Blisko ludziMiał 14-lat, gdy napisał list do kuratorki. "Błagałem, żeby zabrali mnie od matki do domu dziecka"

Miał 14‑lat, gdy napisał list do kuratorki. "Błagałem, żeby zabrali mnie od matki do domu dziecka"

- Mama powiedziała, że mnie nienawidzi. Usiadłem przy biurku i zacząłem pisać list. Błagałem w nim, żeby mnie zabrali. "Potrzebuję pomocy, bo mój stan jest bardzo ciężki. Nie chcę mieć kontaktów z kobietą, która może zniszczyć mnie do końca". Miałem 14 lat - opowiada Łukasz.

Miał 14-lat, gdy napisał list do kuratorki. "Błagałem, żeby zabrali mnie od matki do domu dziecka"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marianna Fijewska

Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Z czym kojarzy ci się dzieciństwo?

Łukasz, 18-latek, który wyszedł z domu dziecka: Z ciągłymi zmianami. Rodzice byli po rozwodzie, przerzucali mnie między sobą jak piłkę - raz mieszkałem z tatą, raz z mamą, raz z dziadkami. Nie było mi łatwo dogadać się z rodziną od kiedy dowiedziałem się, że tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni. Miałem wtedy 10 lat, bawiłem się w pokoju mamy i trafiłem na plik dokumentów. Zacząłem je przeglądać. Było na nich moje imię i nazwisko i napis: "ADOPTOWANY", który pamiętam do dziś. Nie mogłem ułożyć sobie w głowie, że jestem z domu dziecka. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że później znów tam trafię. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie chcę mieć z tymi ludźmi nic wspólnego. Wziąłem swojego psa, nazywał się Kuki, i pobiegłem z nim do parku. Włóczyłem się przez dwie godziny, po czym to psiak zaprowadził mnie z powrotem do domu. To był mój najlepszy przyjaciel i przespacerowałem z nim całe dzieciństwo.

Pamiętasz rozmowę z mamą po powrocie do domu?

Powiedziała mi, że mam dwie siostry i dwóch braci, ale nic o nich nie wiem. Wie tylko gdzie znajduje się grób mojej biologicznej matki – ona miała raka, ale nie leczyła się, bo była w ciąży. Zmarła zaraz po moim urodzeniu. Ze szpitala trafiłem do domu dziecka, a oni zaadoptowali mnie gdy miałem 1,5 roku. Po poznaniu prawdy wściekłem się, bo nie potrafiłem inaczej. Nie chciałem rozmawiać z dorosłymi, a już na pewno nie o emocjach.

Jak wspominasz rodziców zastępczych?

Tata był policjantem. Mama pijaczką. Dlatego się rozstali. Ja większość dzieciństwa spędziłem w domu mamy, pamiętam, że w kółko robiła melanże i awantury. Jak miałem 12 lat, zarobiłem swoje pierwsze pieniądze za to, że pomagałem sąsiadowi kosić trawę. Wróciłem do domu dumny z siebie i schowałem te banknoty do skarbonki w pokoju. Mama weszła i poprosiła, żebym jej pożyczył, bo czeka na wypłatę i chce kupić nam coś do jedzenia. Dałem jej, a ona poszła do sklepu. Wróciła z browarami, wypiła je i znów przyszła do mnie po kasę. Powiedziałem, że jej nie dam, bo mnie okłamała. Wtedy zrobiła awanturę, że zamknie mnie w pokoju i nigdy już nie wypuści, jeśli nie oddam jej wszystkiego. Oddałem.

Opieka społeczna nie widziała, co dzieje się w domu?

Kuratorka przychodziła do nas na kontrole, ale ja kłamałem, że mama się stara, że tylko czasem zdarzy jej się wypić jedno piwo, ale że o mnie dba. Przestałem kłamać, gdy miałem 14 lat. Była zima, a ja wróciłem ze szkoły do domu. Drzwi były zamknięte. Słyszałem, że w środku jest matka, ale prawdopodobnie była kompletnie pijana. Nie otwierała mi, chociaż się dobijałem. Wezwała policję. Byłem młody i głupi, w dodatku wpadłem w jakiś szał. Gdy ich zobaczyłem, zacząłem uciekać. Gonili mnie przez godzinę po parku. Szarpałem się z nimi, biłem… Zawieźli mnie do psychiatryka. Leżałem na oddziale przez miesiąc. Strasznie mi się nudziło. Pamiętam, że działała tam szkoła podstawowa i żeby się czymś zająć, chodziłem do nich na lekcje i po prostu słuchałem. Ordynator wypuścił mnie po czterech tygodniach, mówiąc, że jestem zdrowy, że to moja matka doprowadziła mnie do stanu psychicznego rozpadu. Powiedział to też mojej kuratorce, a ona poprosiła, żebym przestał kłamać i napisał do niej list, jeśli jeszcze raz dojdzie do awantury.

Po jakim czasie napisałeś?

To była kwestia kilku tygodni. Pewnego dnia mama powiedziała, że mnie nigdy nie kochała, a teraz to nawet mnie nienawidzi. Usiadłem przy biurku i zacząłem pisać. Pamiętam ten list bardzo dobrze, błagałem w nim, żeby mnie zabrali. Napisałem dokładnie tak: "Potrzebuję pomocy, bo mój stan psychiczny i fizyczny jest bardzo ciężki. Nie chcę mieć kontaktów z kobietą, która może zniszczyć mnie do końca". Trafiłem wtedy do domu dziecka.

Dlaczego nie zajął się tobą tata?

Tata jest policjantem i bał się, że moje wybuchy złości mogą zaszkodzić mu zawodowo. Wcześniej trochę u niego mieszkałem, bo zabrał mnie do siebie po jednej z awantur matki. Ten człowiek jest oazą spokoju – nigdy nie podnosi głosu, nigdy nie okazuje złości. A ja miałem wtedy ciągłe koszmary, budziłem się w nocy z płaczem i krzyczałem, że tęsknię za mamą, chociaż przecież od niej właśnie chciałem uciec… Ojciec nie mógł tego znieść. Pewnego wieczoru powiedział, żebym się spakował i poszedł na autobus. Że jak chcę do matki, to żebym do niej wracał. Dlatego nie trafiłem do niego, tylko do domu dziecka.

Jak wspominasz pobyt w placówce?

Miałem 14 lat, byłem zbuntowanym nastolatkiem i trudno było mi się dostosować do obowiązujących tam zasad – pobudka, śniadanie, szkoła, obiad, odrabianie lekcji, telewizor, odpoczynek, spanie. Opiekunowie nam powtarzali, że przygotowują nas do życia na starcie, bo chcą być pewni, że w dniu 18 urodzin, jak nas wypuszczą, to sobie poradzimy. Cały pobyt w domu dziecka to była moja walka z samym sobą, żeby nie dostawać szału i nie być agresywnym. Raz się nie udało. Poznałem w ośrodku taką jedną, to była moja pierwsza dziewczyna. Pokłóciliśmy się. Byłem strasznie zły i w tym momencie zaczepiła mnie wychowawczyni, że muszę oddać jej jakąś pracę domową… no i wpadłem w szał. Wezwali policję. Zacząłem się z nimi bić, nie mogli mnie okiełznać. Przez godzinę leżałem przyparty do podłogi w kajdankach i czekałem na karetkę. Policjanci uznali, że muszę być jeszcze raz przebadany na oddziale psychiatrycznym. Wtedy drugi raz trafiłem do szpitala, ale znów diagnoza była taka, że nic mi nie jest. Że to ciężkie doświadczenia życiowe powodują te wybuchy. Lekarze uznali, że nie potrzebuję leków. Później już się pilnowałem. Wyszedłem z domu dziecka po 18-stce, czyli kilka miesięcy temu.

Jak wygląda twoje życie od momentu wyjścia?

Jeszcze będąc w domu dziecka, na jednej z przepustek, poznałem dziewczynę. Od razu wiedziałem, że to jest to. Wróciłem do domu matki, ale większość czasu spędzałem z dziewczyną. Razem szukaliśmy pracy, ona przeglądała dla mnie kolejne ogłoszenia. Bardzo mi pomagała. Pewnego dnia przyniosła mojej mamie telefon komórkowy, bo wiedziała, że tamta już dawno swój przepiła. Umowa była taka, że mama miała oddać jej pieniądze, ale nie oddała. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. W końcu matka zorganizowała wielką libację. Gdy na drugi dzień przyszedłem do domu, zastałem straszny syf, a ona, jeszcze pijana, krzyczała, że ukradłem jej 100 zł. Nie wiem, czy była tak pijana, że nie pamięta, jak to przepili, czy po prostu wymyśliła to, żebym darował jej spłatę telefonu. W każdym razie wyszedłem z domu, nie chciałem się awanturować. Ona zamknęła za mną drzwi i wyobraź sobie, że nie otworzyła ich do dzisiaj. To było kilka tygodni temu. W środku zostały wszystkie moje rzeczy, wszystkie ubrania. Nie odzyskałem ich do dzisiaj, bo ona nie otwiera nikomu z rodziny drzwi. Poszedłem do dziadków, rodziców taty i na razie mieszkam u nich.

Twój tata jest policjantem, nie może pomóc w odzyskaniu rzeczy?

On jest z wydziału kryminalnego. Takimi sprawami zajmują się dzielnicowi. Ojciec twierdził, że nie może nic zrobić. Z kolei moja dziewczyna twierdzi, żebym odpuścił. Że nie ma sensu wdawać się w kolejne afery. Ona jest bardzo mądra. Tak naprawdę moje życie zaczęło się w momencie, w którym ją poznałem. Nauczyła mnie, że jest coś takiego jak emocje, że można o nich mówić, że można kogoś kochać. Ja ją bardzo kocham.

Jakie jest twoje największe marzenie?

Normalne życie. Ale chyba właśnie je spełniam. Od początku stycznia zaczynam pracę jako magazynier i jeszcze na pół etatu będę rozdawał ulotki. Załatwiliśmy też w miarę tani pokój, w którym zamieszkamy razem od nowego roku. Chcę zapewnić jej bezpieczeństwo. Wiesz co, ostatnio szliśmy po mieście i mijaliśmy kawiarnię. Pomyślałem sobie, że pary chyba tak właśnie spędzają czas – chodzą do kawiarni. Więc weszliśmy. To był mój pierwszy raz z dziewczyną w kawiarni. Bardzo fajne uczucie.

W 2017 roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła badania na próbie blisko tysiąca wychowanków, którzy podjęli próbę usamodzielnienia. Wynika z nich, że 23 proc. korzystało ze świadczeń pomocy społecznej. 31 proc. zarejestrowało się w powiatowych urzędach pracy, 14 proc. przerwało proces usamodzielnienia, a kolejne 14 proc. wróciło do patologicznego środowiska, z którego wcześniej trafiło do pieczy zastępczej. Największą trudnością było dla nich znalezienie pracy. Działania centrów pomocy rodzinie ograniczały się zazwyczaj jedynie do skierowania byłego podopiecznego domu dziecka do urzędu pracy. Było im trudno odnaleźć się na rynku pracy z powodu niskiego wykształcenia i braku jakiegokolwiek doświadczenia zawodowego.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (176)