Na "śledziku" puściły im hamulce. "Przyłapałam ich w łazience"
W sezonie świątecznym firmy często decydują się na organizację świątecznych imprez dla pracowników. - Ludzie zapominają, że jednak są w szerokim gronie kolegów z pracy, czują się jak w klubie. To oczywiście rodzi później masę plotek – kto się z kim całował, przespał czy kto kogo odwiózł do domu - mówi Barbara.
07.12.2023 06:00
Barbara (imię zmienione – przyp. red.) pracuje w księgowości dużej, ponad 200-osobowej firmy. - "Śledzik" to nasza coroczna impreza firmowa. Poza tym szefowie nie organizują żadnych innych integracji, ale wtedy naprawdę się starają i nie oszczędzają, dlatego każdemu zależy, żeby przyjść – opowiada. Zawsze wybierany jest duży lokal – tak, żeby zmieściły się i stoliki, i przynajmniej symboliczna scena na krótkie przemówienia szefostwa, i oczywiście parkiet.
- Tak naprawdę, poza akcentami świątecznymi w wystroju, to zwykła impreza w klubie. To bardziej zamknięcie i podsumowanie roku niż święta. Taka krótka prezentacja szefostwa, na większym luzie – opowiada. - A potem zaczyna się zwykła impreza. Szwedzki bufet z daniami na ciepło i na zimno, DJ. No i oczywiście jest open bar.
Bar jest, zdaniem Barbary, najważniejszą atrakcją podczas ich firmowej imprezy. - Mamy do wyboru piwo, wino, wódkę i krótką kartę drinków, klasycznych i takich ze świątecznym twistem - "pijany Mikołaj", "Christmas cosmopolitan" i inne tego typu – wymienia 36-latka. - Nie mam nic przeciwko, fajnie, że szefostwo ma taki gest i też chętnie korzystam. Ale sporo moich kolegów traktuje "śledzika" jako okazję do zerwania ze smyczy. Co roku widzę, jak dosłownie całą noc spędzają przy barze, a potem dosłownie wytaczają się z lokalu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomina sobie sytuację z ubiegłego roku. Jeden z menadżerów, na co dzień cichy, zorganizowany i ułożony, podczas imprezy mocno zaszalał. Najpierw zaczął być bardzo głośny, później pozwalał sobie na nieprzyzwoite komentarze, a po tym, jak stłukł talerz pełen jedzenia, ktoś inny wsadził go do taksówki. - Bardzo żenujący obrazek. Ktoś stawia im alkohol, więc najwyraźniej czują potrzebę pić na umór - komentuje Barbara.
"Dużo jedzenia i jeszcze więcej alkoholu"
Podobnie opowiada o tym Ewelina. - Pracuję w zajeździe. Cały grudzień to intensywna praca – mamy do przygotowania cateringi, wesela, sami organizujemy wigilie firmowe. Jeden wieczór przed świętami jest nasz – zamykamy wtedy lokal i mamy swoją świąteczną integrację. Można powiedzieć, że sami ją sobie przygotowujemy, jak prawdziwą wigilię - śmieje się kobieta. - Mamy dużo jedzenia i jeszcze więcej alkoholu.
Najpierw jest kulturalnie – barszcz, kilka innych dań, przekąski. Do tego wino. - A później małe wesele – podsumowuje Ewelina. Z biegiem imprezy na stole pojawia się wódka i whisky. - Mam wrażenie, że niektórzy nie umieją się pohamować, wypić tylko jednego albo dwóch-trzech drinków, jeśli dostają darmowy alkohol - stwierdza. - Ja najczęściej znikam, zanim ze zwykłej integracji zrobi się pijackie party. Nie przesadzam – raz nawet dwóch kelnerów, którzy nigdy za sobą nie przepadali, pobiło się przed lokalem. Szybko wylecieli z pracy.
Zobacz także: Świąteczne panny młode. "Zero bajkowego nastroju"
"Jak na potańcówce w liceum"
Zdaniem Barbary alkohol i większy luz niż na co dzień sprawiają czasem, że biurowe romanse nabierają rumieńców. - Seks w toalecie albo odważne pocałunki na parkiecie czy w korytarzu to może nie jest standard, ale zdarza się. Pamiętam, jak sama w łazience przyłapałam jedną parę, co do której miałam pewne podejrzenia już wcześniej - śmieje się. - Ludzie zapominają, że jednak są w szerokim gronie kolegów z pracy, czują się jak w klubie. To oczywiście rodzi później masę plotek – kto się z kim całował, przespał czy kto kogo odwiózł do domu. Jest jak na potańcówce w liceum albo na studiach.
Gorzej jeśli zamiast niewinnego flirtu czy wspólnego powrotu z imprezy, który jest chciany przez obydwie strony, pojawia się nachalne podrywanie i nieprzyjemne zachowania. Patrycja wspomina jednego z kierowników, którego określa jako "przylepę". - Przyznam, że przed nim uciekałam - wyznaje. - To taki śliski, obleśny typek, który uwielbia składać życzenia podczas imprezy. I kiedy już cię dorwie, zawsze chce się przytulić albo dać buziaka w policzek. Niby nic takiego, niewinna rzecz, ale dla mnie bardzo niekomfortowa, nie lubię dotyku osób, których nie do końca znam.
Patrycja jest jedną z najmłodszych osób w biurze, pracuje tam od niedawna i trudno jej postawić granicę wobec takiego zachowania szefa innego działu. - Mam wrażenie, że tylko mnie to przeszkadza. Wszyscy się z niego śmieją, mówią, że jest wylewny. Nie chcę stać za rozpętaniem jakiejś burzy, podczas imprezy wolę schodzić mu z drogi - mówi.
Nie tylko drinki
Patrycja wspomina też o paczkach. - Nie wiem, czemu szefowie myślą, że to jest fajne – dodaje ze śmiechem. - Ostatnio każdy z nas dostał biedne słodycze - głównie smutne Mikołaje z czekolady kiepskiej jakości, mandarynki i pomarańcze. Powiało PRL-em – ocenia. - Trochę kuriozalne było, kiedy prezes podczas swojej świątecznej przemowy zachwalał, jak firma dba o nas i mówił właśnie o tych paczkach jak o największej premii.
- My podczas imprezy dostawaliśmy całkiem fajne upominki - najczęściej jakąś niewielką elektronikę typu głośnik czy słuchawki albo bony do różnych sklepów - dodaje z kolei Barbara. - Na to nie mogę narzekać. Wiem, że nie zawsze tak jest – moja koleżanka z innej firmy dostawała premię świąteczną, ale szefowie zdecydowali o cięciu kosztów. Wymyślili sobie paczki z jedzeniem, które, jak się okazało, było tuż przed terminem ważności.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl