"Tanio już było." Drożyzna na świątecznym jarmarku
- Czasami ludzie rzeczywiście zgłaszają, że ceny są troszeczkę większe - komentuje pracownik stoiska na krakowskim jarmarku bożonarodzeniowym. - Polak musi ponarzekać, ale i tak pofolguje sobie na święta - dodaje jedna ze sprzedawczyń.
Jarmark bożonarodzeniowy w Krakowie to już tradycja. Sprzedawcy co roku przyciągają prawdziwe tłumy spragnione świątecznej atmosfery. Nie inaczej jest teraz - jarmark działa od 24 listopada i już cieszy się ogromną popularnością wśród krakowian i turystów. Sprzedawcy są zgodni - nie przeszkadzają w tym wyższe niż rok wcześniej ceny. - Tanio już było - kwituje jeden z klientów.
"Przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski"
Odwiedzam jarmark chwilę po 10.00. Nawet mimo wczesnej pory co chwilę ktoś podchodzi do okienka z grzańcem. Jednak sprzedawczyni podkreśla, że teraz jest spokojnie, a ciężkie są przede wszystkim weekendy. - W piątek i w sobotę jest masakrycznie dużo ludzi - opowiada. - Chociaż przychodzą też w ciągu tygodnia, głównie wieczorami. Z tego, co słyszę od klientów, przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski, ktoś przyjechał specjalnie z Katowic, ktoś inny z Wrocławia. Mówią, że koniecznie trzeba się wybrać na targi do Krakowa, bo tu są najpiękniejsze.
Z jednej strony kobieta podkreśla, że słyszy, jak ludzie w kolejce komentują ceny i narzekają. - Ale kiedy widzę tłum to chyba jednak tak źle nie jest. Faktycznie ceny są wywalone w kosmos – przyznaje. - Ale ten zapach i atmosfera kuszą. Mimo wszystko klienci przychodzą, jedzą i piją, kupują pamiątki. Ja w weekend miałam do grzańca kolejkę praktycznie do Sukiennic. Polak musi ponarzekać, ale i tak pofolguje sobie na święta, więc nie jest najgorzej - śmieje się rozmówczyni WP Kobieta.
- Ceny zawsze są tu wysokie – dodaje pracownica z innego stoiska gastronomicznego. - Skargi na to słyszę od klientów co roku, że było drogo i jest jeszcze drożej. Ale mimo wszystko jakoś się to kręci, jest zainteresowanie. Ludzie płacą też za atmosferę, która tu jest.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Handlarze podkreślają też, że na jarmarku widać wielu turystów z zagranicy. Rzeczywiście, rozmowy po angielsku czy niemiecku słychać przy stoiskach zwłaszcza niedługo po otwarciu, gdy klientów jest mniej. - Oni nie zwracają uwagi na ceny - podkreśla kobieta stojąca przy jednym z grillów. To samo powtarzają inni pracownicy.
"Kilka osób pokręciło nosem"
Niezmiennym hitem świątecznego jarmarku są serki z grilla. Przez dłuższy czas przy jednym ze stoisk kręci się kilka osób. - Ja zacząłem pracę w niedzielę. Wystartowaliśmy o 9.00, był moment na przygotowanie, a później, od 10.00 do 21.00 właściwie przez cały czas był ruch. Kolejka stała aż do parasoli – wskazuje sprzedawca.
Za serek na ciepło trzeba zapłacić 7 zł. Ten z dodatkiem żurawiny wyniesie nas złotówkę więcej. Inne dodatki podbijają cenę jeszcze bardziej – serek w szynce szwarcwaldzkiej kosztuje 11 zł, a z dodatkiem żurawiny 12. - Zdarzały się komentarze na ten temat. Kilka osób pokręciło nosem i mówiło, że za drogo, co to za ceny, żebyśmy pogadali z szefostwem. Ale my tylko sprzedajemy i kasujemy, nie mamy nic do gadania - podkreślił.
Nikt nie jest zdziwiony wysokimi cenami
W kilku miejscach na jarmarku można też spróbować pierogów. W tym roku koszt 12 sztuk to aż 40 zł, a za dodatki - cebulkę, boczek i śmietanę - trzeba zapłacić 8 zł. Inne stoisko wydaje się nieco tańsze - oferuje 6 sztuk za 25 zł, a 12 za 35 zł. Ceny dodatków są bardziej zróżnicowane - smażona cebula kosztuje 6 zł, skwarki z kiełbasy - 7 zł, barszcz czerwony solo – 12 zł, a barszcz z uszkami – 22 zł. W porównaniu z ubiegłym rokiem to spory skok cen – wtedy za 12 pierogów mogliśmy zapłacić 32 zł.
Czy przekłada się to na liczbę klientów? Sprzedawcy zgodnie podkreślają, że nie widać, by ceny kogoś odstraszyły. – Zainteresowanie jest naprawdę spore – przyznaje mężczyzna pracujący w jednej z budek. - W weekend jest trochę większy ruch, akurat ja byłem zaskoczony, bo ten dzień jakoś specjalnie od weekendu nie odbiegał. Myślę, że to jest związane z tym, że jarmark niedawno się otworzył, każdy chce zobaczyć, jak to wygląda i co się dzieje. Niedługo pewnie trochę spadnie, ale znowu wejdzie na wyższe obroty w okresie przedświątecznym i świątecznym. Co roku to wygląda podobnie.
- Czasami ludzie rzeczywiście zgłaszają, że ceny są troszeczkę większe - uśmiecha się sprzedawca. - W dobie dzisiejszej inflacji musiało to dotknąć i tego sektora. Nikt nie jest tym specjalnie zdziwiony.
Zapiekanka za 38 zł, bigos za 30, pajda ze smalcem - 20
Podobnie jest zresztą u innych handlarzy. Zupy - chociaż również nie należą do najtańszych - sprzedają się bardzo dobrze. Jak podkreśla pracownica stoiska, klienci najczęściej wybierają bigos, gulasz czy barszcz ukraiński, które oscylują w okolicach 25-30 zł. Po pobliskich stolikach widać też, że dużą popularnością cieszy się też pomidorowa (15 zł).
Wiele osób nie wyobraża sobie wizyty na targu bez pajdy chleba ze smalcem. W tym roku trzeba za nią dość słono zapłacić - kromka ze smalcem kosztuje 20 zł, ogórek i cebula - 8 zł, mięso - 10 zł, a kiełbasa 12 zł. Jest także typowo krakowski przysmak, czyli zapiekanka - kosztuje aż 38 zł.
Drogie są też smakołyki z grilla. Szaszłyk to 22 zł za 100 g, na innym stoisku - 36 zł za 200 g. Golonka? 20-22 zł za 100 g. Do tego 15 zł za porcję ziemniaków, kapusty lub warzyw oraz 5 zł za chleb, keczup czy musztardę.
Czytaj także: Święta spędziły bez rodziny. "Nie przyjęli tego dobrze"
"O cenach nie ma dyskusji"
Oprócz strefy gastronomicznej na jarmarku są też stoiska z dekoracjami świątecznymi, wyrobami kuśnierskimi, ceramiką czy typowymi pamiątkami z Krakowa. Gwarno jest szczególnie przy bombkach i innych ozdobach. Wśród sprzedawców większe są jednak obawy o pogodę niż o klientów. - Byle do wiosny, koleżanko! - śmieje się jeden z pracowników, ubrany w grubą kurtkę, czapkę i rękawice.
Ceny bombek wahają się od 8 do ponad 100 zł, w zależności od wielkości. - Podobno święta wielkanocne mają być jeszcze droższe - mówi klientka, która właśnie kupiła kilka ozdób. Inna podchodzi - wybrała trzy malutkie za 8 zł w różnych kształtach. - Gastronomia przyciąga ludzi najbardziej, ale te produkty też cieszą się zainteresowaniem. O cenach nie ma dyskusji, myślę, że ludzie przywykli do tego, co jest w sklepach. Wiadomo, że jest drogo, ale rynek już przyzwyczaił ludzi - mówi sprzedawczyni i wykłada kolejne pudełka.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!