Blisko ludziNajwiększymi ofiarami strajku nauczycieli są dzieci. "Ryzykują rok z ich życia" - grzmią rodzice

Największymi ofiarami strajku nauczycieli są dzieci. "Ryzykują rok z ich życia" - grzmią rodzice

Największymi ofiarami strajku nauczycieli są dzieci. "Ryzykują rok z ich życia" - grzmią rodzice
Źródło zdjęć: © PAP | Tytus Żmijewski
Agata Porażka
06.03.2019 12:00, aktualizacja: 06.03.2019 16:33

8 kwietnia w całej Polsce ma się odbyć strajk nauczycieli. Dwa dni przed egzaminami gimnazjalnymi, od których zależą kolejne cztery lata nauki nastolatków. – Nie mogli wybrać gorszego terminu – twierdzą uczniowie.

Julian ma 14 lat i jest w 8 klasie szkoły podstawowej w Gdańsku. Poszedł do szkoły rok wcześniej, gdyż w 2011 r. miała wejść w życie ustawa o sześciolatkach rozpoczynających edukację. W ostatniej chwili ją odwołano, ale wielu rodziców zdążyło posłać swoje dzieci do szkoły.

"Nie chcę cierpieć z tego powodu"

Chłopiec od samego początku wiedział, że będzie musiał rywalizować nie tylko ze swoim rocznikiem, ale też z dziećmi, które planowo poszły do szkoły w wieku 7 lat. Nie mógł jednak zdawać sobie sprawy, że zostanie przeprowadzona reforma, z powodu której będzie konkurował nie z dwoma, a z trzema rocznikami.

I gdy 14-latek przygotował się już i na taką okoliczność, dowiedział się teraz, że nauczyciele zostawią go na 2 dni przed egzaminami.

- Nauczyciele to są najwięksi frajerzy – mówi rozgoryczony chłopak. - Tyle się uczyli, a nic z tego nie mają. Ale ja nie chcę cierpieć z tego powodu, że oni mało zarabiają. No przecież ja tego nie zmienię. A jak nie będę mieć egzaminów, to przecież nie złożę podania do liceum w terminie. I co wtedy? Nie mogli wybrać gorszego terminu na strajk.

Z sondażu przeprowadzonego przez panel Ariadna dla WP wynika, że aż 73 proc. badanych zwolenników PiS i ponad 60 proc. ankietowanych zwolenników PO jest przeciwko strajkowi w trakcie egzaminów.

Szczególnie oburzeni są rodzice 8-klasistów, którzy podkreślają, że nie widzą powodu, dla którego nauczyciele ryzykują los ich dzieci dla własnej korzyści. Według nich zostały one włączone do rozgrywek pomiędzy nauczycielami a rządem. I mogą na tym najwięcej stracić.

- Strajkujący nauczyciele używają naszych dzieci jako narzędzia szantażu – twierdzi pani Irena, której syn podchodzi w tym roku do egzaminów. - Ryzykują rok z ich życia, dając im samym niechlubny przykład. Używają sobie naszych dzieci i ich losu jako zakładników, a w zamian chcą dostać pieniądze.

Dodaje także, że tylko w ostatnim semestrze wydała ponad tysiąc złotych na korepetycje dla swojego dziecka. Podobnie zresztą, jak większość rodziców w ich klasie.

Oczekiwania są różne

Zarówno buntujący się nauczyciele, jak i wściekli rodzice zabierają głos i wymieniają się ostrymi uwagami na temat tego, co ma się wydarzyć. Pojawiły się także pytania, gdzie byli nauczyciele, gdy była przeprowadzana reforma.

Według Marii, na dwudziestu nauczycieli w historii szkolnictwa jej dziecka, ledwo 5 wykonywało swoją pracę dobrze. Z czego 3 w przedszkolu.

- Nie dotrzymują słowa, terminów, gubią sprawdziany, odklepują lekcje, żadnej pasji do pracy – twierdzi kobieta. - I za co te podwyżki? Za te krzyki, brak podejścia, lenistwo? - pyta.

- Każdego dnia poświęcam się swojej pracy, po godzinach opiekuję się dzieciakami, które mają problem – odpowiada nauczycielka z wieloletnim stażem. - I jak czytam ‘weźcie się do roboty’, to tak, jakbyś dała mi w mordę. Społeczeństwo myśli, że pracujemy 18 godzin, a mamy po 40 godzin w naszym pensum i często je przekraczamy. Bardzo często - dodaje.

W sieci pod każdym wpisem dotyczącym sytuacji w szkołach trwa głośna dyskusja. Często pada ze strony nauczycieli argument: jestem nauczycielem mianowanym, też mamy dzieci, w tym nastolatków. Zarabiamy 2400 zł. I tak, możemy odejść z oświaty do Lidla. W żaden sposób nam to nie ujmuje. Ale z Lidla do oświaty już nikt nie przyjdzie.

Uderzenie w dzieci

Dla wielu rodziców strajk w takim terminie oznacza jeszcze więcej stresu dla dzieci, które i tak są przeciążone. Są tacy, którzy rozumieją, z jakich powodów ta data została wybrana. Strajk w żadnym innym terminie nie przyciągnie tyle uwagi, co właśnie 8 kwietnia.

Żadna inna data nie niesie ze sobą również tylu konsekwencji dla uczniów. "Świadomie wybrali termin strajku, uderzając w dzieci. To jest podłe", "Ani dzieci, ani rodzice to nie przedmioty, które można przekładać z miejsca na miejsce" – to tylko jedne z wielu komentarzy, jakie wymieniają rodzice pod adresem nauczycieli.

Planowany strajk może w najgorszym przypadku doprowadzić do odwołania egzaminów, które planowo wypadają na 10 oraz 15 kwietnia. Na konferencji prasowej przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz, zapowiedział, że nauczyciele będą strajkować do odwołania.

MEN w odpowiedzi stara się łagodzić nastroje. "Wierzymy, że zarówno nauczyciele, jak i dyrektorzy szkół odpowiedzialni za przeprowadzenie egzaminów mają świadomość, że ich zakłócenie spowoduje trudności w realizacji planów życiowych uczniów" – piszą w komunikacie, który został przesłany do mediów.

Obecnie w szkołach jest przeprowadzane referendum, które jest warunkiem koniecznym do tego, aby strajk się odbył. Nauczyciele odpowiedzą w nim tylko na jedno pytanie.

Czy wobec niespełnienia żądania dotyczącego podniesienia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 jesteś za przeprowadzeniem strajku począwszy od 8 kwietnia?

Jeśli Związek Nauczycielstwa Polskiego dostanie wyniki z co najmniej połowy placówek, które otrzymały to pytanie i ponad połowa osób odpowie "tak", strajk rozpocznie się 8 kwietnia.

Zgodnie z danymi opublikowanymi przez ZNP, aż 78 proc. szkół i przedszkoli przyłączy się do strajku w całym kraju.

Obraz
© Związek Nauczycielstwa Polskiego

Imiona bohaterów w tekście zostały zmienione.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1594)
Zobacz także