Nacinają kobiety i nie pytają o zgodę. "Nie wiedziałam, że mam prawo odmówić"
- Zobaczyłam, jak położna chwyta za nożyczki. Zapytałam, czy to konieczne. W odpowiedzi usłyszałam, że takie procedury obowiązują każdą przedwcześnie rodzącą w szpitalu - mówi Aneta, której podczas pierwszego porodu nacięto krocze. Już na początku lat 80. naukowcy udowodnili, że procedura jest niezwykle krzywdząca dla pacjentek. Mimo tego lekarze i położne odbierające w Polsce porody wciąż z niej korzystają.
"Nagle poczułam ogromny ból"
Dla Katarzyny powrót do szpitalnych wspomnień nie jest łatwy. Jej ciąża przebiegała wzorowo. Inaczej było w przypadku porodu, który trwał nieco ponad trzy godziny. Dla zwiększenia poczucia bezpieczeństwa opłaciła położną. Rodziła w pandemii, więc jej mąż nie mógł być obecny na sali porodowej.
- Zaczęły się intensywne skurcze. Później przyszedł ból nie do zniesienia. W trakcie tej agonii położna zaczęła czytać mi regulamin. Padło w nim pytanie, czy zgadzam się na nacięcie krocza. Byłam tak przerażona i zmęczona, że przytaknęłam. Niedługo po tym opadłam z sił - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Podano jej oksytocynę. Poczuła ulgę, ale zaczęła też tracić przytomność. Usłyszała tylko krzyk lekarza, który stwierdził, że już za późno na cesarskie cięcie.
- Oślepiły mnie światła. Do sali wbiegło mnóstwo osób. Ktoś podpiął mi kroplówkę i nałożył maskę tlenową. Położne chwyciły mnie za kolana, a lekarze zaczęli wypychać dziecko łokciami. Nagle poczułam ogromny ból. Zobaczyłam, że krew rozbryzguje się na twarzach personelu medycznego. Nacięto mnie. Gdy dziecko przyszło na świat, lekarz rozpoczął zaszywanie rany. Bez znieczulenia - wspomina.
Katarzynie założono 15 szwów. Nikt nie poinformował jej przed porodem, że może dojść do zabiegu. Po wszystkim poczuła się winna. Na porodówce usłyszała wiele gorzkich słów. Położna, którą opłaciła, zarzucała jej, że dramatyzuje i nie potrafi pomóc własnemu dziecku przyjść na świat.
- Gdybym nie wzięła udziału w szkoleniu rodzenia on-line, nie wiedziałabym, czym jest nacięcie krocza. Mówiono jednak, że to ostateczność i przestarzała metoda, której się już nie praktykuje. Do dziś czuję fizyczne skutki tego zabiegu - podsumowuje.
Konieczność czy rutyna?
Jeszcze do niedawna Polska była jednym z niewielu krajów w Europie, w których nacinanie krocza było uznawane za rutynowy element prowadzenia porodu. Ograniczyło go w 2010 r. Ministerstwo Zdrowia, wprowadzając standard opieki okołoporodowej. Jolanta Budzowska, radca prawny, pełnomocnik poszkodowanych pacjentek w sprawach okołoporodowych i autorka bloga Błąd przy porodzie wyjaśnia, że zgodnie z rozporządzeniem do zabiegu może dojść, gdy personel medyczny ma do tego istotne wskazania.
- W przebiegu porodu obowiązuje rozporządzenie w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej. Zgodnie z przepisami nacięcie krocza jest zabiegiem, który powinien być wykonywany tylko wtedy, kiedy jest niezbędny, czyli w medycznie uzasadnionych przypadkach. Nie może być dowolną decyzją lekarza czy położnej. Jest obowiązek udokumentowania, jakie działania podjął personel w celu ochrony krocza. Opisanie okoliczności uzasadniających zastosowanie zabiegu nacięcia musi znaleźć się w dokumentacji medycznej - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.
Brakuje jednak instytucji, która gromadziłaby dane o ilości dokonywanych w szpitalach zabiegów. Od 2003 r. takie informacje zbiera systematycznie Fundacja Rodzić Po Ludzku. Z jej analiz wynika, że 80 proc. kobiet rodzących siłami natury miało nacięte krocze. Aż 60 proc. z nich nie zapytano o zgodę. Fundacja podkreśla, że w niektórych szpitalach nacięcie jest postępowaniem rutynowym przy pierwszym porodzie. Inne placówki stosują tę procedurę u 100 proc. pacjentek, bez względu na to, który raz rodzą.
Marta Wójcik, ginekolożka i położniczka, uświadamiającej kobiety o prawie do ochrony krocza, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że nadużywanie nacięcia to wynik utartych schematów, które powielane są na porodówkach. Nacina się, ponieważ takie procedury od lat stosowano w szpitalu.
- Wiele medyków twierdzi, że nacinając krocze rodzącej, ochrania ją przed skutkami pęknięciami wyższego stopnia, które odpowiadają za urazy zwieraczy odbytu. Natomiast to jeden z typów nacięcia krocza jest czynnikiem ryzyka. Nacinając, odbieramy kobiecie szansę na poród bez obrażeń - tłumaczy.
Zabieg skazuje kobiety na życie z bolesnymi powikłaniami. Nacinane są mięśnie, nerwy i naczynia krwionośne, co wiąże się z obfitym krwawieniem podczas porodu. W odróżnieniu od naturalnego pęknięcia, które jest znacznie płytsze. Wójcik dodaje, że powikłaniem po zabiegu jest sama blizna, która daje o sobie znać jeszcze przez wiele lat po zszyciu.
- Rana po nacięciu często sprawia problem w takcie gojenia. Utrudnia także kontakt z dzieckiem w pierwszych dniach jego życia. Bolesne bywa samo siadanie, nie mówiąc już o podnoszeniu czy karmieniu noworodka - wyjaśnia ginekolożka.
"Zwyczajnie mnie okaleczono"
Aneta urodziła przedwcześnie. Poród zaczął się samoistnie dwa tygodnie przed terminem. Ten powód wystarczył położnej do zadecydowaniu o nacięciu krocza. - Zobaczyłam, jak położna chwyta za nożyczki. Zapytałam, czy to konieczne. W odpowiedzi usłyszałam, że takie procedury obowiązują każdą przedwcześnie rodzącą w szpitalu - wspomina. Nie poinformowano jej wykonywaniu zabiegu. Przyznaje, że gdyby nie zatrzymała położnej, nacięłaby krocze z zaskoczenia.
- Nie wiedziałam, że nacięcia są powszechnie wykonywane w Polsce. Wiele kobiet z mojego otoczenia jest przekonanych o jego skuteczności nad naturalnym pęknięciem. Takie słowa usłyszały w szpitalu, od personelu medycznego. Trudno nie wierzyć osobom, które odbierają porody na co dzień - dodaje.
Mimo tego, co mówiły bliskie jej osoby, wolała, żeby poród odbył się bez nacięcia krocza. Zabieg wykonano wbrew jej woli. Nie miała jednak żalu do położnej. Podejście Anety zmieniło się, gdy usłyszała, że do nacięcia doszło bez medycznych wskazań. - Zwyczajnie mnie okaleczono. Nie mogę pogodzić się z tym, że zostałam poddana takiej procedurze - mówi.
Poród Anety nie wymagał nacięcia. Przebiegał sprawnie. Wykonano je tylko po to, żeby przyspieszyć przyjście na świat dziecka o kilka minut. Z konsekwencjami zabiegu kobieta musi żyć do dzisiaj. To nie tylko ból fizyczny, ale także obciążenie psychiczne. Nikt nie uświadomił jej przed porodem o prawie odmowy do wykonywania nacięcia.
- Jestem przykładem tego, że nacięcia są wykonywane rutynowo, bez medycznego wskazania, w imię szpitalnych procedur. Nie rozumiem tej motywacji. Personel medyczny nie szanuje natury porodu i podstawowych praw pacjentek, takich jak odmowa do wykonania nacięcia. Przed pierwszym porodem nie wiedziałam, że mam prawo odmówić. To wciąż mnie boli - wyznaje.
Zgoda pacjentki to podstawa
Zarówno Marta Wójcik, jak i Jolanta Budzowska przekonują, że do zabiegu nie powinno dochodzić bez wyraźnej zgody pacjentki. Według zgodnego z prawem scenariusza kobieta wyraża ją już przed porodem, gdy opracowywany jest jego plan. Wtedy może wyrazić pisemną zgodę na ewentualny zabieg.
- Pacjentka powinna być też poinformowana wcześniej o konieczności przeprowadzenia takiego nacięcia. Lekarze często tego nie robią, co jest nieprawidłowe. Jeśli nie ma w dokumentacji opisanych wskazań medycznych, to możemy wnioskować, że personel medyczny ich nie stwierdził, a więc zabieg nie był konieczny. Pacjentka może sporządzić własny plan porodu, w którym określi preferencje dotyczące jego przebiegu - wyjaśnia Budzowska.
Podkreśla, że lekarz, który otrzyma zgodę na nacięcie przed porodem, nie musi o to pytać po raz drugi, jeśli widzi wskazania. Zmuszony jest za to poinformować, kiedy rozpocznie zabieg. - Rażącym naruszeniem praw pacjenta jest nieuzyskanie zgody kobiety i dokonanie nacięcia wbrew jej woli - dodaje.
Kobieta ma jednak prawo do zmiany zdania w trakcie porodu, jeśli personel medyczny poinformuje ją, że zabieg jest konieczny. Jak tłumaczy specjalistka od prawa medycznego, to na barkach lekarzy i położnych spoczywa odpowiedzialność za aktualizowanie wiedzy rodzącej.
- Warto pamiętać, że zgoda pacjentki na daną procedurę, na przykład nacięcie krocza, nie jest dana raz na zawsze. Tak samo jej brak nie jest nieodwoływalny. Wszystko zależy od sytuacji porodowej w danym momencie. Jeżeli pacjentka mimo wskazań nie zgadza się na nacięcie krocza, to lekarz powinien dostosować się do sytuacji i zrobić to, co będzie możliwe, aby zminimalizować ryzyko powikłań - dodaje Budzowska.
Marta Wójcik podkreśla natomiast, że lekarze próbują czasem wymusić na pacjentce zgodę na nacięcie. Kobiety słyszą z ust medyków wiele argumentów. Wymieniają powikłania, do jakich może dojść lub wspominają, że poród będzie się przedłużać w nieskończoność. Wspominają o duszeniu się dziecka lub pęknięciu krocza aż po odbyt.
- O tych kilkudziesięciu historiach, w których pacjentki nacięto mimo kategorycznego sprzeciwu, mocując się z nią siłą, wolałabym nigdy nie usłyszeć. Przemoc fizyczna na porodówkach to wciąż aktualny temat - podsumowuje ginekolożka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl