"Na początku pytałam znajomych, czy coś ode mnie czuć". Małgorzata pracuje na fermie świń
Małgorzata ma 32 lata, pochodzi z Elbląga. Od 7 lat pracuje na fermach świń, a hodowla stała się dla niej życiową pasją. Jej największą miłością są zwierzęta, sama ma 4 koty.
13.12.2019 | aktual.: 15.12.2019 18:13
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Jaka jest pierwsza rzecz, którą robisz po przyjściu do pracy?
Biorę prysznic. Wymagają od nas tego przepisy dotyczące bioasekuracji. Następie wydaję dyspozycję swoim pracownikom, bo aktualnie kieruję działem porodowym, skupiam się na organizacji pracy i zapewnieniu wszystkich środków, czyli przyrządów do zabiegów zootechnicznych, paszy dla prosiąt, środków do dezynfekcji, żeby praca przebiegała płynnie bez zakłóceń, szkolę nowych pracowników.
Pochodzisz z Elbląga, jak twoi miastowi znajomi zareagowali na to, gdzie pracujesz?
To było dla nich lekkim szokiem. Mówili "co to w ogóle za zawód, co to w ogóle jest?", ale ja wtedy staram się im tłumaczyć, że to nowoczesna ferma, że pracuje na najnowszych technologiach i to daje mi duże możliwości rozwoju. A poza tym fascynuje mnie to i bardzo lubię swoją pracę.
Powiedziałaś o rozwoju. Naprawdę są takie możliwości?
Każda nowa ferma, każda nowa sytuacja, uczy, jak być lepszym hodowcą i uzyskiwać coraz lepsze wyniki produkcyjne. Mam kontakt z ludźmi, od tych z większym doświadczeniem uczę się, a nowicjuszy zarażam swoją pasją, ale przede wszystkim uwielbiam kontakt ze zwierzętami, które są niesamowicie wdzięcznym obiektem obserwacji, już samo przebywanie z nimi daje dużą radość.
Ludzie zmieniali do ciebie nastawienie, kiedy dowiadywali się, co robisz zawodowo?
Raczej nie, chociaż widać było zdegustowanie. Moi rodzice byli bardzo niezadowoleni, gdy zaczynałam pracę na fermie, uważali, że jest to praca ciężka, upokarzająca i nierokująca na przyszłość.
Ile za tę "ciężką, upokarzającą i nierokującą na przyszłość pracę" się dostaje?
Zaczyna się od 12 zł za godzinę, później ze zdobytym stażem i kwalifikacjami dostaje się podwyżkę nawet do 20 zł/h. Firmy zapewniają też mieszkania socjalne o wysokim standardzie.
Skończyłaś dwa kierunki studiów. Jak to się stało, że pracujesz na fermie?
Samo życie. Skończyłam biotechnologię, a potem technologie żywności. Niestety, nie znalazłam pracy w żadnym z tych zawodów. Do pracy na pierwszej fermie wprowadził mnie ówczesny chłopak i tak już zostałam. Na początku pracowałam na porodówkach jako pracownik produkcji. Do moich obowiązków należało sprzątanie, dezynfekcja, karmienie, dbanie o dobrostan zwierząt.
Kierujesz działem porodowym, jakie są twoje zadania?
Ciąża świni trwa trzy miesiące, trzy tygodnie i trzy dni. Ciężarne są wprowadzane na umytą i zdezynfekowaną porodówkę na tydzień przed terminem. Dbamy o to, by zapewnić świni maksimum komfortu. Kojec porodowy musi być czysty, a przed porodem dogrzany dla małych prosiąt. W momencie porodu musimy obserwować rozwój sytuacji, kontrolować przebieg porodu i zapisywać go, niekiedy wymagane są interwencje akuszera.
Jak radzisz sobie z tak dużymi zwierzętami?
Na dużych i nowoczesnych fermach są specjalne korytarze przepędowe, by ułatwić przegonkę, komputery sterują procesami żywienia macior i prosiąt, siła potrzebna do pracy i jej czasochłonność ulegają znacznemu zmniejszeniu. Prosięta rodzą się małe i na porodówkach ważą do 5-6 kg maksymalnie, więc nie jesteśmy przeciążeni. Naturalne jest to, że praca przy zwierzętach wymaga wiele sprawności. Nieustanne kontrolowanie sytuacji w kilku budynkach wymaga wielu kilometrów intensywnych "spacerów" codziennie, schylania. Łapanie prosiąt do różnych zabiegów również wymaga sprytu.
Z tego, co mówisz, ten proces jest już bardzo zautomatyzowany, ale czy nadal zdarzają się niebezpieczne sytuacje?
Praca przy zwierzętach, zwłaszcza tak dużych jak świnie, zawsze będzie wymagała przytomności umysłu i rozsądku. Zwierzę może ugryźć albo stanąć na stopie, poza tym mała powierzchnia kojców porodowych wymaga "akrobacji", zwłaszcza gdy trzeba złapać małe prosięta. Siniaki i zadrapania to chleb powszedni. Najważniejsza jest ostrożność.
Na fermie zajmujecie się nie tylko odbieraniem powodów, ale też kastracją. Uczestniczysz przy takich zabiegach?
Jak najbardziej. Kastracja jest zabiegiem przeprowadzanym przez lekarza weterynarii, wymaga podania leków i naruszenia powłoki ciała, akuszerzy często tu asystują.
Nie mogę o to nie zapytać. Co z zapachem? Czy można się do tego przyzwyczaić i się go pozbyć?
Kiedy zaczęłam pracę, często pytałam moich znajomych, czy coś ode mnie czuć, ale mówili, że nie. Nowoczesna ferma zupełnie różni się od powszechnie znanego, tradycyjnego chowu ściółkowego. Dzień zaczyna się od prysznica i na nim też się kończy. Nasze prywatne ubrania nie przechodzą tym zapachem, bo zostają w szatni, pracodawca zapewnia nam kombinezony i bieliznę. Jeśli chodzi o zapach na fermie, to jest on słabo wyczuwalny. Świnie wbrew powszechnej opinii to bardzo czyste zwierzęta. Wchodząc do pokoi porodowych często czuje się bardzo przyjemny zapach pasz dla prosiąt, dla mnie pachną wafelkami (śmiech).
A jak widzisz swoją przyszłość?
Na obecnej fermie pracuję już trzy lata, poznałam tu chłopaka, z którym w przyszłym roku planujemy ślub. Jest rolnikiem, nauczył mnie pracy na polu, więc potrafię teraz też jeździć dużymi traktorami, bronować czy orać. Budzi to ogromne zdziwienie wśród rodziny i znajomych. Kiedy myślę o przyszłości, wiem, że będą to plany związane z rolnictwem i hodowlą zwierząt.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl