Miała rodzinę, karierę i wspaniały dom. Jedna wizyta w szpitalu zmieniła całe jej życie
Poznajcie historię niesamowitej kobiety
Życie 32-letnia Ruth Naylor uległo radykalnej zmianie po tym, jak wykryto u niej raka. Kobieta postanowiła jednak nie ukrywać swojej choroby, a podzielić się jej ponurymi kulisami ze światem. Profil na Instagramie uczyniła pamiętnikiem, na łamach którego dokumentuje poszczególne etapy walki z nowotworem.
Na papierze
U Ruth w sierpniu tego roku wykryto rzadką postać chłonniaka, czyli raka układu chłonnego.
"Na papierze mam wszystko. Piękny dom z pięcioma sypialniami w malowniczym miejscu i zbudowany przy pomocy architekta, dwoje wspaniałych dzieci i świetną karierę. Na urlop jeździliśmy dotąd nawet pięć razy w roku. Ale kiedy zakładam szpitalną koszulę, nie różnię się od pozostałych chorych. Tylko, że ja jestem zdesperowana, aby nie umrzeć. Myślę, że mam pewną obsesję na punkcie ukazywania tego, że rak naprawdę uczy nas pokory" - napisała.
Szczerość na Instagramie
32-latka, która ma za sobą już pięć tygodni chemioterapii i wciąż niejasne rokowania, dokumentuje walkę z rakiem na Instagramie w celu pomocy innym cierpiącym.
"Nie chciałam odbywać tych samych trudnych rozmów setki razy, więc informacje o moim stanie i tym, co się ze mną dzieje, publikuję na moim profilu na Instagramie. Wielu z nas na pewnym etapie życia zachoruje na raka, ktoś musi być w tej grupie. Padło na mnie" - pisze Ruth.
"Umieranie nie jest opcją"
"Po rozpoznaniu raka, od razu tracisz życie, które miałeś, a twoja perspektywa i spojrzenie na wszystko całkowicie się zmieniają. Gdy leżę sama w łóżku w nocy, a dom jest cichy, nie mogę przestać się zastanawiać, jak to wszystko się skończy. Pytam siebie: 'A co, jeśli się nie obudzę rano i dzieci pozostaną bez mamy?' Umieranie jednak nie jest dla mnie opcją. Przez cały ten proces byłam tak silna psychicznie, jak tylko potrafię i naprawdę mam nadzieję, że mi pomoże" - zwierzyła się Ruth internautom.
Chociaż 32-latka poddawana jest obecnie wyczerpującej chemioterapii, która nie gwarantuje pozytywnego wyniku, twierdzi, że "wykorzystuje czas na śmiech". Przekonuje też, że nowotwór wykształcił w niej pokorę i sprawił, że doceniła proste rzeczy, jak list od starego przyjaciela. Ruth apeluje przy każdej możliwej okazji do swoich obserwatorów, by docenili życie, jakie prowadzą.
Zaczęło się jak grypa
Ruth Naylor po raz pierwszy odwiedziła swojego lekarza w sierpniu tego roku. Skarżyła się wówczas na objawy podobne do grypy. Poczatkowo zrzuciła to na karb przemęczenia z racji pracy, opieki nad dziećmi i rozstania z mężem.
W Szpitalu Uniwersyteckim w South Manchester rentgenowskie badanie wykazało skrzepy na prawym płucu, a także nieprawidłowości w badaniu krwi. Po serii zastrzyków lekarze chcieli kontynuować badania i poprosili Ruth o powrót do placówki następnego dnia. Wówczas odkryli rozwijający się w jej ciele nowotwór. Przeniesiona do szpitala w Withington, Ruth Naylor usłyszała, że potrzebuje sześciu miesięcy intensywnej chemioterapii.
Wspomnienie mamy
Mama Ruth umarła bardzo młodo, bo w wieku 47 lat - pięć tygodni po zdiagnozowaniu u niej raka wątroby.
"Miałam dopiero 21 lat, kiedy mama zmarła, więc gdy powiedziano mi, że sama mam raka, pomyślałam o moich małych dzieci i o tym, jak one poradzą sobie beze mnie. Nie wiedziałam, co będzie. Moja mama nawet nie zaczęła chemioterapii, bo była już w zbyt złym stanie. Nie znam więc nikogo, kto przechodziłby coś podobnego" - pisze kobieta.
"Rak nie dyskryminuje"
"Rak nie dyskryminuje. Nie miałam czasu do stracenia, więc od razu po diagnozie zaczęłam działać. Nie zastanawiałam się. Teraz staram cieszyć się życiem" - pisze Ruth, która wspiera "Stand Up To Cancer" - kampanię zbierającą fundusze, mające przyspieszyć przełomowe badania nad rakiem i przyczynić się do uratowania większej liczby żyć.