Miała tylko 7 lat. Po jej śmierci kraj zalała fala protestów
Jej ciało znaleziono na wysypisku śmieci. Zainab miała tylko 7 lat. Początek życia. Została porwana i zgwałcona. Wiadomość o śmierci dziewczynki trafiła do mediów na początku stycznia. Sprawa nie ucichła, wręcz przeciwnie. Przez kraj przetacza się właśnie fala protestów.
11.01.2018 | aktual.: 12.01.2018 11:48
Zainab Amin urodziła się w Pakistanie, mieszkała z rodzicami w mieście Kasur. Ci na początku stycznia wybrali się na pielgrzymkę. Córkę zostawili pod opieką rodziny. 4 stycznia dziewczynka była w szkole. Pod budynkiem miała zostać porwana przez mężczyznę, co zarejestrowały pobliskie kamery. Jak podają międzynarodowe media, w tym CNN, Zainab została zgwałcona i porzucona. Ciało znaleziono wśród śmieci.
O śmierci dziecka rodzice dowiedzieli się, gdy byli jeszcze za granicą. Po powrocie udzielili krótkiej rozmowy lokalnym dziennikarzom. – Nie pochowamy córki, dopóki nie znajdzie się morderca – powiedział Ameen Ansari, ojciec 7-latki. – Gdyby policja działała szybciej, już dawno byłby złapany. Nie mam nic więcej do powiedzenia, chcę tylko, żeby sprawiedliwości stało się zadość – dodał.
Historia dziewczynki poruszyła tysiące osób. Sprawa jest kontrowersyjna z kilku powodów. Pierwszy jest taki, że mężczyznę, który porwał Zainab, zarejestrowała kamera. Mimo to od tygodnia policji nie udało się ustalić, kim jest. Policja zaoferowała jednak 10 milionów pakistańskich rupii tej osobie, która pomoże w schwytaniu sprawcy. Druga, w ciągu ostatnich kilku miesięcy w tej samej prowincji zamordowano 11 innych dziewczynek. Z kolei dwa lata temu głośno było o sprawie gangu 25 mężczyzn, którzy zastraszali dzieci i zmuszali je do występowania w filmach erotycznych. W końcu wyszło na jaw, że gang działał przez 5 lat.
Sprawa wstrząsnęła lokalną społecznością, a jak wspomina tata Zainab, rodzice żyli w strachu, że i ich dzieci może spotkać coś takiego.
Ludzie wyszli na ulice
Morderstwo dziewczynki odbiło się szerokim echem w Pakistanie. W prowincji, z której pochodziła, wybuchły zamieszki. Jak donosi CNN, protest przerodził się w brutalne starcie z policją. Zginęły dwie osoby. Złe nastroje nie słabną.
Do mediów trafiły informacje o sekcji zwłok 7-latki. Zainab miała zmiażdżony język.
W sieci pojawił się hashtag #JusticeForZainab. Gwiazdy i znani aktywiści nawołują, by rząd podjął konkretne kroki, by chronić dzieci w kraju. Za długo przestępcy seksualni nie byli karani w kraju i czuli się bezkarni. Mówi się, że pracę może stracić kilku wysoko postawionych urzędników ze względu na to, że doprowadzili do takiej sytuacji.
Gwałt, który poruszył tłumy
Historia Zainab przypomina tę, o której głośno było kilka lat temu w Indiach. Po brutalnym gwałcie na kobiecie, ludzie protestowali tygodniami. Dziewczyna miała stać się symbolem zmian w kraju, o którym mówi się jako najgorszym dla kobiet.
16 grudnia 2012 roku 23-letnia Jyoti Singh Pandey wracała autobusem z kina razem z kolegą. Tam zostali napadnięci przez sześciu mężczyzn. Gwałcili i bili ją przez ponad godzinę. Chłopakowi, który próbował ją bronić, połamali nogę stalowym prętem. Oprawcy wyrzucili Jyoti i jej przyjaciela z autobusu. Wciąż jeszcze żyli. Oboje trafili do szpitala. Dwa tygodnie później studentka zmarła. Jej poważnych obrażeń nie potrafił wyleczyć żaden lekarz.
Napastnikom postawiono zarzuty morderstwa, gwałtu i porwania. Pięciu skazano na śmierć, szóstego na 3 lata więzienia. W wywiadzie dla BBC, Mukesh Singh, jeden z oprawców 23-latki przyznał, że gwałt i pobicie miało być karą dla dziewczyny i jej przyjaciela. Bestialski napad nazwał "lekcją".
– Przyzwoita dziewczyna nie wychodzi po 21. Zajmowanie się domem to zajęcie dla dziewcząt. A nie zabawy w klubach, barach, robienie złych rzeczy, noszenie nieodpowiednich ubrań. W naszym społeczeństwie nie pozwalamy dziewczętom wychodzić z domu z nieznajomymi po 20. U nas nie ma miejsca na to, by kobiety i mężczyźni byli przyjaciółmi. Tu nie ma miejsca dla kobiet w ogóle – mówił.
Śmierć Jyoti wywołała w kraju falę protestów. Nie był to pierwszy tak brutalny przypadek, ale tysiące ludzi uznały, że mają już dość takiego traktowania kobiet. W Delhi wstrzymano ruch, zamknięto ważniejsze państwowe budynki, a na ulice wyszły ponad 4 tysiące mieszkańców. "Nie chcemy waszego współczucia! Nie potrzebujemy czułych słów! Domagamy się natychmiastowej zmiany prawa" – głosiły wywieszone przez nich banery. Rządzący obiecali wtedy, że zrobią wszystko, by poprawić sytuacje kobiet w kraju. Na obietnicach się skończyło.