakazał obu stronom wycofanie się z miasta i okolic. Wkrótce pojawili się żołnierze ONZ. Grupy błękitnych hełmów przebywały tam rotacyjnie po pół roku; w jednej nie było więcej niż 600 żołnierzy, byli słabo uzbrojeni. Główna baza ONZ mieściła się w Potoczari, 5 km od Srebrenicy.
W końcu można było dostarczać żywność drogą lądową, ale za kierownicami ciężarówek zasiedli Serbowie. - Mieli czapki z serbskimi nacjonalistycznymi znaczkami. Chcieli nas w ten sposób sprowokować - wspomina Kada.
W styczniu 1995 r. w Srebrenicy zaczął stacjonować batalion z Holandii. Kada krytycznie wspomina holenderskich żołnierzy; pamięta, jak marnowali jedzenie, a resztki wyrzucali za miastem, żeby mieszkańcom było trudniej je zdobyć. - Po te resztki wysyłaliśmy młodych. Holendrzy robili zdjęcia i naśmiewali się z nich, wydawało im się to bardzo zabawne - mówi.
Chłopców zabijano, a dziewczęta były gwałcone
11 lipca 1995 r. siły bośniackich Serbów zajęły muzułmańską enklawę. Tysiące ludzi ruszyły w kierunku bazy w Potoczari, gdzie schronienie znalazły ok. 3 tys. z nich. Przed bazą koczowało kilkadziesiąt tysięcy. 12 lipca wkroczył tam Ratko Mladić ze swymi żołnierzami. Uzbrojeni tylko w lekką broń Holendrzy wycofali się bez walki, bo dowództwo misji wojskowej ONZ odmówiło wsparcia i zbombardowania Serbów.
- Spędziłam w bazie dwie noce. Jeśli miałabym zapisać wszystko, co tam widziałam, papieru by nie starczyło. Ludzie płakali lub błagali żołnierzy, by nie zabierali ich dzieci, bo wiedzieli, co je czeka - relacjonuje Kada. Chłopców zabijano, a dziewczęta były gwałcone. Niektóre z tych dzieci wracały, inne nie”- dodaje.
W następnych dniach „zdolni do służby wojskowej” muzułmańscy mężczyźni i chłopcy byli oddzielani od kobiet, czemu biernie przyglądali się Holendrzy. Muzułmanów przetrzymywano w nieludzkich warunkach w odizolowanych miejscach, m.in. w budynku zwanym "White house", gdzie byli torturowani, a potem mordowani.
Dolina śmierci
- Ta dolina życia, gdzie ludzie wcześniej uprawiali ziemię i pracowali, nagle zamieniła się w dolinę śmierci - ubolewa Kada.
ONZ-owscy wojskowi wydali nawet tych Bośniaków, którzy schronili się w Potoczari przed wywózką, bo Holendrzy byli przekonani, że wyjazd jest dla Muzułmanów jedynym wyjściem. - ONZ tylko pomogło Serbom w tej zbrodni, gromadząc ludzi w jednym miejscu - uważa Kada.
Uchodźcy mieli być wywiezieni autobusami na obszar kontrolowany przez armię bośniacką. - W tych autobusach jedna z kobiet urodziła dziecko. Chwycił je serbski żołnierz i udusił gołymi rękami. Milczeliśmy. Wszyscy się już poddaliśmy. Nie czułam nic – żadnego strachu, nadziei. Byliśmy pewni, że idziemy na śmierć - opowiada 70-latka.
Gdy Kada wchodziła do autobusu, żołnierze zabrali jej męża. Wcześniej zaginęli jej dwaj bracia. Syna, 29-letniego Samira, po raz ostatni widziała na stacji benzynowej w Srebrenicy. - Panował chaos. Chwilę wcześniej wybuchły trzy pociski, ktoś zginął. Nie mogłam nawet przytulić syna - mówi. Jedynym pocieszeniem jest to, że po wojnie znaleziono dwie kości Samira, więc Kada może odwiedzać grób syna w Potoczari, gdzie znajduje się największy cmentarz ofiar masakry w Srebrenicy.
Z danych „Matek z enklaw Srebrenica i Żepa” zebranych na podstawie rozmów z ocalałymi, wynika, że w ludobójstwie zginęło 10 701 osób, w tym 1 400 dzieci. Dotychczas zidentyfikowano i pochowano szczątki ponad 6,4 tys. ofiar, znalezione w zbiorowych grobach.
Żyję wszystkim na złość
Na początku działalności stowarzyszenie przede wszystkim szukało zaginionych. - Po wojnie nikt nie był w stanie powiedzieć nam, gdzie są nasi mężowie i synowie. Powołałyśmy stowarzyszenie, by znaleźć odpowiedź. Wybrałyśmy miejsca pochówku, zeznawałyśmy w Hadze przed ONZ-owskim trybunałem. Szukamy sprawiedliwości - podkreśla.
Matki ze Srebrenicy zajmują się też edukacją sierot i pomagają tym, którzy w ludobójstwie stracili bliskich.
- Teraz żyję wszystkim na złość. Nic nie jest w stanie mnie zabić: papierosy, rak piersi, wiek, zapalenie stawów - wymienia.
Kada bywa w Srebrenicy, teraz zamieszkanej głównie przez Serbów, średnio raz w tygodniu. - Jeżdżę tam, by rozmawiać z ludźmi. Oni udają, że są dla mnie mili, ja robię to samo. Wszyscy udajemy, nikt nikomu nie ufa - zauważa. 70-letnia kobieta ma nadzieję, że jej wnuki będą dorastały w lepszej Bośni.
- Przykro mi, że tej opowieści nie słucha się z przyjemnością, ale to nie moja wina. Opowiedziałam te historię tysiąc razy i będę ją opowiadać aż do śmierci - kończy.
Zbrodnia w Srebrenicy przyspieszyła koniec wojny w BiH. Po masakrze lotnictwo NATO dokonało ciężkich nalotów na pozycje Serbów bośniackich, a po ich zakończeniu do BiH wkroczyła armia chorwacka, która wraz z siłami muzułmańskimi i wojskiem bośniackich Chorwatów rozbiła Serbów.
Z Sarajewa Julia Potocka (PAP)
jhp/ kar/